- Żeby śpiewać niemieckie pieśni, nasz zespół zbiera się przynajmniej raz w tygodniu - mówi Irena Ćwieląg z grupy Heimatklang, który działa przy kole DFK w Błotnicy Strzeleckiej. - Wolnego czasu mamy wiele, a każda z nas lubi pośpiewać. Spotykamy się więc, żeby miło spędzić czas, a przy okazji robimy coś pożytecznego.
Emerytki z Heimatklangu mają za sobą już kilka koncertów. Ostatnio pieśni w ich wykonaniu przy akompaniamencie akordeonu można było posłuchać na majówce w Błotnicy. Występ był udany, ale dowiedziało się o nim Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Zgłosiło się do organizatora festynu, sołtysa Wojciecha Vrabetza, by ten opłacił tantiemy za wykonane utwory.
- To była majówka, którą przygotowaliśmy sami dla siebie - mówi Vrabetz. - Mieszkańcy przygotowali dekorację, posprzątali w parku, a strażacy zadbali o bezpieczeństwo. Nikt nie wziął ani złotówki za pomoc przy organizacji. Wstęp był bezpłatny, a na miejscu nawet rozdawaliśmy grochówkę. Atrakcją były zespoły, które występowały na scenie. Wystąpiły panie z Heimatklangu i zatańczyły Iskierki - dzieci ze świetlicy. Wszyscy to mieszkańcy naszej wsi. Nikt nie wziął za to pieniędzy
Opinia
Opinia
Przemysław Ślusarczyk, opolski kompozytor i dyrygent, w latach 2005-07 kierownik artystyczny zespołu ludowego Przysieczanki z Przysieczy:
- Tego typu działania ZAiKS-u mogą rzeczywiście zniechęcać zespoły ludowe do pokazywania swojej twórczości na scenie. Problem polega na tym, że prawo autorskie nie jest w Polsce precyzyjne. Do tego ZAiKS, żądając opłat, wrzuca wszystkich do "jednego worka". Małą, niedochodową działalność zespołów traktuje tak samo jak duże, komercyjne występy. Niestety, w większości przypadków prawo stoi po stronie ZAiKS-u.
Sołtys przekonuje, że w całej imprezie chodziło tylko o dobrą zabawę i integrację mieszkańców. Mówi, że nikt na niej nie zarobił, więc sołectwo nie ma z czego zapłacić tantiem.
- Jeżeli ZAiKS będzie naciskał, to będziemy musieli poprosić zespoły, żeby wyłożyły na tantiemy - dodaje Vrabetz.
- A z jakiej racji? - pyta Katarzyna Szulik, członkini Heimatklangu. - Śpiewamy przecież tylko pieśni ludowe, których większość autorów dawno już nie żyje. Chcemy w ten sposób zachować je od zapomnienia. Na festynie śpiewaliśmy takie pieśni jak "Komm lieber Mai, und mache", którą skomponował Mozart. Tu nie ma mowy o żadnych prawach autorskich!
Inaczej sprawę widzi jednak Ryszard Nowosadzki, dyrektor okręgu ZAiKS w Katowicach:
- Sołectwo, organizując taki festyn, ma obowiązek zawrzeć z nami umowę licencyjną. Musi także sporządzić wykaz zespołów oraz utworów, które były wykorzystane na scenie. Nieważne ani jakiej wielkości jest impreza, ani czy wstęp jest darmowy.
Tłumaczy przy tym, że stowarzyszenie ZAiKS musi otrzymać zestawienie, by wiedzieć, jak podzielić tantiemy między twórców.
- Wbrew pozorom nie wszystkie utwory ludowe pozbawione są praw autorskich - przekonuje Nowosadzki. - W przypadku niemieckich pieśni prawami zarządza organizacja Gema, która jest naszym odpowiednikiem. To z nią musimy się rozliczyć z pieniędzy.
Wykupienie jednorazowej licencji na festyn to koszt od 150 do 300 zł.