Lekarz organów, konstruktor dźwięków. Czyli co robi organmistrz

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Wiesław Jeleń w czasie strojenia organów w kościele Miłosierdzia Bożego w Prudniku.
Wiesław Jeleń w czasie strojenia organów w kościele Miłosierdzia Bożego w Prudniku. Archiwum prywatne
To cesarz wśród instrumentów. Największy, najstarszy, najbardziej majestatyczny. Na Opolszczyźnie mamy ich około 400. Wiesław Jeleń, organmistrz, poznał ich tajemnice.

Ten instrument ma trzysta lat. Organmistrz z Olszynki gładzi ręką ścianki kontuaru organowego. Wyczuwa na desce ślady po heblu dawnego mistrza. W drewnianej szafie organowej piszczałki stoją luźno, wyjęte z wiatrownicy. Klawisze z dębowego drewna, nietknięte przez czas, już nie budzą muzyki. Wiekowy instrument cierpliwie czeka w zakładzie na swoją kolej. - Jeszcze na nich zagram. Tylko skończę pilniejsze prace - zarzeka się Wiesław Jeleń.

- Od 12. roku życia każde wakacje spędzałem w kościele - śmieje się do wspomnień pan Wiesław. Szedł do świątyni nie na mszę, a do pracy. Tata - Witold Jeleń - od najmłodszych lat uczył syna organów, naprawy, strojenia. Senior był nauczycielem i organistą w Kędzierzynie Koźlu, miał okazję współpracować i uczyć się zawodu od miejscowego organmistrza, zanim ten wyjechał na stałe do Niemiec. Pan Wiesław przeniósł się do Olszynki pod Prudnikiem, założył zakład, przekazał wiedzę i umiejętności synowi. Teraz, jako 77-letni emeryt, dozoruje, doradza, pomaga. - Zimne wnętrza kościołów już nie są na jego zdrowie - zastrzega się syn.

Opolskie zagłębie organowe

- To piękna praca i bardzo ciekawy zawód - mówi o swojej profesji Wiesław Jeleń - junior. - Wymaga szerokiego wachlarza smykałek, dużych umiejętności technicznych - ślusarstwa, stolarstwa, wiedzy o materiałach. Starzy organmistrze powtarzają, że uczyć muszą się przez całe życie.

Jeszcze jako adept zawodu pojechał do niemieckiej firmy Laukhuff w Weikersheim, która robi organy od 1823 roku. Powołał się na znajomość z Carlem Berschdorfem z Nysy. W organmistrzowskiej dynastii Berschdorfów pierwszy był Paul, który uczył się pracy od braci Maksa i Rainholda Hundecków z Głogówka. Pod koniec XIX wieku Paul założył własny zakład w Nysie. Przekazał go synowi Carlowi, który w 1945 roku ze swoim synem Norbertem uciekł z oblężonej Nysy do Ratyzbony.

A jeszcze później Norbert Berchsdorf wyjechał z Niemiec do Stanów Zjednoczonych, gdzie do śmierci w 2003 roku zajmował się organami. Cały nyski zakład rodziny, instrumenty, dokumentacja, spłonęły w czasie walk albo późniejszego rabunku miasta. Ksiądz Grzegorz Poźniak z Opola, który napisał pracę doktorską o dziejach tego zakładu, doliczył się na całym Śląsku ponad 150 organów autorstwa firmy Berschdorf Neisse. Śladów po nyskiej wytwórni szukał na kościelnych chórach, w archiwach parafialnych.

- W firmie Laukhuff znali Carla Berchsdorfa, bo też jako młody człowiek praktykował w ich firmie - opowiada Wiesław Jeleń. - Kiedy dowiedzieli się, że przyjechałem ze Śląska, dzięki Berschdorfowi udało mi się najpierw uprosić ich, żeby oprowadzili mnie po zakładzie. Potem zaczęliśmy współpracować i mogłem podpatrzyć tajniki ich technologii.

Ks. dr Grzegorz Poźniak, organolog z listy ekspertów Ministerstwa Kultury, autor "Katalogu organów diecezji opolskiej", przyznaje szczerze, że nie wie dokładnie, ile organów stoi w kościołach Opolszczyzny. Można to na razie tylko oszacować. Jest 397 kościołów parafialnych, ale w części pewnie stoją nowsze instrumenty elektryczne. Za to część parafii ma jeszcze kościoły filialne.

Starych instrumentów piszczałkowych jest więc gdzieś około 400. Ksiądz doktor od kilku lat systematycznie odwiedza opolskie świątynie, dekanat po dekanacie. Bada dokumenty, idzie na chór, ogląda, spisuje, w jakim są stanie, jakiej naprawy potrzebują. W pierwszym tomie katalogu zawarł opisy organów z 18 dekanatów, czyli z połowy diecezji. Z pozostałych 18 dekanatów odwiedził już 30 procent. Może w przyszłym roku uda się dokończyć dzieło, które nie ma prekursora ani w naszej parafii, ani w żadnej innej w Polsce.

- Organy to najbardziej skomplikowany instrument, wymyślony przez człowieka - mówi ks. dr Grzegorz Poźniak. - Są największym instrumentem, mają największe możliwości barwy dźwięku. Wydają jednocześnie najwyższe i najniższe tony, jakie może usłyszeć ludzkie ucho. Mozart mówił, że to król instrumentów. W języku polskim, jak zresztą we wszystkich językach słowiańskich, o organach mówi się tylko w liczbie mnogiej, dla podkreślenia ich majestatu. Liczba pojedyncza w tym przypadku nie istnieje.

Zasadę działania organów wymyślono w III wieku przed Chrystusem i od tego czasu właściwie się nie zmieniła. Dźwięki wydają piszczałki umieszczone na tzw. wiatrownicy, czyli zmyślnym urządzeniu, które rozdziela wiatr - powietrze pompowane z miechów. Od 2 tysięcy lat człowiek doskonali budowę organów, rozbudowuje ilość głosów i piszczałek. Wprowadził napęd elektryczny, elektryczne sterowanie, ale zasada działania pozostaje niezmienna.

Od 12 lat organy na Opolszczyźnie, muzyka organowa, przeżywają renesans. Ksiądz Grzegorz Poźniak jako kierownik diecezjalnego Referatu Muzyki Kościelnej namówił parafie do wyremontowania i zrekonstruowania 130 instrumentów. Niektóre po wielu latach na nowo zaczęły grać. Zwyczajem stały się koncerty wieńczące każdy remont. Na opolskich instrumentach nagrano już 12 płyt z muzyką organową.

- Ludzie nie zdają sobie sprawy, jaki to był ogrom pracy - przyznaje ks. Poźniak. - Większość kosztów sfinansowano z ofiar mieszkańców tych parafii, tylko mniejsza część to różne dofinansowania. I zdecydowaną większość remontów przeprowadziły dwa zakłady organmistrzowskie - Witolda i Wiesława Jeleniów z Olszynki oraz Henryka Hobera z Olesna.

Fabryka dźwięków jedzie do szpitala

- Remont zaczyna się od oględzin z udziałem biegłego organologa i przedstawicieli Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który ostatecznie zatwierdza zakres prac konserwatorskich - mówi Wiesław Jeleń. - Potem zabieramy się za demontaż części instrumentu. Co się da, naprawiamy na miejscu. Resztę przewozimy do naszego zakładu.
Duże organy mają nawet 60 głosów i 3 tysiące piszczałek. Największe z nich dochodzą do 6 metrów długości, mają 20 - 30 centymetrów menzurki, czyli grubości. To one dają organom moc dźwięku, przy której drżą kościelne mury i serca wiernych. Najmniejsze piszczałki są niewiele większe od zapałek.

- Najwięcej uszkodzeń powodują drewnojady, owady jedzące drewno. To, co się da uratować uzupełniamy, konserwujemy, impregnujemy - opowiada pan Witold. - Czasem, gdy piszczałka już przestała wydawać dźwięk, trzeba ją odwzorować i dorobić nową.
Piszczałki trzeba odpowiednio dobrać przestrzennie, żeby się ze sobą nie kłóciły. Najtrudniejszą częścią pracy organmistrza jest wzbudzanie do grania. Tu decyduje wprawne ucho i ręka. Mistrz musi ręcznie podciąć szczelinę odbijającą strumień powietrza. Na koniec zostaje ponowny montaż i strojenie, wielokrotnie powtarzane, nawet przez kilka miesięcy.

- Najwięcej uszkodzeń mechanicznych organów powoduje nieostrożność ludzi - przyznaje organmistrz z Olszynki. - Ktoś niepowołany wchodzi do organów, często jest to ekipa remontowa dokonująca malowania. Przypadkowo ktoś coś stuknie, wygnie, uszkodzi. Organy wymagają niezwykłej delikatności.

W Pieszycach remontowali instrument z 1650 roku. Otworzyli szafę organową i zobaczyli, jak wygląda zatrzymany czas. Dębowe drewno przeżyło 350 lat w doskonałym stanie. Wymiany praktycznie wymagały tylko elementy skórzane. Przez dwa lata pracowali natomiast nad organami z Jaryszowa, zbudowanymi w 1796 roku przez firmę Weisse z Bawarii. Trzeba było rozbierać miechy, wiatrownicę, uzupełniać zniszczone drewniane części.

- Te organy to prawdziwa perełka, są bardzo cenne - mówi ks. dr Poźniak. - Są stare, ale małe, składają się zaledwie z 7 głosów. W porównaniu do instrumentu z Głubczyc, wykonanego stosunkowo niedawno, bo w 1905 roku, który liczy blisko 60 głosów, to niewiele. Instrument z Głubczyc jest młodszy, ale ma inne zalety, wspaniałe brzmienie i bardzo rzadko używane głosy. W przypadku organów bardzo trudno jest wskazać ten najcenniejszy, najciekawszy.

- Zazwyczaj zaczynając pracę z organami, nie znamy ich producenta - opowiada Wiesław Jeleń. - Dopiero w czasie demontażu wiatrownicy czy elementów szafy ukazuje się jakaś sygnaturka napisana ołówkiem albo niewielka karteczka. My też zaczęliśmy zostawiać takie informacje w remontowanych instrumentach.

W XIX wieku Śląsk był organową potęgą. Obok firmy Berchsdorfów w Nysie istniał zakład Schlag und Sohne w Świdnicy, Hass w Głubczycach. W Krnowie od 1873 roku działał zakład Franza Riegera, prowadzony potem przez kolejne pokolenia synów Otta i Gustawa, wnuka Otta juniora. Po wojnie komunistyczne władze Czechosłowacji upaństwowiły, ale nie zlikwidowały firmy Rieger i Kloss. W 2011 roku została ponownie sprywatyzowana. Od powstania do dzisiaj w zakładzie Riegera w Krnowie wyprodukowano 3735 organów. Dopiero w ostatnich latach firma nie daje rady konkurować z instrumentami sprowadzanymi z Niemiec, bo tamtejsza parafia wymienia je na nowe lub wręcz likwiduje zbędny kościół. Nowe duże organy kosztują milion złotych. Używane można sprowadzić i zainstalować za 10 procent tej kwoty.

- Kiedyś demontowaliśmy organy z likwidowanego kościoła w Niemczech - opowiada pan Wiesław. - W środku już nie było sakralnego wyposażenia. Kiedy załadowaliśmy organy na tira, podjechał buldożer i zaczął burzenie. To bardzo przykry widok. Mam nadzieję, że u nas tego nie będzie.

Miłość do organów jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Rodziny Jeleniów z Olszanki czy Berschdorfów z Nysy nie są wyjątkami. Kilka dni temu nagrania muzyki organowej w kościele w Korfantowie zakończyli potomkowie dawnego miejscowego organisty. Wrócili po latach, aby zagrać na instrumencie, który znali z rodzinnych opowieści. W Bliszczycach koło Głubczyc renowację tamtejszych organów sfinansował dawny parafianin, który w młodości grał w kościele na tym instrumencie. Chciał po sobie zostawić odnowione brzmienie. Miał przyjechać na pierwszy koncert. Nie zdążył. Umarł. Przyjechały tylko jego dzieci. Jemu zadedykowano muzykę. Bo ludzie przeminą, ale muzyka zostanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska