Lepszy wróbel w garści

Jacek Szwedkowicz
Do kursów, dzięki którym łatwiej byłoby znaleźć pracę, zwalniani z "Opolwapu" podchodzą sceptycznie. Po prostu nie wierzą w ich skuteczność.

Niech wreszcie przestaną robić ludziom wodę z mózgów. Po co mi ślęczenie na kursie, po co mi nowe kwalifikacje, skoro i tak nie znajdę pracy, bo jej po prostu nie ma w okolicy. Organizowanie więc takich szkoleń to tylko wyrzucanie pieniędzy w błoto - powiedział "NTO" jeden z pracowników strzeleckiego "Opolwapu" wpisany na listę osób, które z pierwszym dniem grudnia br. otrzymają wypowiedzenia z pracy; pracownik ten prosił o nieujawnianie jego nazwiska.

Filialny zakład "Opolwapu" w Strzelcach Opolskich rzeczywiście zamierza rozwiązać umowy o pracę z 37 ludźmi. Jest to związane z dekoniunkturą na rynku materiałów budowlanych. Spada popyt, spada sprzedaż i dlatego trzeba ograniczać produkcję wapna. W tej sytuacji redukcje kadrowe są nieuniknione. Grupa Lhoist-Polska, która jest właścicielem "Opolwapu", postanowiła przeprowadzić tę ostatnią operację w miarę po ludzku. Przewidziani więc do zwolnień otrzymają wyższe niż normalnie odprawy i odszkodowania, równe nawet pięciomiesięcznym wynagrodzeniom. Niezależnie od tego każdy z nich dostanie dodatkowo pięć tysięcy złotych. Kwotę tę wytargowały od pracodawcy związki zawodowe. - Na ewentualne przekwalifikowanie się - przypomina Ewa Skowronek, przewodnicząca "Solidarności" w "Opolwapie". Ona też wyjaśnia, że pracodawca, za namową związkowych negocjatorów, zgodził się, aby te pieniądze ludzie otrzymali bezpośrednio do ręki i spożytkowali je według własnego uznania.

Odchodzący z "Opolwapu" otrzymają średnio na głowę po około 18 tysięcy złotych. Mieszczą się już w tej kwocie pieniądze wynegocjowane przez związki zawodowe, z ewentualnym przeznaczeniem na zmianę kwalifikacji. Początkowo pracodawca chciał dać na ten cel tylko po 2 tys. zł, ale uległ związkowcom i stanęło na 5 tysiącach. Niewykluczone, że część zwalnianych za wypłacone im odprawy i odszkodowania (plus pożyczka z funduszu celowego) spróbuje podjąć małą działalność gospodarczą.

W tym samym czasie Powiatowy Urząd Pracy w Strzelcach Op. zakończył prace nad programem "Nadzieja". Według zastępcy kierownika PUP Romana Kusa, chodziło w nim nie tyle o szkolenia przystosowujące ludzi do pracy w nowych zawodach, co o podniesienie i urzędowe udokumentowanie posiadanych przez nich kwalifikacji. Program zresztą jest wciąż otwarty na propozycje zainteresowanych i wciąż można go dostosowywać właśnie do ich oczekiwań i życzeń.
Ile więc osób mogłoby skorzystać ze szkoleń w ramach programu "Nadzieja"? Roman Kus wspomina o pięciu, góra ośmiu chętnych. Przeszkoleni mogliby liczyć, iż w przyszłości to oni w pierwszej kolejności byliby kierowani do prac interwencyjnych. PUP zadbał jednocześnie o zachęty dla pracodawców. Otóż każdy, kto zatrudni absolwenta kursu "Nadzieja", ma zagwarantowaną przez rok refundację składki ubezpieczeniowej za tego pracownika. - Wierzymy, że ten bodziec zadziała i nikt spośród przeszkolonych przez nas nie zostanie na lodzie - uważa R. Kus.
Przygotowanie "Nadziei" współfinansowało starostwo powiatowe oraz Urząd Miasta i Gminy w Strzelcach Op. Wniosek o dotację zostanie też skierowany do Krajowego Urzędu Pracy. Program mógłby być realizowany od przyszłego roku. - Dźwigowi z "Opolwapu" - kontynuuje Kus - którzy po takim przeszkoleniu legitymowaliby się udokumentowanymi uprawnieniami operatora urządzeń dźwigowych, z pewnością znajdą pracę w sąsiednich powiatach lub w województwie śląskim.
W "Opolwapie" mają odmienne zdanie na ten temat. Osoba z zarządu strzeleckiej filii tego przedsiębiorstwa, zastrzegając sobie anonimowość, wyznała nam bez ogródek, że program "Nadzieja" to po prostu niewypał.

Skomplikowany, mało przejrzysty, a do tego nie biorący pod uwagę realiów charakterystycznych dla lokalnego rynku pracy. - Konia z rzędem temu - ironizuje nasz informator - kto po tym przeszkoleniu znajdzie na poczekaniu pracę w najbliższej okolicy. Dlatego "Opolwap", choć pierwotnie zamierzał, nie przyłoży ręki do współfinansowania wspomnianych szkoleń.

Z kolei pracownicy strzeleckich wapienników w ogóle nie chcą rozmawiać ani na temat tych pieniędzy, ani na temat oferowanych im przez PUP szkoleń.- To nasza sprawa, co zrobimy z tym groszem. I nie jest prawdą, że zamiast kursów kwalifikacyjnych wybraliśmy pieniądze. Dostaliśmy je do ręki, bo tak uzgodnili z pracodawcą nasi przedstawiciele. Po to, by każdy z nas zadecydował, czy chce się za te pieniądze przekwalifikować i pod czyim okiem, czy też woli przeznaczyć tę kwotę na inne cele. My na pewno tych pieniędzy nie zmarnujemy - oświadczył cytowany już na wstępie pracownik "Opolwapu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska