Lekcja nienawiści. Jak pedagogiczne ciało się na siebie zafiksowało

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Internetowy wątek dotyczący prezes Anny Zielińskiej ma w internecie 2300 wpisów. - Mam już dość - mówi.
Internetowy wątek dotyczący prezes Anny Zielińskiej ma w internecie 2300 wpisów. - Mam już dość - mówi. Tomasz Kapica
Bałagan w dokumentach, zarzuty o kumoterstwo, donosy do prokuratury, komisji rewizyjnej, centrali w Warszawie. I ostra naparzanka na forum internetowym. Tak od miesięcy wygląda rzeczywistość w kędzierzyńskim oddziale ZNP.

Do tego dochodzi publiczne obrażanie i szyderstwa, na jakie można byłoby przymknąć oko, gdyby chodziło o dzieciaki ze szkoły. Ale to akurat robota nauczycieli...

Związek Nauczycielstwa Polskiego to największa organizacja zrzeszająca pedagogów w Polsce, z bardzo długimi tradycjami sięgającymi 1905 roku. Z piękną kartą historii, w czasie II wojny światowej jego członkowie organizowali tajne uczanie, ryzykując życiem. W kędzierzyńskim ZNP wojna trwa do dziś, tyle że domowa. Prezesa tutejszego oddziału Annę Zielińską niechętni jej nauczyciele nazwali obraźliwie "pusią wydmusią". Ktoś narysował jej karykaturę i założył profil facebookowy, a także stronę internetową. Przedstawia się ją jako zmanierowaną panią, która zamiast walczyć o prawa pracowników oświaty, urządziła sobie bizantyjski dwór i czerpie rzekomo wielkie korzyści z mieszania w związkowym kotle. Padają oskarżenia o fałszowanie dokumentów, nepotyzm, kumoterstwo. Przykład pierwszy: wrogowie pani prezes poskarżyli się publicznie, że ta zatrudniła swoją córkę za związkowe pieniądze. Faktem jest, że ZNP podpisało umowę z firmą córki Anny Zielińskiej w 2011 roku. Jej przedmiotem miało być świadczenie usług księgowych.

- Wcześniej zmarła koleżanka, która zajmowała się księgowością. Warszawa nalegała, żeby prowadzić ją w specjalnym programie, który nie wszyscy obsługują. Moja córka akurat go znała - tłumaczy przewodnicząca Zielińska.

Pachnie aferą z daleka, gdyby nie jeden fakt. Firma córki pani Zielińskiej za prowadzenie księgowości oddziału, który liczy ponad pół tysiąca członków, brała miesięcznie... 500 złotych brutto. Czyli jakieś 370 złotych netto. Sprawdziliśmy - za taką kwotę naprawdę ciężko byłoby znaleźć jakąkolwiek firmę, która poprowadziłaby księgowość. Nie mówiąc już o zatrudnieniu księgowej choćby na pół etatu. No, ale "zatrudniła córkę" brzmi nośnie.

Tego akurat żałuję

Zielińska przyznaje jednak: - Gdybym wiedziała jakie ciężkie działa zostaną wyciągnięte w związku z tą sprawą, tobym się nigdy nie zgodziła na to, żeby związek podpisał tę umowę z firmą córki. Chcąc gospodarnie dysponować funduszami związku, naraziłam ją na niewybredne komentarze.

Kolejny zarzut dotyczy wprowadzania do związku członków tylnymi drzwiami. Za przykład podaje się historię Renaty Scheit, byłej szefowej wydziału oświaty kędzierzyńsko-kozielskiego starostwa. Z dokumentów wynika, że deklarację członkowską przystąpienia do ZNP Renata Scheit wypełniła 28 listopada 2013 r. Miała ją złożyć w biurze zarządu dzień później. Ale składki za dwa miesiące do tyłu zapłaciła dopiero 5 lutego 2014 r. Niedługo po tym (w marcu 2014 r.) pani Scheit została wybrana na prezesa ogniska zrzeszającego pracowników Miejskiego Zarządu Oświaty oraz Powiatowego Zarządu Oświaty, a w czerwcu zeszłego roku została wiceprezesem ZNP w Kędzierzynie-Koźlu. Uchwała prezydium przyjmująca panią Scheit w szeregi związkowców datowana jest na 5 grudnia 2013 roku. W księdze protokołów, gdzie opisuje się posiedzenia prezydium, powinna być informacja na ten temat. Ale jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, nie ma jej tam.

Mamy więc brak protokołów, składki płacone do tyłu. Czy to tylko bałagan w związkowych papierach, czy może świadome działanie? Zdaniem przeciwników prezes Zielińskiej - to drugie. Na przełomie 2013 i 2014 podjęto decyzje o połączeniu wspomnianego wydziału oświaty, którym kierowała pani Scheit, z Powiatowym Zarządem Oświaty. Powstał Powiatowy Zespół Oświaty. Ale na jego czele nie mogła już stanąć dotychczasowa pani kierownik, ponieważ nie spełniała jednego z wymogów formalnych, aby wygrać konkurs (szefową została Aurelia Stępień, pracująca wcześniej w opolskim kuratorium). Wejście do związków jeszcze przed reorganizacją miało zapewnić jej pomoc i wsparcie ZNP.

- Składki były zapłacone dopiero w lutym, ponieważ w styczniu było w Związku strasznie zamieszanie, nie zauważyliśmy, że ich nie ma. Pani Scheit też była bardzo zajęta i mogła nie zwrócić na to uwagi - tłumaczy Anna Zielińska. Uważa, że zarzut iż była kierownik wydziału oświaty poszła po wsparcie ZNP, jest absurdalne. - Po to przecież ludzie się zrzeszają w takich organizacjach - tłumaczy.

Przyjmowali w święto narodowe

Podobnych oskarżeń jest dużo więcej. Wszystkie żywo komentowane w internecie. Wątek dotyczący awantury u związkowców ma ponad 2300 wpisów. To rekord Opolszczyzny. Po drugiej stronie barykady stoi Sławomir Jakoniuk, były wiceprezes kędzierzyńsko-kozielskiego ZNP i zarządu okręgowego związku. Były, bo został wykluczony za działalność na szkodę tej instytucji. Pan Jakoniuk bardzo łatwo szermuje zarzutami wobec prezes Zielińskiej i jej otoczenia. "Ze związku stworzyła swoją firmę rodzinną, małe imperium oparte o donosicieli" - twierdzi Jakoniuk.

Tyle że za bałagan w organizacji jej obecne władze oskarżają właśnie jego. Będąc członkiem ZNP, to on odpowiadał bowiem za rekrutację, brał udział w przyjmowaniu pani Renaty Scheit. Jej deklarację wysłał do zarządu okręgu w Opolu w lutym 2014 r. Jednocześnie swoim podpisem poświadczył, że w poczet członków została przyjęta 12 marca 2014 roku... Wychodziło więc na to, że pani Scheit najpierw płaciła składki, a potem zapisała się do związków. Takich kwiatków jest dużo więcej. W dokumentach związkowych są zapisy, że konkretny członek został przyjęty np. 1 listopada. Czyli w dzień wolny.
Sławomir Jakoniuk nie chce powiedzieć, kto jest autorem obraźliwej strony internetowej. A przewodnicząca Zielińska idzie do sądu. Były już także donosy do prokuratury na sposób prowadzenia dokumentacji, ale śledczy nie dopatrzyli się większych nieprawidłowości.

Całej sytuacji z pewnym niesmakiem przygląda się szefowa opolskiego oddziału ZNP Wanda Sobiborowicz.

- Konflikt ten nabrał zbyt daleko idącego wydźwięku. Takie sprawy powinno się załatwiać między sobą, a nie na forum publicznym - uważa prezes Sobiborowicz. Tłumaczy, że wszystkie sprawy z kędzierzyńsko-kozielskiego "piekiełka" były sprawdzane przez komisje rewizyjne. Pewne nieprawidłowości wykryto, ale nie miały one wpływu na skuteczność czy też standardy funkcjonowania związku.

Wandzie Sobiborowicz też się zresztą oberwało. Zarzucono jej, że bierze dwa tysiące złotych miesięcznej diety jako związkowiec. "ZNP oraz spółdzielnie mieszkaniowe to ośrodki przyjemnej starości dla byłego aktywu minionego systemu. Można sobie dorzucić co nieco do emeryturki" - napisał na forum jeden z internautów, zapewne nauczyciel.

Pani Sobiborowicz przyznaje, że jest na emeryturze. Ale to właśnie z tego powodu - jak twierdzi - dieta jej się po prostu należy. - Pracuję od 8.00 rano, niekiedy do 22.00. Także w soboty i niedziele, jeśli jest taka potrzeba.Za darmo pieniędzy nie biorę - przekonuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska