Łowca orłów z Krapkowic

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Na Opolszczyźnie żyje ich raptem kilkanaście par. Kto choć raz zobaczył je na własne oczy, może mówić o wielkim szczęściu, bo bieliki unikają człowieka jak ognia. Dariuszowi Michalewskiemu z Krapkowic udało się je upolować.

Tak, to one! - pokazuje zdjęcie 26-letni Darek, z dumą wpatrując się w monitor komputera. - Cała sesja trwała raptem minutę, a przygotowania do niej dobre pół roku - dodaje jakby z niedowierzaniem, że to jemu udało się sfotografować nasze opolskie bieliki.

Komu wydaje się, że to żaden wyczyn, ten o fotografii ptaków nie ma pojęcia. Bo to coś więcej niż tylko robienie zdjęć. To kontakt człowieka z dziką przyrodą. Wszystko opiera się na dobrym kamuflażu, bo ptaki to niezwykle bystre stworzenia.

Idziemy na łowy
Aparat, zestaw akumulatorków, porcja świeżego mięsa i siekiera. Darek właśnie pakuje swój duży wojskowy plecak. Półtoralitrowy termos napełnia gorącą kawą. Musi się spieszyć, bo dziś jest trochę spóźniony. Mija już kilka minut po piątej rano, a przecież trzeba jeszcze dojechać na miejsce zdjęć.
- Zapomniałbym wężyka spustowego - mówi szeptem Darek, pokazując niewielki kabelek z przyciskiem na końcu.
Darek wymyka się cichutko ze swojego mieszkania, tak, by nie obudzić żony i sąsiadów z bloku. Pakuje wszystko do czerwonego malucha i rusza w drogę. Na dworze jest minus 15 stopni.

- Dzisiaj odpalił - cieszy się. - To już duży sukces, bo z tym autem to nigdy nic nie wiadomo.

Darek jest pasjonatem fotografii. Ale nie takim, który chwyta lustrzankę do ręki i robi zdjęcia gdzie popadnie. On fotografuje dziką przyrodę, z którą wielu ludzi przez całe swoje życie nigdy nie będzie miało styczności.
- Jesteśmy na miejscu - mówi pasjonat, trzymając na ramieniu swój aparat i taszcząc na plecach ogromny plecak.
Po dziesięciu minutach marszu w śniegu dochodzi na skraj lasu do kryjówki. Teraz musi jeszcze załadować wszystko do drewnianej czatowni. Darek wybudował ją na początku jesieni. Zrobił to starannie, tak, by po sześciu godzinach siedzenia w środku nic nie kapało mu na głowę.
- W środku czatowni wykopałem półmetrową dziurę - tłumaczy Darek. - Dzikie ptaki są niezwykle spostrzegawcze. W ich fotografowaniu wszystko opiera się na dobrym kamuflażu. Trzeba wtopić się w przyrodę tak, by stać się jej częścią.

Darek zamyka za sobą drewniane drzwiczki. Będzie tam czekał jeszcze godzinę, do wschodu słońca. Przez niewielki otwór w czatowni wyciąga lufę aparatu. Chwilę po tym ściąga buty, wkłada nogi do śpiwora, a potem przykrywa się jeszcze kocem. Jest opatulony w dwie kurtki i ma na sobie dwie bluzy. Mimo tego w czatowni nie jest mu za ciepło, z ust leci para.

- Najbardziej cierpią przy tym gołe palce - tłumaczy Darek. - Ale tak musi być, bo w rękawiczkach nie dałbym rady obsłużyć aparatu.

Polowanie czas zacząć
Tego dnia Darek miał złapać w kadr myszołowy. By zwabić je w kadr, 20 metrów od swojej kryjówki położył duży kawał mięsa. Gdy wszystko przykryte jest białym śniegiem, taka świeżutka porcja to prawdziwy rarytas dla srok, kruków i drapieżnych myszołowów. Tego dnia wszystko potoczyło się jednak inaczej.

Pierwsze o godz. 8.30 zleciały się sroki. Nie najadły się jednak zbytnio, bo przepędziły je dwa myszołowy. Darek, tak jak zwykle robił w tym czasie zdjęcia. Nagle, gdy najedzone ptaki chciały już odlatywać, rzuciły się jeszcze raz szybko na mięso. Myszołowy rwały kawałki w pośpiechu i nerwowo spoglądały w górę drzew.

- Myślałem, że do mięsa zaczął skradać się jakiś lis - relacjonuje Darek. - Ale przez niewielką dziurkę w czatowni zauważyłem dwumetrowe skrzydła jakiegoś drapieżnika. W tym momencie zamarłem, a krew zaczęła szybko krążyć w żyłach. Wszystkie inne ptaki uciekły. Zapanowała totalna cisza…

To była para opolskich bielików. Pierwszy drapieżnik usiadł dumnie 10 metrów od nęciska i obserwował okolicę. Po chwili zjawił się też drugi. Darek musiał tylko czekać, aż ptaki wejdą w jego kadr. To trwało chwilę. Pierwszy do mięsa podbiegł samiec. Wyrwał kawałek i po chwili odleciał. W tym czasie kawałek przynęty skubnęła też samica. Sroki patrzyły na wszystko z daleka, a Darek robił w tym czasie zdjęcia.

- Cała akcja trwała raptem jedną minutę - mówi. - Zrobiłem w tym czasie 12 zdjęć. Później szybko zacząłem przeglądać fotki, czy wyszły ostre i odpowiednio naświetlone. Na szczęście wszystko było dobrze.
Po powrocie do domu Darek opublikował zdjęcia w internecie. Na forach, które skupiają miłośników fotografii, jego dzieła wywołały furorę.
- Zazdroszczę spotkania tych ptaków - napisała jedna z internautek. - Nigdy nie widziałam bielików siedzących, a tylko raz w locie. Szczęściarz z ciebie!
- Dwugłowy herb, ciekawie wyszło! - komentował drugi internauta.
Zdjęcia opolskich bielików znalazły się wśród 10 najlepszych w portalu. Są zrobione perfekcyjnie.

Niełatwe życie fotografa
Ale robienie zdjęć dzikiej przyrodzie nie zawsze idzie tak sprawnie. Bywa, że po sześciu godzinach czatowania zmarznięty fotograf wraca do domu z kartą pamięci, na której nie ma ani jednej fotki. Innym razem polowanie przerywa jakieś dzikie zwierzę, albo ludzie.
- Raz miałem niezwykłe spotkanie z bażantem - śmieje się Darek. - To musiała być bardzo sprytna sztuka. Ptak zainteresował się moją czatownią i zaczął chodzić w koło i czegoś szukać. Nagle wsadził łeb do środka przez niedomknięte drzwiczki. Spojrzał na mnie i prawie dostał zawału. Podskoczył jak szalony i z lamentem zaczął uciekać w stronę lasu.

Darek wybuchnął śmiechem, ale tego dnia było już po polowaniu. Inne ptaki doskonale słyszały krzyk przerażonego bażanta i omijały miejsce nęciska szerokim łukiem.

- Innym razem robiłem zdjęcia i nagle wszystkie ptaki uciekły - dodaje Darek. - Naglę słyszę z jednej strony, że coś węszy pod czatownią. Myślałem, że to lis. Patrzę po chwili w obiektyw, a tam pysk psa. Otwieram drzwiczki, a zdziwiony spacerowicz rzuca w moją stronę hasło "A co pan robi w tej dziurze?!".
Zdarzało się też, że Darek wracał do domu bez zdjęć, bo cały plan popsuła pogoda. Tak było choćby tydzień temu, gdy temperatura spadła do -25 stopni. Darek przesiedział w kryjówce kilka godzin, ale nie widział tego dnia ani jednego ptaka. Wszystkie pochowały się przed trzaskającym mrozem.
Najważniejsze w pracy fotografa jest to, żeby robić zdjęcia, nie szkodząc przyrodzie. Nawet jeżeli Darek nie robi zdjęć, to przyjeżdża do czatowni, żeby zostawić ptakom trochę pożywienia.

- Muszę tak robić do końca zimy, bo one się do tego przyzwyczaiły - tłumaczy. - Gdyby nagle zabrakło w tym miejscu jedzenia, niektóre ptaki mogłyby nawet zginąć.

Ptaki głupieją na widok żony
Na co dzień Darek pracuje jako fizjoterapeuta w przychodni w Gogolinie. Fotografią zajmuje się od 4 lat. Tak na poważnie w swoją pasję zagłębił się niecałe półtora roku temu.

- Moje zamiłowanie do przyrody wyniosłem z rodzinnego domu -mówi Darek. - Ojciec bardzo często zabierał mnie na długie spacery po lesie.
Dziś w fotografowaniu bardzo mocno wspiera go także żona Ola. Nie przeszkadza jej to, że małżonek zamiast spędzać weekendy w domu, woli podglądać ptaki. Bywa nawet, że wstaje z Darkiem przed świtem i odprowadza go do samej czatowni.
- Z punktu widzenia fotografa to nawet lepsze niż wyprawa do kryjówki w pojedynkę - dodaje Darek. - Ptaki są bardzo bystre, ale nie potrafią liczyć. Gdy zamykam się w czatowni, a żona odchodzi do samochodu, myślą, że zagrożenie zniknęło. To śmieszne, ale te zwierzęta nie rozróżniają czy szła jedna,
dwie czy trzy osoby.

Jak przekonuje Darek, to, że złapał opolskie bieliki w kadr, jeszcze bardziej zachęciło go do fotografowania. Wcześniej udało mu się sfotografować z 15 metrów samca sarny idącego przez zboże, pijącego wodę grubodzioba i jaszczurkę niosącą martwego konika polnego. W tym roku latem chce jeszcze uchwycić młode lisy i jenoty.
- To dla mnie wielka frajda, spełniam swoje życiowe marzenie, ale sam nie dałbym rady - podkreśla. - Dlatego chcę serdecznie podziękować mojej żonie za to, że wspiera rozwijanie mojej pasji i znosi poranne pobudki; leśniczemu Piotrowi Pioskowi, który pomaga mi w pracy fotografa. Henrykowi Kościelnemu, który pokazał mi jak fotografować przyrodę oraz Arturowi Niestroj-Dziberti z Austrii, który daje mi ziarno dla ptaków, oraz Grzegorzowi Olosiowi z Opola za pomoc przy budowie czatowni. Mam szczęście, że spotkałem ich na swojej drodze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska