Łukasz Kruczek jako skoczek nie mógł marzyć o medalu

Paweł Relikowski
Łukasz Kruczek
Łukasz Kruczek Paweł Relikowski
Jako trener właśnie je zdobył i nie zamierza na tym poprzestać. Ostatnio często można go zobaczyć z wilgotnymi od łez oczami. Wzruszył się w niedzielę po zwycięstwie Kamila Stocha na olimpijskiej skoczni w Soczi, i podczas dekoracji. Często jak człowieka, który jest raczej skryty i rzadko okazuje emocje. - Niecodziennie zdobywa się tytuł mistrza olimpijskiego - mówi.

Z kadrą polskich skoczków pracuje od sześciu lat. Przeszedł długą drogę: od szkoleniowca, uważanego za zaufanego człowieka Apoloniusza Tajnera i bardzo chętnie krytykowanego, po uznanego w świecie fachowca. Dziś nikogo nie dziwią już pytania, czy nie ma propozycji pracy z zagranicznych federacji.
- Nie ma tematu, nie zwracam na to uwagi. My mamy do dokończenia ten sezon. Myślę tylko o najbliższych tygodniach - odpowiada. - A krytyka? My jako jako Polacy mamy taki charakter, że albo chcemy stawiać pomniki, albo ścinać głowy. To niełatwe dla ludzi, których to bezpośrednio dotyczy.
Najtrudniejsze były dla niego dwa momenty. Pierwszy, gdy Adam Małysz postanowił indywidualnie trenować z Hannu Lepistoe.- Musieliśmy to wtedy wszystko jakoś poukładać - przypomina.
Drugi - ponad rok temu, gdy polscy skoczkowie bardzo słabo zaczęli sezon. Jego posada wisiała wtedy na włosku.
- W sytuacjach kryzysowych radzimy sobie metodą tzw."lustra". Biorę marker i zapisuję na lustrze, czasem szybie, wnioski, jakieś myśli, generalnie to, o czym rozmawiamy. To pomaga rozwiązywać problemy - przekonuje.

Z podopiecznymi ma świetny kontakt. Potrafi do nich dotrzeć, porozmawiać, rozwiązać problem. A jak trzeba ustawić do pionu.
- Jak zawodnika coś gryzie, to trzeba mu pomóc. To jest tak, że my cały czas uczymy się siebie nawzajem - mówi. - Siła tej kadry polega na tym, że oni trzymają się razem. Kumplują się też poza skocznią. Kamil? To taki typ, który bardzo szybko się uczy. I to w każdej sferze życia. Czasem jest jeszcze nerwusem, ale już się nauczył, że to mu nie pomaga.

Kruczek, który trenerskiego fachu uczył się przy Tajnerze, Heinzu Kuttinie i Lepistoe, wprowadził do reprezentacji nowe standardy. Polacy kiedyś przegrywali technologiczny wyścig z innym reprezentacjami, trudno nawet napisać, że brali w nim udział. A dziś są czołówce rywalizacji na lepszy sprzęt. Nie mamy kompleksów wobec Austriaków czy Norwegów. Wczoraj szkoleniowiec zdradził m.in. że latem intensywnie podglądaliśmy inne ekipy.
- Tak dziś wyglądają skoki, wszyscy czegoś próbują. Wysyłaliśmy ludzi, żeby fotografowali na skoczniach inne ekipy. Zresztą rywale robili dokładnie to samo z nami. Chodzi po prostu o to, żeby zorientować się, w którą stronę inni idą ze zmianami - wyjaśnia.

Okazało się, że w Soczi Polacy mają swoją nowinkę techniczną, która mogła pomóc Kamilowi Stochowi w bardzo dalekich lotach. Jaką? To na razie tajemnica.
- Sezon jest długi, więc na razie nie powiem. Sprawdzaliśmy to jednak już w Willingen, gdzie Kamil wygrał dwa konkursy - opowiada. - Sukcesy składają się z wielu drobiazgów. Najważniejsze jest jednak dobre przygotowanie, praca, trening. Możesz mieć superkombinezon, ale jak nie jesteś w formie, to nie wygrasz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska