Lekarze powinni otworzyć gabinety. Wtedy mogą dalej prowadzić negocjacje

Redakcja
Marek Balicki
Marek Balicki Adrian Grycuk/Wikipedia CC 3.0
Rozmowa z Markiem Balickim byłym dwukrotnym ministrem zdrowia, politykiem SLD, posłem kilku kadencji.

Jest pan lekarzem z wieloletnim stażem, ale niech się pan postawi w roli pacjenta, zwykłego człowieka. Kto w obecnym sporze między ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem i lekarzami rodzinnymi z Porozumienia Zielonogórskiego ma rację?
Ja nie wiem, czy kontrakty proponowane lekarzom podstawowej opieki zdrowotnej są dobre, czy nie. Nie uczestniczyłem w spotkaniach obu stron i nie mam podstaw do tego, aby ocenić, kto ma rację. Ale to jest drugorzędna rzecz, bo nie ma takiej sytuacji, żeby nie można było się dogadać. Najważniejsi powinni być pacjenci, którzy przeżywają teraz dramat, gdyż nie mogą się dostać do lekarza. To przykre, co się teraz dzieje. Wyobraźmy sobie 80-letniego schorowanego człowieka, który idzie do przychodni po receptę, zastaje drzwi zamknięte i nic z tego, co się dzieje, nie rozumie. Kto mu to wytłumaczy, dlaczego lekarz go nie przyjmie? Tu nie może być miejsca na konfrontację, żaden pacjent nie powinien być uczestnikiem tej gry.

Ale jakie jest rozsądne wyjście z sytuacji, która z dnia na dzień coraz bardziej się zapętla?
Trzeba jak najszybciej to zakończyć, dlatego należy usiąść i dalej rozmawiać. A gabinety lekarze powinni otworzyć. Służba zdrowia nie może być polem rozgrywek, podchodów, walki. Gdy wcześniej byłem dyrektorem Szpitala Wolskiego w Warszawie, to dwukrotnie nie miałem podpisanej umowy z NFZ. Rok kalendarzowy się kończył, a ja pozostawałem z tym problemem sam na sam. Zawsze jednak obowiązywała w naszym szpitalu zasada, że nawet jak nie mamy kontraktu, to pacjentów przyjmujemy. W żadnym przypadku nie można ich odprawić z kwitkiem. To jest bowiem dla mnie niewyobrażalna sytuacja.

Lekarze POZ tłumaczą się jednak tym, że skoro nie podpisali umów na 2015 rok, to przyjmowanie pacjentów byłoby wtedy bezprawne i NFZ wtedy by im nie zapłacił. Poza tym mogłoby to oznaczać, że się poddali.
Ależ to nie tak. Lekarze powinni otworzyć gabinety, wystawiać za porady rachunki dla NFZ i w tym czasie dalej negocjować, walczyć o swoje. Jest to dopuszczalne w stanach nagłych, pozwala na to ustawa o świadczeniach zdrowotnych i, będąc dyrektorem szpitala, sam z tego rozwiązania skorzystałem.

Rozmowy Ministerstwa Zdrowia z lekarzami POZ odbyły się już wielokrotnie i nic nie wniosły. Można więc przypuszczać, że kolejne też nic nie dadzą.
Rozmowy faktycznie trwają od lata, ale najpierw należałoby się zastanowić, dlaczego minister Bartosz Arłukowicz zaczął omawiać szczegóły związane z kontraktami w podstawowej opiece zdrowotnej dopiero za pięć dwunasta? To za późno. Powinien był skończyć negocjacje we wrześniu. Od czasu wprowadzenia kontraktów, od powołania kas chorych, zanim jeszcze powstał NFZ, minęło przecież 15 lat. To wystarczająco długi okres, by procedurę zawierania umów dopracować. To, co się obecnie dzieje, te zamknięte gabinety, to obciąża rząd. Władze oceniamy za skutki działania. Obywatele mają prawo do błędu, natomiast to my "wynajmujemy" władze, żeby umiały rozwiązywać problemy.

Widać jednak wyraźnie, że obie strony są zacietrzewione, więc zgody nie będzie. Jakie wyjście?
Potrzebny jest mediator i w roli tej widzę premier Ewę Kopacz. Była wcześniej ministrem zdrowia, zna problemy służby zdrowia. Moim zdaniem to najlepsze rozwiązanie. Obecny spór ministra i lekarzy przypomina kłótnię o dziecko rozwodzących się rodziców, którzy już dawno o dziecku zapomnieli. W tym przypadku jest nim pacjent.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska