W poniedziałek do popołudnia płetwonurkowie przeczesywali brzeg Odry w rejonie jazu rzecznego w pobliżu Lipek. Przed południem wyłowili ciało 43-letniego mężczyzny.
To trzecia ofiara feralnego, niedzielnego rejsu motorówką - właściciel łodzi. Wciąż nie wiadomo dokładnie ile osób nią płynęło.
We wtorek poszukiwania będą wznowione. Strażaccy płetwonurkowie będą szukać na dnie rzeki ciała 17-latka.
- Na razie mamy trzy ofiary, których ciała wyciągnęliśmy z wody. Poza właścicielem łodzi są to: 52 i 47-latek - informuje aspirant sztabowy Mirosław Dziadek, rzecznik brzeskiej policji.
Poszukiwany przez ratowników 17-latek to syn znalezionego w niedzielę 47-letniego mężczyzny.
W sprawie jest jeszcze jedna niewiadoma. Wciąż do domu nie wrócił drugi syn 47-latka. Nie ma go u znajomych, ani u rodziny. Mimo, że świadkowie wspominają o czterech osobach płynących motorówką, policja przyjmuje dwie wersje.
Dlatego funkcjonariusze wciąż nie chcą mówić w tej sprawie o ewentualnych pięciu ofiarach tragedii.
- Chłopiec mógł być również na łodzi, w kabinie. Wówczas byłby niewidoczny z brzegu rzeki, gdzie stali świadkowie wypadku - dodaje Mirosław Dziadek. - Zakładamy również - i to jest druga wersja wydarzeń - że płynął z ojcem i bratem motorówką. Ci jednak wysadzili go wcześniej na brzegu Odry. Być może jest jeszcze gdzieś u jakichś ludzi, do których na razie nie dotarliśmy. Początkowo zakładaliśmy również, że wśród ofiar nie ma właściciela łodzi. Rodzina twierdziła, że tylko pożyczył ją znajomemu. Okazało się jednak inaczej.
W poniedziałek na brzegu Odry ekipie szukającej ciał przyglądali się mieszkańcy Ścinawy Polskiej i Oławy, dolnośląskich miejscowości, z których pochodzili topielcy.
- Ludzie nie mogą się otrząsnąć - mówi Michał Bruś, mieszkaniec Ścinawy.
Ratownicy podkreślają, że żaden z mężczyzn wyciągniętych z wody nie miał na sobie kamizelki ratunkowej.
Raczej wykluczamy, by wir ściągnął z nich kapoki. Wszystko na to wskazuje, że płynęli łodzią bez zabezpieczenia - mówią strażacy.