Lekkoatletyka. Michał Gawenda - najpierw przeskoczył ojca, potem wskoczył do historii! Legendy polskiej tyczki ciąg dalszy…

Paweł Wiśniewski
Paweł Wiśniewski
Historyczna chwila na stadionie w Suwałkach - Michał i Andrzej Gawenda i ich rekord
Historyczna chwila na stadionie w Suwałkach - Michał i Andrzej Gawenda i ich rekord Archiwum prywatne
W tym sezonie lekkoatletycznym robi furorę - bije rekord za rekordem, jest liderem tabel światowych 18-latków, a gronie najlepszych juniorów jest trzeci, mając dwa lata mniej od rywali… Michał Gawenda - bo o nim mowa, to syn czołowego naszego tyczkarza lat 90-tych, Andrzeja. Podczas „dorosłych” mistrzostwa Polski, które kilkanaście dni temu odbyły się w Suwałkach, 17-letni tyczkarz z OKS Skra Warszawa pokonał poprzeczkę na wysokości 5.40 m! A to oznaczało rekord Polski juniorów młodszych, który od 1981 roku (!!!) należał do Ryszarda Kolasy i wynosił 5.31 m. A w 2022 roku, z 19-latków na świecie, lepsi od Gawendy są tylko Francuz Anthony Ammirati (5.65 m) i Amerykanin Reagan Ulrich (5.41 m).

Czy coś pana łączy z legendarnym zespołem dziecięco-młodzieżowym „Gawęda”?
Absolutnie nic. To pytanie często zadawano tacie i wujkowi, Rafałowi. Nie, nie mamy nic wspólnego, nawet nasze nazwisko pisze się inaczej.
Jak pan skoczył te 5.40 m w Suwałkach?
Jestem w dobrej formie, dobrze się czuję.
I nie ma pan lęku wysokości? Spada pan przecież z trzeciego pietra...
O tym w ogóle się nie myśli. Zawodnik stopniowo skacze coraz wyżej, zatem nie odczuwa tych wysokości.
Co było przed skokiem o tyczce?
Tata namówił mnie do sekcji gimnastyki sportowej, żebym rozwinął się sprawnościowo. I to się udało. Ale gimnastykiem wybitnym nie byłem. Jestem zdecydowanie za wysoki. Ale trenowałem przez sześć lat.
To przygodę ze sportem zaczynał pan chyba w kołysce?
Nie, bez przesady. Miałem 7-8 lat.
Tata Andrzej - tyczkarz, mama Małgorzata - oszczepniczka. Inaczej być nie mogło…
Zgadza się. Chyba inaczej nie dało się.
Przed panem wyzwania międzynarodowe… Najpierw mistrzostwa Europy U18, potem mistrzostwa świata U20. Jest presja?
Na pewno - najlepszy wynik na świecie to duże oczekiwania. Ale daję sobie radę - mam zrobić swoje o tyle.
Ile trzeba będzie skoczyć w Jerozolimie, by wygrać?
Myślę, że 5.30-5.40 m
Udaje się jakoś pogodzić sport z nauką?
Oczywiście. Jestem w 3. klasie Liceum Ogólnokształcącego Niepublicznego nr 76 im Wisławy Szymborskiej w Warszawie. Za rok matura.
A jest czas na randki?
Nie mam dziewczyny…
Jak to jest zmierzyć się z legendą taty czy innych tyczkarzy?
- Zawsze mieliśmy dobrych tyczkarzy w naszym kraju. Legendarni Władysław Kozakiewicz, Tadeusz Ślusarski, Wojciech Buciarski - jedno mistrzowskie pokolenie, Mirosław Chmara, Marian i Ryszard Kolasa – drugie, potem Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek. Może teraz przyjdzie czas na mnie...To taka wymiana pokoleniowa… Może uda mi się kiedyś „zastąpić” Piotrka czy Pawła…?
Czego brakuje panu jako tyczkarzowi?
Pełnej techniki. Wciąż jestem nieregularny, co tej w konkurencji jest bardzo ważne. No i doświadczenia.
Jest magia rekordzisty świata, Szweda Armanda Duplantisa?
Dla mnie jest wzorem pod względem „filozoficznym”.
Co to znaczy „filozoficznym”?
Armand nie analizuje na rozbiegu dalszej, co go czeka - czy tyczka nie jest za twarda, czy tyczka będzie w stanie go wyrzucić. Oddaje skok i tyle.
Czy panu złamała się kiedyś tyczka?
Raz, trzy lata temu. Ale nie żałowałem.
Rośnie pan jeszcze? Teraz mamy chyba optymalne 1.92 m wzrostu.
Na szczęście, chyba już przestałem. W końcu nie mam kontuzji. Szybko rosłem, rozwijałem się, no to pojawiały się problemy zdrowotne.

W międzyczasie do naszej rozmowy dołączył tata Michała - Andrzej Gawenda.

Pamięta pan jeszcze swoje skoki?
Pewnie, że pamiętam. Ale Michał już dzisiaj skacze wyżej. To super. Ja mogę pochwalić się „życiówką” 5.30 m. Ale taki wynik uzyskałem tak w hali, jak i na otwartym stadionie, ale w ukończonym dziesięcioboju.
Bliżej panu do Mirosława Chmary, starszych braci Kolasa czy Adama Kolasy, Krzysztofa Kusiaka, Przemka Gurina czy Piotr Buciarskiego?
Oczywiście, ci pierwsi byli trochę starsi, a na „co dzień” rywalizowałem głównie z tym drugimi. Między nami było tylko trzy lata różnicy. Chodzież nieraz startowałem i z Mirkiem Chmarą i z Marianem Kolasą.
Jest pan nie tylko lekkoatletycznym, ale i instruktorem tenisa ziemnego… Widział pan Michała na kortach Wimbledonu?
- A kto miałby za to płacić. Wraz żoną jesteśmy nauczycielami. A w naszych realiach, tenis w przypadku Michała, w ogólne nie wchodził w rachubę. Poza miałem świadomość, że Michał nie ma wielkiej smykałki do sportu otwartego czyli gier, gdzie mamy zupełnie inną koordynację. Lekkoatletyka jest sportem zamkniętym z wyuczonym ruchem, który można doprowadzić do perfekcji. A 12-13 lat to najlepszy wiek na rozpoczęcie przygody z lekkoatletyką.
Gdzie trenujecie?
Na stadionie Orła przy Podskarbińskiej. Z kolei technikę szlifujemy na AWF-ie. Głównie bazujemy jednak na ośrodku w Spale. Dobrze, że mamy wsparcie PZLA. Michał jako młodzik już miał dobre wyniki, ale ta kategoria wiekowa nie jest jeszcze objęta szkoleniem centralnym. Ale kiedy został juniorem młodszym, dostał sprzęt i - co najważniejsze - odpowiednie tyczki. Ponadto mamy fizjoterapeutę i dietetyka.
Gdzie jest granica możliwości Michała Gawendy?
On mnie cały czas czas zaskakuje. Od samego początku naszej współpracy. Nie myślałem, że będzie aż tak dobry. U mnie dzieci 12-13-letnie trenują dwa razy dziennie. Identycznie było z Michałem. I pokonał 4 metry, bijąc rekord kraju dzieci starszych Rysia Kolasy o 19 centymetrów… Naprawdę nie wiem, gdzie są jego granice. Na razie nastawiamy się na cele krótkofalowe. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska