Ludzie z oazy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Ruch Światło-Życie nie wymaga od nas niczego więcej niż to, czego oczekuje od chrześcijan Kościół. Tyle tylko, że traktujemy to poważnie.

Czym się różnimy od reszty młodzieży? - zastanawia się Tomek Chyra, od dziesięciu lat w oazie, dziś mąż i ojciec rodziny. - Może przede wszystkim tym, że częściej się zastanawiamy nad sobą. Pytamy: czy to, o czym wiem, że jest dobre, dzisiaj robiłem, a jeżeli nie, to dlaczego tego nie robię i co mogę i powinienem zmienić. Słowem, staramy się pracować nad sobą w kontakcie z Bogiem, którego traktujemy jako kogoś bliskiego. Tę codzienną modlitwę i medytację nazywamy Namiotem Spotkania.
Do oazy należą dzieci, młodzież i rodziny skupione w tzw. Domowym Kościele. Trafiają tam i ci, którzy zaangażowane chrześcijaństwo wynieśli z domu, jak i tacy, którzy kiedyś trzymali się od Kościoła z daleka.

- Oaza to jest miejsce, gdzie się człowieka akceptuje - opowiada Łukasz Dzierżanowski, długoletni oazowiec, student opolskiej politechniki. - Takie było pierwsze moje doświadczenie. Spotkałem dobrych, "społecznych" ludzi. Świetnie się z nimi czułem. Myśmy się nie tylko razem modlili. Graliśmy w siatkę, w "mafię". Kiedy po pierwszych rekolekcjach oazowych wyjechałem do dziadków na wakacje, to śniłem o tych ludziach po nocach.
To jest podstawowy sposób trafiania do ruchu. Trzeba spotkać kogoś, kto zafascynuje. Nie zawsze od razu Panem Jezusem. Czasem na początku piosenkami, ogniskiem, "inną" mszą, życzliwością.
Zdaniem Łukasza Światło-Życie jako jeden z niewielu tzw. nowych ruchów w Kościele ma solidną i właściwie ciągłą formację opartą na dokumentach Kościoła i na katechumenacie dorosłych.
- Człowiek, który przeszedł przez trzy stopnie oazy, miał dobrego animatora i co tydzień pracuje w swojej grupie parafialnej, jest fachowcem - mówi Łukasz. - Zna Biblię, bo czyta ją codziennie, orientuje się w teologii, ma porządne rozeznanie etyczne, czyli ma właściwie to, co powinien mieć każdy chrześcijanin, ale często tylko powinien. Jeśli nie ma tej formacji na co dzień, to z oazy zostaje tylko foska na szyi (charakterystyczny krzyżyk z greckimi słowami światło i życie scalonymi literą omega symbolizującą Ducha św.).

Nazwa Światło-Życie łączy dwa elementy istotne dla ludzi z oazy. To, co mówi im i daje Bóg (światło), próbują przemieniać w codzienną praktykę (życie).
- Odmawianie picia alkoholu na imprezach to jedna z cech, po których najłatwiej nas rozpoznać. To czasem działa, jak fala uderzeniowa - stwierdza Przemek Lipina z Krapkowic. -Często jest to dobry wstęp do rozmowy, do pytań: Dlaczego nie pijesz? Dlaczego nie bierzesz? Jedni reagują szczerym zdziwieniem, inni oburzeniem. Spotykam się z tym na co dzień. Jestem muzykiem, a w tym środowisku alkohol i narkotyki nie są rzadkością. Kiedy zaczęliśmy grać w nowym składzie, umówiliśmy się z naszym nowym perkusistą na imprezę. Była wódka i marihuana. Jako jedyny odmówiłem picia. Gospodarz sądził, że jestem chory. Obawiałem się, jak zareaguje, gdy mu powiem, że tę swoją abstynencję ofiarowuję panu Jezusowi w intencji kogoś, kto ma problemy alkoholowe, ale przyjął to ze zrozumieniem i bawiliśmy się do białego rana. Kiedy powiedziałem, dlaczego nie piję, także inni bardziej się hamowali. Ale nie straciłem ich przyjaźni. Szanujemy się nawzajem.
- Łatwiej rozmawiać o swojej wierze czy poglądach moralnych, o zachowywaniu czystości przedmałżeńskiej z tymi, których się choć trochę bliżej zna - mówi Katarzyna Pizio, studentka Politechniki Opolskiej. - Wtedy takie rozmowy mają sens, bo kiedy widzę, że będzie to prowadzić tylko do podśmiewanek czy zaczepek, to raczej milknę.
- Kolegów, którzy chętnie opowiadają o swoich przygodach z dziewczynami, szokują szczególnie dwie sprawy - dodaje Łukasz. - Po pierwsze, że zamierzam czekać ze współżyciem seksualnym do ślubu, po wtóre, że zanmierzam się wcześnie ożenić, bo spotkałem dziewczynę swojego życia. Taki mały szok to jest dobry początek do rozmowy.

Po rekolekcjach pierwszego stopnia oazowicz, uznając Chrystusa za Boga i zbawiciela, przyjmuje 10 drogowskazów nowego człowieka albo 10 kroków ku dojrzałości chrześcijańskiej. Poznanie tych kroków odbywa się zawsze dwustopniowo. Pierwsza część to jest głównie przyswojenie wiedzy teologicznej, część druga kładzie nacisk na aspekty praktycznego zaangażowania, czyli świadectwo.
Drugi stopień oazy jest nakierowany przede wszystkim na poznanie Pisma św., liturgii i sakramentów. Wtedy też przeżywa się tzw. exodus, czyli wyzwolenie z niewoli grzechu przez Chrystusa. Stopień trzeci polega na poznaniu Kościoła i służbie w nim tam, gdzie trzeba i tak jak się potrafi według posiadanych uzdolnień.
- Nikt z nas nie żyje tylko oazą, chodzimy do szkoły, do pubu, na dyskoteki - przyznaje Katarzyna Pik z Czarnowąs. - Tyle że tam też chcemy być świadkami Jezusa. Czyli nie izolując się, bawiąc się ze wszystkimi, pewnych rzeczy po prostu nie robię. Nie piję alkoholu, nie biorę narkotyków, zachowuje umiar w wielu sprawach. My się nie dystansujemy od świata, ale czasem koledzy izolują się od nas, bo się głupio czują z nami. Nie jest to regułą, ale czasem jesteśmy odrzucani.
Członkowie ruchu mocno podkreślają, że działają w Kościele i dla Kościoła. Celem trzystopniowej formacji jest znalezienie sobie miejsca we wspólnocie ruchu lub w parafii, by robić coś pożytecznego. Różne służby oficjalnie nazywa się w oazie z grecka diakoniami.

- Diakonia modlitwy to grupa, która bardziej intensywnie się modli - tłumaczy Łukasz. - W diakonii liturgicznej można się nauczyć poprawnej i pięknej liturgii, żeby ją wprowadzać w parafiach, diakonia wyzwolenia to ludzie, którzy działają na rzecz ludzi uzależnionych i ich rodzin, diakonia słowa publikuje książki, podręczniki formacyjne, czasopisma. Ktoś prowadzi kawiarenkę dla młodzieży, a ja prowadzę pantomimę i gram w niej. Ważne, żeby w obrębie swojej parafii robić coś dla dobra kościoła i innych ludzi.
Przemek działa w grupie ewangelizacyjnej: - Na tydzień przed bierzmowaniem zabieramy ósmoklasistów z naszej parafii na intensywne rekolekcje, czyli tzw. kurs Filipa. Uczymy ich Ewangelii w formie zabaw, czasem zaskakujących. Gdy np. obrzucają się błotem, by lepiej uświadomili sobie, czym jest grzech, wtedy w nich coś się rusza. Mniej więcej co 10. uczestnik takich rekolekcji trafia potem do oazy.
Nie zawsze łatwo być konsekwentnie członkiem ruchu. Problemy powstają nawet w pozornie banalnych sytuacjach. - Kiedy w pracy zbiera się na alkohol - opowiada Tomek - np. z okazji pożegnania kolegi, nie daję, bo w intencji kogoś uzależnionego nie piję i nie kupuję alkoholu - to zwykle nie spotyka się ze zrozumieniem.
- Jeśli nie ściągam i nie daję ściągać - dodaje Grażyna, studentka polonistyki - bo uważam to za oszustwo, to zrozumiałe, że to budzi niechęć. Ale równocześnie kiedy ktoś potrzebuje modlitwy, bo zdaje egzamin na prawo jazdy albo ma jakieś kłopoty i chce się zwierzyć, wie, że może do mnie zawsze przyjść. Myślę, że mamy w sobie wiecej zaufania do ludzi i mniej lęku o przyszłość niż nasi koledzy spoza ruchu.
W tym środowisku, jak w każdym nie wszystko, co jest w założeniach udaje się zrealizować w praktyce. - Najtrudniej jest po wakacjach - dodaje Przemek. - Rekolekcje oddziałują na uczucia. Ludzie są zbombardowani uniesieniami, przyjaźnią środowiska, specyficzną atmosferą nocnej Eucharystii, muzyką, bliskim kontaktem z księdzem, drogą krzyżową odprawioną w górach. Niektórzy są tak uduchowieni, że zdają się nie dotykać ziemi, inni już w pociągu zostawiają atmosferę oazy i przystosowują się z powrotem do zwykłego życia, bo boją się wyśmiania i odtrącenia. Jak ktoś nie zostanie sobą, będzie prowadził podwójne życie - inne w grupie oazowej, inne w szkole. Ale to na szczęście rzadko się zdarza.

Członkowie ruchu przyznają, że bywa i tak, że chętnych do oazy zrażają zachowania tych, co już do niej należą. - Najgorzej wygląda to wtedy, gdy ktoś jedzie na wakacyjne rekolekcje, a potem przez cały rok nie ma z oazą nic wspólnego, za rok jedzie na drugi stopień, ale żadnej formacji między tym nie było - przyznaje Katarzyna. - Tacy oazowicze będą czasem pić w pociągu, dając antyświadectwo.
To, co jest niebezpieczeństwem oazy, jest jej szansą. Idzie ona dalej niż zwykła katecheza szkolna. - Oaza jest potrzebna, bo zwykła katecheza często się nie sprawdza. Jest raczej przekazem wiedzy niż wiary - sądzi Ania.
- To było dla mnie największe odkrycie, że w oazie nie muszę robić nic więcej niż to, czego Kościół wymaga od wszystkich - zauważa Janusz. - A to, że działamy w małych grupach, że opiekuje się nami świecki animator i ksiądz moderator, tylko mi w tym pomaga.
Ruch Światło-Życie traktowany poważnie jest wymagający. Zwykle z grupy, która rozpoczyna pierwszy stopień formacji, do trzeciego stopnia dochodzi mniej więcej jedna trzecia. Wielu ludziom pomogła ona jednak znaleźć się nie tylko jako chrześcijanom, ale także jako ludziom.

- Kiedyś używałem świata - przyznaje Paweł Sierny z Opola. - Spotkałem ludzi, którzy pokazali mi inne życie. To mi się spodobało. Przekonałem się, że wolę żyć z trudnościami chrześcijaństwa, bo mam cel - zbawienie siebie, niż pozornie olewać wszystko. Tak żyłem kiedyś, cieszę się, że zostawiłem tamto życie.
Jest paradoksem oazy, że zmierza ona - w opinii jej członków - do samodestrukcji. Kiedy proces ożywiania Kościoła od wewnątrz, od dołu się zakończy, oaza przestanie istnieć. Patrząc na współczesne społeczeństwo i Kościół, prędko jej to nie grozi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska