Lekarz z WCM nie rozpoznał, że dziecko ma złamaną rękę

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Opolanka zaangażowała kancelarię prawniczą i zamierza pozwać szpital, domagając się odszkodowania.
Opolanka zaangażowała kancelarię prawniczą i zamierza pozwać szpital, domagając się odszkodowania. Sławomir Mielnik
6-latek cierpiał blisko miesiąc, bo ortopeda z WCM źle go zdiagnozował. Dopiero chirurg z innego szpitala zorientował się, co dolega Szymonowi.

6-letni Szymon w połowie kwietnia miał wypadek w przedszkolu. Chłopiec spadł ze zjeżdżalni tak niefortunnie, że uszkodził sobie prawą rękę. Gdy zaczął uskarżać się na ból, przedszkolanka zadzwoniła po rodziców. Prosto z przedszkola dziecko trafiło na izbę przyjęć Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.

- Lekarz obejrzał rękę, nacisnął nadgarstek i wysłał nas na prześwietlenie - wspomina pani Grażyna, mama chłopca. - Zdziwiło mnie, że kazał prześwietlić tylko nadgarstek, choć ręka powyżej niego wyglądała inaczej niż zwykle. Miałam wrażenie, że z boku coś odstaje, ale nie jestem ortopedą, więc uznałam, że lekarz wie, co robi.

Lekarz stwierdził, że powodem bólu jest stłuczenie nadgarstka i zlecił założenie 6-latkowi szyny. Po tygodniu mama wróciła z chłopcem na kontrolę. - Lekarz zdjął szynę, ale nie zlecił prześwietlenia rączki. To też wydawało mi się dziwne, ale przecież to on jest fachowcem, a nie ja – wspomina pani Grażyna.

Rodziców niepokoiło to, że 6-latek po powrocie do domu zaczął skarżyć się na ból rączki i wyraźnie unikał poruszania nią. Początkowo sądzili, że dziecko zachowuje się tak z obawy przed bólem, a nie dlatego, że rzeczywiście cierpi.

- W końcu zauważyłam, że ta wypukłość powyżej nadgarstka, która zaniepokoiła mnie tuż po wypadku, robi się większa. Stwierdziłam, że syna powinien jednak jeszcze raz obejrzeć lekarz – relacjonuje mama 6-latka. - Dostałam skierowanie do ortopedy, ale widziałam, że dziecko się męczy, więc wróciłam do WCM-u. Usłyszałam od rejestratorki, że powinnam umówić się na termin, chyba, że pan doktor zgodzi się nas przyjąć z marszu. Lekarz - ten sam zresztą, który zdejmował szynę – stwierdził, że nie ma dzisiaj czasu, ale ja mimo to pokazałam mu rękę Szymona. Chciałam, żeby na własne oczy się przekonał, że jest krzywa, więc coś musi być nie tak. A on do mnie na to: „no widzę, że jest krzywa, ale co mam zrobić? Drugi raz ją łamać?

Opolanka wyszła z gabinetu, nie wierząc w to, co usłyszała.
Pomocy nie dostała, dlatego zabrała synka do szpitala przy ul. Katowickiej w Opolu (było to blisko miesiąc po wypadku).

- Tam, po prześwietleniu całej ręki okazało się, że dwie kości – łokciowa i promieniowa - są złamane - mówi pani Grażyna.

- Lekarz, który badał tam syna, był w szoku - mówi pani Grażyna, mama Szymona. - Stwierdził, że ręka zaczęła się zrastać, więc właściwie należałoby ją złamać i złożyć na nowo. Byłam załamana, bo dla dziecka to niepotrzebny ból i stres. Ostatecznie pan doktor zaproponował, że założą Szymonkowi szynę sięgającą barku i w ten sposób spróbują prostować rękę.
Kobieta uważa, że lekarze, którzy zajmowali się chłopcem w WCM popełnili błędy.

- Pierwszym było to, że po wypadku nie prześwietlono całej ręki, a jedynie nadgarstek - podkreśla pani Grażyna. - Gdyby to zrobiono, lekarz pewnie zorientowałby się, że ręka jest złamana i to w dwóch miejscach. Zachowanie lekarza, który widział, że z ręką jest coś nie tak, a jednak nie pomógł synkowi jest moim zdaniem karygodne. Dziecko przez niemal miesiąc cierpiało, a nawet teraz nie wiadomo, jak ta sprawa się skończy. Nie chce mi się w głowie zmieścić, że takie historie dzieją się w największym opolskim szpitalu.

Poprosiliśmy o wyjaśnienie sprawy kierownictwo opolskiego WCM. Andrzej Kucharski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, poinformował nas, że szpital przeprowadził postępowanie wyjaśniające.

„Niestety, nie możemy się jednoznacznie ustosunkować do przedstawionych zarzutów, ponieważ przedstawiony przebieg
zdarzeń różni się od opisanego w dokumentacji medycznej” - napisał dyrektor Kucharski. Zapowiedział też, że placówka skontaktuje się z rodzicami, aby ustalić, co wydarzyło się w szpitalu.

Pani Grażyna ma żal, że dyrekcja zainteresowała się sprawą dopiero wtedy, gdy włączyły się media.
- Po tym zdarzeniu chciałam spotkać się z dyrektorem, ale w sekretariacie usłyszałam, że mam spisać protokół i że oni się do tego ustosunkują na piśmie - opowiada rozżalona mama. - Uznałam, że nic tam po mnie.

Opolanka zaangażowała kancelarię prawniczą i zamierza pozwać szpital, domagając się odszkodowania.

To nie pierwsze niepokojące sygnały, jakie w ostatnich miesiącach napływają od pacjentów WCM. W listopadzie ub.r. na izbie przyjęć zmarł 2-letni chłopiec, który do szpitala trafił z powodu bólu brzucha, wymiotów i biegunki. Jego rodzice zarzucali szpitalowi opieszałość, a sprawą zajęła się prokuratura. Dyrekcja zapowiadała wówczas zmiany, które miały usprawnić działanie. Ale kilka miesięcy później procedury zawiodły po raz kolejny. W kwietniu opisywaliśmy sprawę 21-miesięcznej dziewczynki, której rodzice przez kilka godzin czekali na pomoc.

Dyrektor ds. lecznictwa przyznał wówczas, że popełniono błędy i zapewnił, że zrobi wszystko, by więcej się one nie powtórzyły. Na początku maja lekarze z WCM odesłali do domu 15-miesięcznego chłopca z zapaleniem płuc. Szpital przeprowadził wówczas postępowanie wyjaśniające, ale - jak nas zapewniono - nie wykazało ono nieprawidłowości.

Chcieliśmy, aby dyrektor WCM Dariusz Madera odniósł się do tej fatalnej serii zdarzeń. W piątek otrzymaliśmy zapewnienie z sekretariatu, że dyrektor skontaktuje się z nami w tej sprawie. Do wczoraj nie otrzymaliśmy odpowiedzi na przedstawione pytania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska