Ludzie i auta grzęzną w błocie

Jag
Tadeusz Wiecheć, Andrzej Mydlikowski i Henryka Gadomska codziennie stają przed problemem wyjścia z domu przez koleiny i kałuże.
Tadeusz Wiecheć, Andrzej Mydlikowski i Henryka Gadomska codziennie stają przed problemem wyjścia z domu przez koleiny i kałuże.
Beczkowozy wywożące zawartość szamba kompletnie zdewastowały podwórko bloku przy ul. Jaronia 4 w Groszowicach.

Mieszkańcy mają problem. Z przerażeniem patrzą na zadbane kiedyś podwórko i wiedzą, że nic nie mogą zrobić. Jeśli beczkowozy nie wywiozą szamba, to wybije ono na powierzchnię i zaleje piwnice. Zadbany plac przed ich domem, z którego byli zawsze dumni, jest - jak uważają - nie do uratowania. Zniknie zielony skwer i miejsce, gdzie chętnie spędzali ciepłe popołudnia.

Trudno jest wyjść z domu, bo koła ciężarówek wyżłobiły głębokie koleiny. Po deszczu jest to prawie niemożliwe, gdyż zbierająca się w nich woda tworzy rozlewiska. I nic na to nie można poradzić. Pojazdy te nie mają innej drogi dojazdu do szamba, które znajduje się między budynkami nr 4 i 6, tuż przy torowisku likwidowanej cementowni "Groszowice"
- Jak nasze domy podlegały pod cementownię, to szambo było wypompowywane od strony torowiska - powiedziała "NTO" Henryka Gadomska, mieszkanka bloku nr 4. - Podwórko mieliśmy naprawdę zadbane. Od czasu, gdy przeszliśmy pod zarząd Feromy, beczkowozy zaczęły jeździć przez podwórko.
Pokonują one niewielki, bo około trzydziestometrowy odcinek. Początkowo robiły to dwa, trzy razy w tygodniu. Teraz bywa, że przyjeżdżają kilka razy dziennie. Tylko dlatego, że jak twierdzą w Feromie, likwidator cementowni (mimo kilku pisemnych próśb) nie wyraził zgody, by wykorzystywany był dojazd od strony torów.
- Nie było źle, dopóki nie zdemontowano torów - mówi Tadeusz Wiecheć, mieszkaniec Jaronia 4. - W czasie robót zniszczony został odpływ szamba i szybciej się ono zapełnia.
W piwnicy budynku, gdzie znajduje się nieczynna od dawna pralnia, pan Wiecheć pokazuje miejsce, gdzie od czasu do czasu szambo wybija, zalewając piwnicę. - Jesteśmy między młotem a kowadłem - mówi. - Z jednej strony bolą zniszczenia podwórka, z drugiej zaś nie ma innego wyjścia - szambo musi być jakoś wywiezione.
Tuż przy posesji stoją komórki mieszkańców. Andrzej Mydlikowski pokazuje nam głęboki dół, gdzie codziennie grzęzną ciężarówki. I nie tylko one. Każdy z mieszkańców usiłujących dotrzeć do swojej komórki musi pokonać ten dół. Kończy się to czasem błotną kąpielą.

W spółce Feroma problem jest doskonale znany. Jednak jest praktycznie nie do rozwiązania. Szczególnie w słotne dni, gdy ziemia jest rozmokła. Chyba że - jak sugerują mieszkańcy - trasa dojazdu do szamba zostanie odpowiednio utwardzona i zabezpieczona, np. płytami betonowymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska