Po raz pierwszy też tak jasno ukazana została ponura prawda o stosunkach na szczytach władzy, o stylu działania finansowej oligarchii w państwie. I choć równolegle działają i prokuratura, i sejmowa komisja śledcza, zdecydowana większość Polaków jest zdania, że afera nie zostanie wyjaśniona do końca, a winni ukarani.
Zdaniem wielu komentatorów, afera "to jest historia, która może zmieść z powierzchni całą klasę polityczną" ("Rzeczpospolita"). Pozostaje wciąż otwarte pytanie, czy Rywin działał na własną rękę, czy rzeczywiście w imieniu jakiejś "grupy towarzyskiej". I... czy
Lew był szalony?
Jako pierwszy tezę o możliwym zaćmieniu umysłowym Rywina sformułował premier. Leszek Miller w "Sygnałach Dnia" I PR powiedział:
"Mogę tylko potwierdzić, że ta historia przedstawiona przez pana Rywina jest dla mnie nieprawdopodobna i niewiarygodna, i to jest opowieść z gatunku o talibach lądujących w Klewkach. Niedawno jeszcze cała prasa polska, Sejm się tym zajmował. I niewątpliwie panu Rywinowi pomyliły się jego role filmowe, gdzie odgrywał jakieś postaci mafiosów czy gangsterów, z realnym życiem i rzeczywistością. (...) Nie mogę zaprzeczyć, że taka rozmowa w moim gabinecie z udziałem Adama Michnika miała miejsce. Potwierdzam to: miała miejsce. I potwierdzam, że na moje pytanie, skierowane do pana Rywina - kto go inspiruje, i kto jak gdyby jest uwikłany w tę sytuację - padły dwa nazwiska, przy czym nie było to moje nazwisko".
Z opinią premiera delikatnie polemizował były już minister skarbu Wiesław Kaczmarek, w wywiadzie dla TVN 24 na pytanie: - Czy wierzy pan w to, że Lew Rywin przyszedł sam z siebie do Agory i chciał wyłudzić łapówkę? - odparł: - (zakładając, że taka inicjatywa w ogóle miała miejsce - dop. mol) Takich projektów nie robi się w pojedynkę, takie rzeczy w pojedynkę robią szaleńcy.
Wątpliwości w tej kwestii nie miał poseł Roman Giertych, który w wystąpieniu sejmowym powiedział m.in:
- "Lew R. i Adam Michnik razem znajdują się na imieninach u Aleksandra Kwaśniewskiego. O czym to świadczy? To nie jest szaleniec, panie premierze, jak pan to określił, skoro prezydent zaprasza go na swoje imieniny. Jeżeli prawdą jest to, co mówił Lew R. do Adama Michnika, to to oznacza, że Polską rządzi jakaś grupa. I trzeba ją zdefiniować."
Kto stoi za Rywinem?
Zanim komisji śledczej uda się uporać z definicją, komentatorzy snują najrozmaitsze domysły.
Krzysztof Kozłowski spekuluje w "Tygodniku Powszechnym":
"Są trzy możliwe scenariusze. Jeden czarniejszy od drugiego. Scenariusz pierwszy: "Grupa trzymająca władzę" - jak ją określa jej domniemany pełnomocnik Rywin - rzeczywiście chciała od Agory uzyskać 17,5 mln dolarów w zamian za "ustawienie" ustawy tak, aby Agora mogła kupić Polsat. Rywin miał też uzyskać zobowiązanie, że "Gazeta" nie będzie zbytnio krytykować rządu.
Scenariusz drugi: "Grupa trzymająca władzę" walcząca nie od dziś z "Gazetą Wyborczą" chciała skompromitować zarówno ten wpływowy dziennik, jak i spółkę Agora i osobiście Michnika, uzyskując na piśmie (tego żądał Rywin) od Agory warunki i cenę korupcyjnej w istocie transakcji. (...) Gdyby Michnik podjął w ogóle takie negocjacje, ich późniejsze ujawnienie przez "grupę rządzącą" odbierałoby wiarygodność "Wyborczej" i totalnie ją skompromitowało.
Scenariusz trzeci: "Grupa trzymająca władzę" łudzi się tylko, że panuje nad swoimi ludźmi. Tymczasem Rywin chciał po prostu ubić z Agorą własny interes (miał wedle tej koncepcji zostać prezesem Polsatu po jego zakupieniu przez Agorę, żeby "pilnować w Polsacie interesów lewicy". Robert Kwiatkowski (prezes telewizji publicznej) chciał - tak sugeruje Rywin - "układu", który pozwoliłby mu łatwo sprywatyzować i przejąć drugi program telewizji publicznej".
Janina Paradowska w "Polityce" oględnie krytykuje premiera i z ostrożnością wypowiada się na temat możliwości wyjaśnienia wszelkich okoliczności afery:
"W tej sprawie jest bardzo wiele pytań i nie ma prawie żadnych odpowiedzi. Nie wiadomo bowiem, dlaczego nie zareagował stanowczo premier, którego próbowano przecież wplątać w aferę korupcyjną, dlaczego prokuratura z urzędu nie wszczęła śledztwa, mimo że ministrowi i prokuratorowi generalnemu zarazem sprawa była znana. dziś opinii publicznej nie wystarczy niemądre oświadczenie rzecznika rządu, że sprawa Rywina kwalifikuje się jako przypadek medyczny. To jest przypadek jak najbardziej prokuratorski, nawet jeżeli ostatecznie okaże się, że nie ma materiału na postawienie zarzutu płatnej protekcji, czy jakiegokolwiek innego, bo nikt łapówki nie wręczył."
Z kolei Maciej Rybiński ("Rzeczpospolita") daje wyraz swemu obrzydzeniu dla stylu, w jakim cała sprawa była rozgrywana:
Przebieg afery
11 lipca 2002r., Lew Rywin w rozmowie z prezesem Agory, Wandą Rapaczyńską, sugeruje że może pomóc w zawarciu kompromisu w sprawie rządowej noweli ustawy o radiofonii i telewizji. Ustawa w tej wersji nie umożliwiałaby Agorze kupno Polsatu. Prezes Agory daje Rywinowi notatki określające jakie zapisy w ustawie byłyby korzystne dla wydawcy Gazety Wyborczej.
15 lipca Rywin informuje Rapaczyńską, że po konsultacjach z ważnymi osobistościami "na rybach", propozycja jest następująca: za 17,5 mln dolarów, które mają trafić na konto firmy Rywina, a następnie do kasy SLD, rząd złagodzi swe stanowisko w kwestii ustawy. Dodatkowo, "Wyborcza" miałaby się zobowiązać do niekrytykowania premiera, a szefem Polsatu po jego kupnie przez Agorę miałby zostać Rywin.
18 lipca Michnik spotyka się z premierem pytając, czy wysłał Rywina z misją do Agory. Premier zaprzecza.
22 lipca Michnik zaprasza Rywina do siebie i nagrywa rozmowę. Tego samego dnia wieczorem Michnik i Rywin spotykają się u premiera. Naczelny Gazety przedstawia premierowi stenogram i nagranie rozmowy z Rywinem.
27 grudnia GW publikuje tekst "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika".
11 stycznia Sejm powołuje komisję śledczą, która bada "aferę Rywina".
"Sfrustrowałem się, bo przecież cała afera ujawniona przez "GW" ma charakter towarzyski. Do Adama przyszedł Lew i się ucałowali. Potem Adam nagrał Lwa na taśmę i poszedł z tym do Leszka. Ucałowali się. Leszek posłuchał, co na taśmie Adama mówi Lew i stwierdził, że Lew zwariował i nie będą się więcej całować. W całej sprawie uczestniczyli jeszcze: Wanda, Piotrek, Robert i Włodek, którzy - niewykluczone - też się ucałowali. (...) Łatwiej chyba byłoby znieść świadomość, że w III RP można kupić ustawę za pieniądze, można by nawet czerpać pewną satysfakcję z tego, że jest stosunkowo tanio, może nawet taniej niż w Ameryce Południowej albo w Afryce. Ale wiedza o tym, że elitę, klasę polityczną, przedstawicielstwo narodu czy, jak kto woli, społeczeństwa stanowią nie posłowie i senatorowie, ale faceci, którzy się nagrywają i całują, jest ponura."
Gdy wokół sprawy narasta coraz więcej wątpliwości i pojawia się coraz więcej daleko idących spekulacji, "Gazeta Wyborcza" reaguje komentarzem Pawła Smoleńskiego:
"(...) Z kompletnie niezrozumiałych dla nas powodów opisana przez nas największa udokumentowana próba korupcji w III RP stała się pretekstem do zdumiewających oskarżeń pod adresem "Gazety", jej wydawcy - spółki Agora - a nawet premiera, któremu zarzucono chęć ukrycia afery przed opinią publiczną. To absurd i kłamstwo. Wyszło na jaw, że są w Polsce tacy, dla których ważniejsze od wyjaśnienia całej sprawy są próby oczernienia "Gazety" i premiera oraz przypisywanie redakcji fałszywych intencji".
O co właściwie chodziło?
Zdaniem części komentatorów, intryga Rywina miała na celu utorowanie drogi do przejęcia nie Polsatu, lecz prywatyzacji części telewizji publicznej i uczynienia z niej tuby Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
W połowie stycznia "Newsweek" eksponuje ten właśnie wątek:
"Czy w całej tej historii chodzi tylko o Polsat? Na dobrą sprawę stacja ta nie jest na sprzedaż, nie wiadomo też, czy Agora byłaby ją w stanie kupić. A Zygmunt Solorz nie planuje sprzedaży stacji, co potwierdził w rozmowie z "Życiem Warszawy". (...) Z relacji polityków i z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że to istotny, ale nie jedyny element wojny o media, wpływy i wielkie pieniądze, jakie od półtora roku pojawiają się za kulisami prac nad ustawą o radiofonii. Właściwa gra dotyczy prywatyzacji TVP 2, którą część polityków SLD chce wyprowadzić z TVP.
Mechanizm przejęcia TVP 2 przez ekipę z SLD miałby, według "Newsweeka", przebiegać tak: "Najpierw dowiemy się, że TVP bankrutuje, a potem trzeba będzie sprzedać część majątku - taki scenariusz kilkakrotnie przewijał się w naszych rozmowach z politykami Sojuszu Lewicy Demokratycznej. (...) Zapisy o prywatyzacji 6 grudnia przegłosowano w sejmowej komisji kultury i środków przekazu, pracującej nad ustawą o radiofonii i telewizji. Nikt tego nie wychwycił. zaskoczeni brzmieniem artykułu 26 byli nawet niektórzy członkowie KRRiT. Gdy powstała komisja śledcza do zbadania afery Rywina, opozycja bezskutecznie próbowała przeforsować wniosek, by do jej kompetencji należało sprawdzenie pogłosek o próbach prywatyzacji TVP."
W ślinę z premierem
"Trybuna" w numerze noworocznym nie miała wątpliwości, że afera Rywina to element szerszej gry, co więcej, niedwuznacznie sugerowała, że autorem skomplikowanej intrygi był naczelny "Wyborczej":
"Czy Adam Michnik lecąc w ślinę z premierem wiedział już, kiedy opublikuje swoje tajne nagranie z Rywinem? - to nie jest pytanie, którego złośliwość, ze względów towarzyskich, wymierzona jest w premiera. Prywatnie uważamy bowiem, że dobrze wiedział, iż za chwilę, za parę dni będzie pisał w "Gazecie", że proponowano mu zapłacenie łapówy dla SLD w zamian za "właściwy" kształt ustawy o radiofonii i telewizji, i że "gwarantem" tej operacji może być Leszek Miller. Te całusy przed kamerami to nie były miłostki, to był pocałunek śmierci". (...) Z natury rzeczy propozycja Rywina była oderwana od realiów i nie była godna najmniejszej uwagi. Pytanie o cel publikacji Michnika i o intencje jego pocałunków tym bardziej ostro więc staną. Ciekawi jesteśmy wyjaśnień".
Ale już w numerze z połowy stycznia, w wywiadzie Marka Barańskiego z Adamem Michnikiem, ten wątek się nie pojawia. A samemu Michnikowi redakcja pozwala wyjaśnić:
"Prawdę mówiąc od początku nie wierzyłem w to, że Rywin przyszedł z wiarą, że Wanda Rapaczyńska otworzy sejf i da mu kasę. Nie tylko ja sądziłem, że to jest prowokacja. W pewnym momencie on powiedział, że chce złożyć na papierze propozycję jakiejś grupie. I ja myślałem, że jakaś grupa jest! Byłem jej szalenie ciekaw. Nie umiałem jednak sprawdzić, z kim Rywin bywał na rybach. Do dziś nikt tego nie ustalił. Hipoteza premiera, że mamy do czynienia z mitomanem jest równie silna jak hipoteza, że ktoś za nim stał."
A zatroskany o obraz państwa minister Krzysztof Janik, w wywiadzie dla radia ZET opiniuje:
"Ta sprawa osobiście Leszka Millera nie obciąża. Natomiast to osłabia nas wszystkich. także premiera, mnie, państwo polskie. Europa z dużą przyjemnością rzuci się na ten kąsek, będzie on komentowany tak, że to potwierdza, iż państwo polskie jeszcze nie dojrzało do radzenia sobie z takimi problemami".
Tak czy siak
"Wyborcza" górą
"Trybuna", w komentarzu redakcyjnym wstępnie sumuje pierwsze skutki "Rywingate". Dziennik informuje, że marszałek Sejmu w związku z aferą wstrzyma prace nad nowelizacją ustawy.
"Jak się wydaje, nie bez wpływu na takie stanowisko marszałka jest jednak przede wszystkim awantura wywołana publikacją "Wyborczej" i strach przed inną awanturą, która mogłaby wybuchnąć w Sejmie w wypadku skierowania ustawy do drugiego czytania. na razie więc "Wyborcza" górą. W tym sensie, że przyjęcie proponowanej przez rząd ustawy znów zostało odwleczone w czasie. Czy zostanie ona w ogóle uchwalona?"
Będzie biała księga?
Zdzisław Krasnodębski w "Rzeczpospolitej", analizując okoliczności sprawy, pisze m.in.:
"Na tyle jesteśmy doświadczonymi obywatelami III RP, by zdawać sobie sprawę, że za rok czy dwa też nie będziemy wiedzieli więcej. Może ktoś powiesi się w celi, kogoś wyłowią z Wisły, może kogoś zastrzelą, gdy będzie wchodził do samochodu, może zostanie opublikowana "biała księga", z której nic nie wyniknie. Najpewniej jednak unikniemy takich dramatów i wszystko okaże się tylko towarzyskim nieporozumieniem, spowodowanym krótkotrwałą niedyspozycją psychiczną. (...) Gdyby zapis rozmowy został podany do wiadomości publicznej następnego dnia, a prokuratura została zawiadomiona zaraz po wyjściu Rywina z redakcji, moglibyśmy co najwyżej z całym szacunkiem przypomnieć redaktorom i wydawcom "GW", że należy unikać podejrzanych znajomości i że nie wypada wdawać się w upokarzające negocjacje z osobnikami czyniącymi tego typu propozycje.
Gdyby premier przez szacunek dla sprawowanego urzędu - jeśli już nie dla siebie samego - zamiast formułowania psychiatrycznych diagnoz zrobił to, co nakazuje prawo, odsuwając raz na zawsze podejrzenie, że był zleceniodawcą Rywina, gdyby prezydent staranniej dobierał gości zapraszanych na imieniny - choćby miał je spędzać samotnie przy lekturze Kanta - mielibyśmy rzeczywiście do czynienia jedynie z aferą Rywina i jego tajemniczych mocodawców, a zapis rozmowy miałby przede wszystkim wartość dowodową i sensacyjną. (...)
Musimy spojrzeć prawdzie w oczy: największe zagrożenie dla demokracji, dla naszej wolności i naszej pomyślności płynie nie z marginesu III RP, lecz z jej kulturalnego, politycznego i gospodarczego centrum, nie z dołów, lecz z samej góry, z "towarzystwa", postkomunistycznego i po części postsolidarnościowego."
A Paweł Śpiewak w tym samym dzienniku wieszczy koniec III RP: "Adam Michnik podjął olbrzymie ryzyko, upubliczniając sprawę Rywina i tym samym odsłaniając swoje plany. Jednak doceniałbym fakt, że sprawę ujawnił, że uczynił ją przedmiotem publicznej debaty. To, że zarazem odkrył choroby, jakie niszczą nasze życie publiczne, nie może być wobec niego zarzutem. Raz jeszcze padł dowód na to, że bez wolnych mediów nie zdołamy ocalić nawet pamięci naszych obywatelskich wolności i praw.
Ale bez względu na to, jak dalej potoczy się ta konkretna afera, pozostają bez odpowiedzi pytania o wymiarze zasadniczym. Nic się nie zmieni, jeśli nie odbudujemy zaufania do instytucji państwa, prawa, parlamentu, administracji, rynku gospodarczego. Coś ostatecznie pękło i się skończyło. Rzecz nie może się sprowadzić do kolejnej fali moralistycznych pouczeń i rad. Niewiele wynika z narzekania i czarnowidztwa. Co najwyżej mogą zacierać ręce populiści i nacjonaliści, którzy będą zdobywać poparcie wraz z narastającym rozczarowaniem polską demokracją. Tymczasem bardzo wiele wskazuje na to, że III Rzeczpospolita wyczerpała swoje możliwości samonaprawy. Czas zacząć myśleć o IV Rzeczypospolitej."
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?