Lina Szejner: Wsiąść do pociągu byle jakiego...

Redakcja
Lina Szejner: "Zawsze żal mi dzieci, które nigdzie nie wyjechały i nie będą miały żadnych wakacyjnych wspomnień."
Lina Szejner: "Zawsze żal mi dzieci, które nigdzie nie wyjechały i nie będą miały żadnych wakacyjnych wspomnień."
Zadzwoniłam do swoich starych znajomych, którzy od lat prowadzą niewielki agroturystyczny pensjonat w Sudetach. Kiedy oboje stracili pracę, postanowili wyremontować chatę po rodzicach, w pięknym miejscu pod Śnieżnikiem.

Ponieważ nie mieli za wiele kasy, od razu postanowili, że ich oferta będzie skierowana do niezamożnych turystów i urlopowiczów, którym wystarczy na wakacjach schludna siermiężność, byle opłata za noclegi nie była wysoka.

Właściciele mieli wprawdzie plany, by po kilku latach, gdy już ich będzie stać, wprowadzić tam trochę luksusu, ale okazało się, że kiedy lepiej wyposażone i bardziej luksusowe hoteliki nie mają w sezonie wzięcia, u nich miejsca trzeba rezerwować.

Piszę o tym, bo spotkałam znajomych z dwójką dzieci smętnie chodzących po markecie.

Choć mają urlopy, a dzieci wakacje, siedzą w domu z poczuciem krzywdy. Jedyną pociechą stały się dla nich informacje o problemach tych, których stać było na wykupienie wczasów zagranicznych u bankrutów lub biletów na loty, które nigdy się nie odbędą.

Zawsze żal mi wówczas dzieci, które nie będą miały żadnych wakacyjnych wspomnień. Przyczyną jest tu nie tylko brak pieniędzy, ale brak chęci do tego, żeby posiedzieć przy internecie i znaleźć oferty na własną kieszeń. W końcu w domu także coś trzeba jeść, używać światła, gazu i wody. Jeśli więc znajdzie się "sypialnię" w górach z dostępem do kuchni, to upichcenie jednogarnkowego obiadu nie nadweręży budżetu.

No i co z tego, że może trafi nam się "wygódka" zamiast eleganckiego WC? Dwa tygodnie można wytrzymać, a w pamięci dzieci na pewno pozostanie nie wychodek, lecz stalaktyty i stalagmity Jaskini Niedźwiedziej, widok rozciągający się ze Śnieżnika czy przełęczy Salmopolskiej.

Wiem to z własnego doświadczenia. Moi rodzice starannie przygotowywali wakacje dla nas, choć wtedy nie było internetu. I kasy też brakowało. Pamiętam wczasy w wagonie stojącym na bocznicy w Jastarni, rodzinny pobyt nad jeziorem w Wielkopolsce w marnym domku, ale za to tam nauczyłam się pływać. I choć dla rodziców na pewno koszmarnym zajęciem było mycie garów w zimnej wodzie, to ja mam do dziś pod powiekami wspólne rejsy starą łodzią wuja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska