Łukasz Szumowski: Pieniędzy w służbie zdrowia będzie coraz więcej. Musimy znaleźć optymalny sposób ich wykorzystania

Agaton Koziński
Bartek Syta
- Do końca kadencji skrócimy najdłuższe kolejki do specjalistów, które pacjentom najbardziej doskwierają. Ale żeby była jasność: nie da się całego systemu uzdrowić w rok - mówi Łukasz Szumowski, minister zdrowia.

Panie Ministrze, czy Panie Profesorze? Jak Pan woli być tytułowany?
Ministrem się bywa.

Czyli Panie Profesorze?
Zależy, o co pan mnie będzie pytać: czy o kwestie merytoryczne, czy polityczne.

Czyli polityka nie jest merytoryczna?
Wolałbym, aby w kształtowaniu polityki więcej odwoływano się do danych - szczególnie w zakresie zdrowia. Stąd niektóre moje pomysły służące wzmocnieniu analityki państwowej w tym zakresie, na przykład zamiar powołania Agencji Badań Medycznych.

Kim Pan jest w rządzie? Wynajętym fachowcem od czarnej roboty, czy obudziła się w Panu żyłka polityka?
Na pewno nie czuję się fachowcem od czarnej roboty. Premier wyraźnie powiedział, że zdrowie jest priorytetem dla jego rządu, w związku z tym staram się wywiązać ze swoich zadań.

Jak Pan je rozumie?
Staram się usprawnić polski system zdrowia. Tak, żeby pacjenci odczuli poprawę. Do tej pory to zaniedbywano. Po pierwsze, wcześniejsze działania nie dawały takiej poprawy, jaka jest potrzebna. Po drugie, część działań była źle komunikowana - Polacy nawet nie zauważali, gdy coś uległo wyraźnej poprawie.

Teraz Pan mówi językiem polityka?
Naprawdę? Wydaje mi się, że zawsze tak mówiłem.

Na miesięcznice smoleńskie też zawsze Pan chodził?
Byłem na ostatniej - wcześniej nie. 10 kwietnia miało miejsce odsłonięcie pomnika poświęconego ofiarom katastrofy w Smoleńsku. Uznałem, że mam moralny obowiązek oddać im hołd i cześć. I mówię to teraz nie jako polityk, tylko jako Łukasz Szumowski, obywatel.

Wpisuje się to w Pana bardzo silny konserwatywny rys. Jako lekarz wcześniej podpisywał Pan deklaracje o przestrzeganiu klauzuli sumienia.
Rzeczywiście, jestem człowiekiem o silnie konserwatywnych przekonaniach światopoglądowych.

Mógłby Pan pracować w rządzie Platformy?
Nie, ta partia nie reprezentuje poglądów, które mi są bliskie.

Bliżej Panu do PiS. Będzie Pan na listach wyborczych w 2019r.?
Na razie skupiam się na wypełnieniu trudnego zadania, jakim jest poprawa polskiego systemu zdrowia - tak, żeby stał się bardziej przyjazny dla pacjentów.

To misja trudna czy niemożliwa?
Misja jest trudna, ale jak najbardziej możliwa. Wiem, że gdy mówię o skróceniu kolejek, zaraz wszyscy powtarzają, że to samo zapowiadali wszyscy wcześniejsi ministrowie. Ale ja w tym przypadku powołuję się na premiera, który - będąc jeszcze ministrem - zapowiadał, że uszczelni VAT. I to mu się udało, choć jego poprzednicy nie dali rady tego zrobić.

W sprawie VAT-u poprzednicy popełnili grzech zaniechania. W przypadku kolejek sprawa jest chyba bardziej złożona, związana z pieniędzmi.
Przypomnę, że rząd ustawą zatwierdził zwiększenie nakładów na służbę zdrowia do 6 proc. PKB w 2024 r.

Szmat czasu - a działania potrzebne są teraz.
Już są. Mówimy o kwocie 830 mld zł na lata 2018-2024. Proszę to porównać z sumą 460 mld zł, którą wydano w latach 2008-2014. Widać, że nakłady wzrastają niemal o 100 proc.

Zapowiada Pan, że skróci kolejki. Kiedy będzie widać efekt?
Na pewno do końca kadencji.

O ile one się skrócą?
Żeby była jasność: nie zapowiadam, że w półtora roku naprawię cały system, tego się nie da zrobić. Teraz skupimy się na najdłuższych kolejkach, które pacjentom najbardziej doskwierają.

Które dokładnie?
Prowadzimy dokładne analizy razem z NFZ. Konkretne listy świadczeń, których to dotyczy, przedstawimy w ciągu miesiąca, dwóch. Na pewno wśród przedstawianych propozycji zmniejszenia kolejek znajdzie się choćby endokrynologia.

AIP/x-news

POLECAMY:

Czy widzi Pan przyczynę tych kolejek? Przygląda się Pan systemowi od dawna jako lekarz, teraz jako minister. Gdzie tkwi problem? To tylko kwestia braku pieniędzy?
Na pewno skąpe fundusze to jeden powód. Drugi to migracja lekarzy z sektora państwowego do prywatnego. Dziś coraz trudniej znaleźć w publicznej służbie zdrowia dobrego kardiologa czy neurologa. Na to jeszcze nakłada się specyfika leczenia w Polsce.

Na czym ona polega?
Zwykle pacjent nie leczy się w placówkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej, tylko jeszcze równolegle robi diagnozy w przychodniach specjalistycznych. Zdarza się, że pacjenci przewlekle chorzy chodzą do przychodni specjalistycznych tylko po to, żeby przedłużyć receptę - choć przecież z powodzeniem mogą to zrobić u lekarza rodzinnego. To kwestia świadomości, którą należy zmieniać.

Co w tym dziwnego, że przewlekle chorzy pacjenci chcą co jakiś czas iść do lekarza, który ich prowadzi?
Tyle, że to rolą lekarza rodzinnego jest prowadzenie osób przewlekle chorych - gdy choroba jest stabilna. Najczęściej ludzie latami przyjmują te same lub podobne lekarstwa. Wystarczy więc, że co jakiś czas pojawią się u specjalisty, który sprawdzi, czy przebieg choroby nie uległ zmianie. Na co dzień opiekować się nimi powinien lekarz rodzinny.

Co jakiś czas powraca argument o tym, że lekarze w Polsce są źle wykorzystywani - ale nikt nie zdołał tego zmienić. Dlaczego? Może po prostu lekarzy brakuje, bo wszyscy wyjechali do Wielkiej Brytanii razem z pielęgniarkami?
Akurat pielęgniarki częściej migrują do innych zawodów, a nie wyjeżdżają za granicę. Ale problem leży też w finansach. Poprzednie rządy, w tym Ewy Kopacz, nie miały na tyle odwagi, by radykalnie podnieść wydatki na zdrowie. Bez zwiększenia nakładów usprawnienie systemu zdrowia jest niemożliwe.

Stąd zapowiedź wzrostu wydatków na służbę zdrowia do 2024 r.
Właśnie. Ale to też wymaga też lepszych rozwiązań, na przykład usprawniających pracę na SOR-ach, na których dziś czeka się po kilka godzin w kolejkach.

Brakuje lekarzy. Skąd ich wziąć? Z Ukrainy?
Nie tędy droga. Zwiększamy limity przyjęć na medycynę, chcemy kształcić na lekarzy więcej Polaków. W tym roku miejsc na pierwszym roku dziennych studiów lekarskich będzie ponad 4700. W roku 2014 było ich 3133.

Jak będzie więcej studentów, to po chwili będzie Pan miał jeszcze więcej problemów z rezydentami.
Rezydenci to inteligentni, fantastyczni ludzie. Kontakt z nimi - mimo trudnych, ciężkich negocjacji - był raczej przyjemny.

Przyjemny, bo udało się Panu załagodzić konflikt.
Było odwrotnie - dlatego, że kontakt był przyjemny, udało nam się dojść do porozumienia. Rezydenci są krótko w systemie, mają świeże pomysły. Powinni dużo więcej do niego wnosić. Poprosiłem ich, żeby pomogli przy pisaniu ustawy o zmianie systemu specjalizacji, czy wpisaniu nowej ustawy o zawodzie lekarza i lekarza-dentysty. System powinien być prostszy, żeby specjalizacja była dla ludzi, nie dla biurokracji.

A co jeśli konflikt z rezydentami powróci w roku wyborczym? Obawia się Pan tego?
Porozumienie, jakie udało się zawrzeć z rezydentami, to wyklucza. Uzgodniliśmy, że dajemy sobie czas do 2020 r. Wtedy będziemy sprawdzać, jak idzie realizacja uzgodnień.

Spór z rezydentami był merytoryczny czy polityczny?
Biorąc pod uwagę fakt, że w wyniku porozumienia część wynagrodzeń rezydentów spadła, uważam, że merytoryczny - gdyby to był konflikt polityczny, oni na to by się nie zgodzili. Widać jak na dłoni, że są bardzo odpowiedzialni. Poza tym zgodzili się na warunek, że przez dwa lata po specjalizacji będą pracować w Polsce. To postawa patriotyczna.

W środę zainaugurował Pan debatę o służbie zdrowia za 10 lat. Nie przesadził Pan z tym okresem?
Wydaje mi się, że to dość krótki okres.

Zawsze jak polityk mówi o planie na kolejnych 10 lat, to znaczy, że ucieka od odpowiedzialności.
Służba zdrowia to taka dziedzina, w której zmiany trzeba planować z dużym wyprzedzeniem. Proszę spojrzeć, jak to wyglądało w innych krajach. Na przykład w Belgii wypracowano konsensus odnośnie sposobu reformowania służby zdrowia na kilkanaście lat naprzód. Dziś to jeden z najlepiej działających systemów na świecie.

Ale u nas nie ma konsensusu - a Pan nie ma 10 lat.
Są działania, które wykonam w ciągu najbliższego roku: skrócenie kolejek, usprawnienie SOR-ów, poprawa opieki onkologicznej i kardiologicznej, darmowe leki dla osób 75 plus czy dla kobiet w ciąży. To robimy teraz. Ale jednocześnie musimy pamiętać, że pieniędzy w służbie zdrowia będzie coraz więcej. Musimy znaleźć optymalny sposób ich wykorzystania - by nie wyciekły przez dziury w systemie.

Wie Pan, co się stanie, jeśli uda się Panu w ciągu roku skrócić kolejki i usprawnić SOR-y?

AIP/x-news

POLECAMY:

Będę się cieszyć.
PiS będzie chciał uczynić z Pana jedną z twarzy kampanii w 2019 r.
Zobaczymy, co będzie za rok.

Pan jest optymistą, więc załóżmy optymistyczny scenariusz. Wsiądzie Pan do autobusu razem z premierem Morawieckim, będzie jeździł po Polsce, by przekonywać do PiS?
Jak przyjdzie rok 2019, to wtedy porozmawiamy o propozycjach, które kiedyś być może padną. Teraz to tylko gdybanie.

Przygotowuje się Pan do życia politycznego. Wpisał choćby zegarki do zeznania podatkowego.
Tak, wszystkie dwa.

Dwa, ale oba imponujące, w tym zegarek Jamesa Bonda.
On już naprawdę nie jest wiele wart.

W zeznaniu podatkowym oszacował Pan jego wartość na 15 tys. zł.
Wpisałem, ile być może kosztuje nowy. Wartość mojego wynosi z pewnością dużo poniżej 10 tys.

Jeszcze posiada Pan mercedesa rocznik 1959 r.
Kupiłem go 12 lat temu, za niewielką kwotę, gdy się rozpadał. Ale uparłem się, że doprowadzę go powoli do stanu używalności. Jeszcze nie jest skończony, ale już jeździ.

Ale po co Panu tak stare auto? Lubi Pan oldmobile?
Jeździł pan kiedyś tak starym samochodem? Takim, w którym nie ma w ogóle elektroniki?

Tak, dużym fiatem i maluchem. Nic ekscytującego.
Nie zgadzam się. Uwielbiam zapach takich samochodów. Choć rzeczywiście nie ukrywam, stare auta zawsze mnie ekscytowały.

Sam Pan w nich grzebie?
Nie, ale znajduję warsztaty, w których pracują pasjonaci i ich proszę o pomoc.

Jak Pan się znalazł w rządzie? Znał Pan wcześniej Jarosława Kaczyńskiego?
Ostatnio mam przyjemność spotykać Pana Prezesa częściej. A do rządu trafiłem przez Mateusza Morawieckiego.

Nie przez Jarosława Gowina? To u niego był Pan wiceministrem.
Owszem, ale tamtą decyzję także konsultowałem z ówczesnym wicepremierem Mateuszem Morawieckim.

Długo się znacie?
Dobrych parę lat. Poznałem go, gdy byłem zaangażowany w fundację „Kresy w potrzebie - Polacy Polakom” i organizowałem pomoc dla Polaków na Białorusi. Tak się poznaliśmy. Później się okazało, że mamy wspólny krąg znajomych i kontakt pozostał.

Aż do dziś. Czy Mateusz Morawiecki popiera pomysł likwidacji NFZ?
Prezes Kaczyński jasno powiedział, że w tej kadencji likwidacji NFZ nie będzie. Decyzja o tym, czy go znieść, zapadnie po 2019 r.

Pan by go zlikwidował?
Instytucja taka jak NFZ jest potrzebna. Ona zresztą coraz sprawniej działa. Potrzebna jest organizacja, która będzie zarządzała pieniędzmi wydawanymi na służbę zdrowia.

To skąd tyle hejtu na NFZ w przeszłości?
Być może stąd, że dochodziło do konfliktów między funduszem i resortem zdrowia. Teraz sytuacja się unormowała. Wiadomo, że politykę zdrowotną prowadzi ministerstwo, a NFZ zajmuje się wydawaniem pieniędzy. Ktoś to zawsze będzie musiał robić Jeśli nie będzie NFZ, trzeba będzie stworzyć inną instytucję w jego miejsce albo zatrudnić dodatkowe osoby w resorcie zdrowia do obsługi tych pieniędzy. Lepiej więc poprawić współpracę z NFZ. Zresztą Polacy też nie chcą i nie oczekują rewolucji - wolą, żebyśmy poprawiali system, który już istnieje.

AIP/x-news

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Łukasz Szumowski: Pieniędzy w służbie zdrowia będzie coraz więcej. Musimy znaleźć optymalny sposób ich wykorzystania - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska