MKTG SR - pasek na kartach artykułów

17 kilometrów do śmierci

Joanna Krężelewska
Zamknij oczy. Pomyśl: "więzień”. Kogo widzisz? Opowiem Ci historię o kimś, kogo sobie nie wyobraziłeś. Ale on jest. Może go minąłeś, myśląc "fajny gość”. Ten gość popełnił błąd. Zabójczy błąd.
Zamknij oczy. Pomyśl: "więzień”. Kogo widzisz? Opowiem Ci historię o kimś, kogo sobie nie wyobraziłeś. Ale on jest. Może go minąłeś, myśląc "fajny gość”. Ten gość popełnił błąd. Zabójczy błąd. archiwum
Zamknij oczy. Pomyśl: "więzień". Kogo widzisz? Opowiem Ci historię o kimś, kogo sobie nie wyobraziłeś. Ale on jest. Może go minąłeś, myśląc "fajny gość". Ten gość popełnił błąd. Zabójczy błąd.

Krzysiek zgodził się ze mną spotkać w Zakładzie Karnym w Koszalinie, gdzie odsiaduje wyrok. Umówmy się, że ma na imię Krzysiek. To nie jest jego prawdziwe imię, ale sama pod koniec spotkania zaproponowałam mu, że podam inne. Kiedy wyjdzie na wolność, niech ludzie nie wiedzą. Wystarczy, że on wie.

Kogo spodziewałam się zobaczyć? Sama nie wiem. Więźnia. Jakoś w głowie ułożył mi się obraz człowieka, którego można się przestraszyć. A przyszedł przystojny, elegancki chłopak. 23-latek. Idealnie wyprasowana koszula. Śnieżna biel podkoszulka. Grzeczny, mówi pięknymi zdaniami. W życiu nie pomyślałabym, że trafił za kraty. Ale przez jego błąd zginęły cztery młode osoby. Spowodował wypadek samochodowy ze skutkiem śmiertelnym. Był trzeźwy. Nacisnął za mocno na gaz. Komu się to nie zdarza? Sto policyjnych akcji nie zadziała na wyobraźnię jednak tak, jak jego historia...

Wypad nad jezioro
- Prędkość. Taka była przyczyna i była to moja wina. Przekroczyłem tę dozwoloną o 17 kilometrów za godzinę - odpowiada na pytanie o przyczynę wypadku. Doszło do niego w czerwcu 2010 roku na obrzeżach Gdyni.

- Jechałem 57 kilometrów na godzinę na ograniczeniu do 40. Wystarczyło. To była kręta droga. Wiodła przez las. I tam był ten zakręt, naprawdę ostry, dziewięćdziesiąt stopni - mówi Krzysiek. - Wyniosło mnie na przeciwny pas i zderzyłem się z nadjeżdżającą ciężarówką. Zginęli pasażerowie z mojego auta. Cztery osoby. Wszystkie w moim wieku. A miałem 19 lat. Można powiedzieć, co to jest za prędkość. A jednak...

Wśród pasażerów była dziewczyna Krzyśka. Byli parą od sześciu lat. Skodą jechali nad jezioro. Paczka przyjaciół. Wypad młodych na świętojańskiego grilla. Słoneczny dzień. Wakacje. Godzina 13. Ułamki sekund. Kierowca ciężarówki też nie jechał "czterdziestką". Suma jego 54 i 57 kilometrów skody poskutkowała wielką tragedią.

To zły sen
Pierwsza myśl, kiedy obudził się po wypadku? - Nie docierało to do mnie. Wydawało mi się, że to jakiś sen. A później już sam wmawiałem sobie, że to musi być zły sen. Po trzech dniach ze szpitala zabrano mnie na przesłuchanie. Potem trafiłem na dwa miesiące do zakładu karnego na oddział szpitalny. Zażywałem psychotropy. Ciężko było się z tą nową rzeczywistością oswoić. Ciężko to mało powiedziane. Wmawiałem sobie, że to się nie dzieje - opisuje. Z czym dokładnie nie mógł sobie poradzić? - Proszę zrozumieć, ja wcześniej z wymiarem sprawiedliwości nie miałem nic wspólnego. Nie zapłaciłem nawet mandatu. A w ułamkach sekund moje życie kompletnie się przewróciło. Miałem dziewczynę, straciłem ją. Przyjaciół, których znałem od szóstego roku życia - tłumaczy. - A więzienie wcześniej widziałem tylko na filmach...

Straciła córkę, ma syna
Najpierw trafił do aresztu. Potem mógł odpowiadać z wolnej stopy. Bał się wyjść z domu. - Po wypadku, kiedy zostałem zwolniony z aresztu, przechodziłem terapię psychologiczną - wspomina. - Nagrywałem sesję przed kamerą, pracowałem z dyktafonem. Próbowałem odtworzyć sam moment wypadku. Nie pamiętam go. Miałem wstrząs mózgu, to dlatego - dodaje.

Podczas terapii dostawał kolejne zadania. - Takie żeby się przełamać, wrócić do społeczeństwa. Trauma była potwornie duża. I tak działo się to stopniowo - od wyjścia do sklepu na dzielnicy po zakupy, na chwilę na boisko. Wreszcie spotkałem się osobiście z dwiema rodzinami ofiar wypadku. Wybaczyli mi - mówi cichym głosem. - Mama mojej dziewczyny powiedziała mi, że straciła córkę, ale ma syna.

Usłyszał decyzję sądu: 3 lata bezwzględnego więzienia. Wie, że to niski wyrok. - Między innymi dlatego, że rodziny ofiar mi wybaczyły - nie kryje. Był też trzeźwy. Nigdy by nie wsiadł za kółko po pijanemu. - Nie zawsze pijani trafiają za kratki. W moim przypadku była to w sumie nieduża prędkość, a skutki wypadku były olbrzymie. Szok. Ale nie ma o czym mówić. To ja siedziałem za kierownicą i ja jestem odpowiedzialny za ten wypadek. I to nie wyrok jest dla mnie najgorszy, ale życie ze świadomością, co zrobiłem - mówi. Krzysiek wciąż stara sobie przypomnieć, jak do tego doszło. Nie potrafi. Był na miejscu wypadku. - Byłem przekonany, że doszło do niego na którymś z wcześniejszych zakrętów. Nie pamiętam po prostu - mówi.

Pomoc dostaje i sam pomaga
Terapia psychologiczna dała mu wiele. Wsparcie dostaje też w koszalińskim Zakładzie Karnym. - Odpowiednie nastawienie psychiczne daje siłę, żeby dalej żyć. Wszystko siedzi w głowie - tłumaczy. - Tu można liczyć na pomoc i ją otrzymać.

Sam też pomaga. Zakład Karny prowadzi program "Profilaktyka na żywo", w który Krzysiek zaangażował się całym sercem. - Zasada jest prosta. Jeździmy do szkół, spotykamy się ze studentami. I opowiadamy o tym, co wydarzyło się w naszym życiu. Co zrobiliśmy - tłumaczy. - Wie pani, jak to jest, jak przyjeżdżamy do szkoły. Uczniowie mają w rękach smartfony, jest zerowe skupienie, każdy się śmieje, gadają. Ale kiedy zaczynam opowiadać swoją historię, mówię o wypadku, o tym, co stało się z moim życiem, wreszcie, jak wygląda ono teraz, w zakładzie karnym, nastaje cisza. Jest absolutne skupienie. Mam nadzieję, że do niejednego młodego człowieka trafi, co wtedy opowiadam - relacjonuje.

A Krzysiek mówi wprost - uważaj człowieku, bo nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mały błąd, który mógł pozostać niewielkim wykroczeniem, zakończyć się mandatem od 50 do 100 złotych i dwoma punktami karnymi, dla niego zakończył się odsiadką. I życiem z ciężarem na barkach.

23-latek, wspólnie z innymi osadzonymi z Koszalina, zaangażował się też w pracę z osobami niepełnosprawnymi. Od ponad roku pracuje w Domu Pomocy Społecznej w podkoszalińskich Nowych Bielicach. - Mieszka tam około 150 niepełnosprawnych. Pomagamy przy pracach porządkowych, kosimy trawę, ale też pracujemy z samymi chorymi - mówi. Chłopak pomaga ich kąpać, czuwa przy osobach nadpobudliwych, opiekuje się nimi. - To duże przeżycie. Uczy ogromnego szacunku do życia i zdrowia. Wielkiej pokory. Ja po części utożsamiam się z tymi osobami. One też odbywają swój wyrok. Niektórzy stale leżą. Nie mogą nic zrobić. Jak weźmiemy latem, nawet na noszach taką osobę na dwór, to dla niej jest to nieopisana radość. Wielkie szczęście. Każdy człowiek powinien zetknąć się ze światem niepełnosprawnych i docenić, że może wyjść gdzie chce, zrobić co chce. Może wtedy przestanie narzekać. I tak jak niepełnosprawni zaczną cieszyć się z błahostek.

Uczy się i odlicza
Kwiecień przyszłego roku - to data końca kary Krzyśka. Ma nadzieję, że uda mu się wyjść wcześniej. Złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie.

Nie chce, by czas spędzony za kratami był zmarnowany. Nie tylko angażuje się w więzienne programy profilaktyczne, nie tylko pomaga niepełnosprawnym, ale też... studiuje. Jest na IV semestrze i jest jednym z najlepszych studentów. Ma stypendium. Jego koledzy nie wiedzą, skąd przyjeżdża na zjazdy. Tylko najbliżsi. Ci, którzy znali go przed wypadkiem.

Czy jeszcze kiedyś wsiądzie za kółko? - Podczas terapii było takie zadanie. Musiałem na godzinę zapisać się na kurs. Ale ja nawet jako pasażer czuję dziś lęk. Wystarczy, że skądś wyjeżdża inne auto, a ja już nogą wciskam na miejsce, gdzie powinien być hamulec. Nie wiem, czy będę w stanie się przełamać - kończy swoją historię.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!