Macierzyństwo uczy wielu rzeczy

Redakcja
Marta (na zdjęciu z Łucja i Ulą): - Im więcej dzieci, tym więcej powodów, aby dzielić się swoją miłością.
Marta (na zdjęciu z Łucja i Ulą): - Im więcej dzieci, tym więcej powodów, aby dzielić się swoją miłością. Sławomir Mielnik
Tego, że można tęsknić za nieustannymi wojnami rozgrywanymi przez małych żołnierzy na środku kuchennego stołu. Że zabieganie od świtu do północy daje nam szczęście, a życiu sens. A nade wszystko, że miłością należy dzielić bez końca i bez reszty.

Ula ma śliczne blond włosy, a w spojrzeniu ufność i iskierkę radości. Na dworze upał jak w środku lata, ona jest po usypiającej podróży samochodem. Więc - zmęczona skwarem - siada cichutko w kącie i zajmuje się malowaniem na przyniesionych jej kartkach. Samodzielna, ani na moment nie przeszkodzi w rozmowie z jej mamą.
- Ma dwa lata - mówi mama Marta. - Jest druga.

Pierwsza to Łucja, 5 lat. Ją też wkrótce poznam. Bawiąc się w piaskownicy, z szelmowskim uśmiechem rzuci w moim kierunku zabawkami, z ewidentnym zaproszeniem do zabawy: Daj już mamie spokój z tymi wywiadami, ciesz się życiem, piaskiem!

Czyli: należy lepić piaskowe babki.

- Wkrótce będzie jeszcze jedna dziewczynka - mówi pani Marta. Jest w ciąży. - Trzeba dawać miłość, dzielić się nią jak najczęściej, a z kim się dzielić, jeśli nie z dziećmi - tłumaczy.

Rozmawiaj z brzuszkiem

To nieprawda, że prawdziwą więź z dzieckiem buduje się dopiero po narodzinach.

- Chodzę na zajęcia Akademii Rodzicielstwa - mówi Marta. - Nauczyłam się rozmawiać z córeczką będącą w moim brzuszku. To są długie, radosne i oczywiście pełne miłości dialogi. Mamy już ze sobą nawiązaną ścisłą więź, i to wszyscy: Ula, Łucja, malutka w brzuszku, mąż i ja.

To wskazania psychologii prenatalnej. Nazwa mądra, ale mówi o sprawach bardzo naturalnych: dziecko w brzuszku słyszy, reaguje na dźwięki, rozróżnia głosy najbliższych.

- Udowodniono, że dziecko szczególnie dobrze reaguje na głos męski. Te niskie dźwięki lepiej stymulują rozwój mowy - mówi Emilia Lichtenberg-Kokoszka, która prowadzi w Opolu zajęcia dotyczące psychologi prenatalnej. - Jeśli więc tato często mówi do brzuszka, w którym przebywa jego potomek - to zmniejsza ryzyko kłopotów logopedycznych dziecka.

Poleca się też, aby słuchać chorały gregoriańskie lub inne męskie chóry. One również uspokajają i relaksują, więc dziecko wychowane na chorałach będzie raczej opanowane, nie nerwowe.

- Tylko z pozoru dużo w tym magii, tak naprawdę to bardzo logiczne - przyznaje Marta. - Natomiast macierzyństwo to prawdziwa magia. Rozumiem, że są mamy, które decydują się na jedno dziecko. Ale ja uważam, że kolejne dzieci to kolejne pokłady miłości, i naprawdę warto z nich korzystać.

Miłość nie kosztuje

- A finanse? Państwo - wbrew deklaracjom - wcale nie wspiera wielodzietnych rodzin? - podrzucam wątpliwości materialistów i realistów.

I tu pani Marta mnie zaskakuje.

- To nieprawda, że wychowanie i utrzymanie kilkorga dzieci jest zbyt trudne i zbyt kosztowne - uśmiecha się. - Ja dla Uli praktycznie niczego nowego nie kupowałam, żadnego łóżeczka, wózka, ciuszków. Wszystko jest po Łucji. Wydatek jest wtedy, jak kupuje się całą wyprawkę tylko dla jednego dziecka. To niemal marnotrawstwo.

A wygoda? Przy tylu dzieciach z pieluch pani nie wyjdzie przez kolejny rok, dwa? - pojawia się kolejny argument.
I na to pani Marta ma odpowiedź:

- Dopiero teraz mam wygodę. Rodzeństwo się sobą zajmuje - opowiada. - W niedzielę czy w sobotę budzą się wprawdzie o siódmej, ale idą do swego pokoju, bawią się ze sobą. Nie ma wyciągania rodziców z łóżek, możemy z mężem poleniuchować.

- Łucja od początku pomagała przy Uli - dodaje. - Wynosiła nocnik, przynosiła zabawki, potrzebne ubrania. Była jak doskonała opiekunka. Oczywiście bywają też ciężkie chwile, gdy obie na przykład mają gorszy humor. Dziś w nocy nie spały, przeszkadzały im komary…

Co do pieluch - jest taka metoda chowania dzieci zwana... bezpieluchową. U pani Marty się sprawdziła. Dziewczynki nosiły tetrę, ale praktycznie i ona była zawsze sucha.

- Dziecko daje stosowne sygnały, a mama doskonale je rozumie i jeśli od początku właściwie na nie reaguje, to już niemowlak będzie wiedział, co to siusianie do nocnika. Jeśli jednak nie będziemy reagować na te sygnały, to one zanikną i faktycznie utoniemy w mokrych pieluchach - mówi pani Marta o tej nocnikowej rewolucji. - Gdy jechaliśmy nad morze, dziewczynki tylko jęknęły, a my już rozumieliśmy - czas na postój, najlepiej w ustronnym miejscu.
Więc nawet na pieluchy Marta niewiele wydała.

I tak cała teoria o tym, że im więcej ma się dzieci, tym więcej wydatków - padła.

Ale macierzyństwo nie jest tylko lukrowe. Pani Marta doświadczyła, jak daleko jest politykom do realnych problemów polskiej rodziny: o miejscu w przedszkolu dla starszej nie miała co marzyć - jest pani na wychowawczym, może pani zostać z dziećmi w domu, miejsca brak - słyszała we wszystkich placówkach. Pierwszeństwo mają mamy samotne lub pracujące. To oczywiście dzielne kobiety, ale przecież wszem i wobec - i politycy, i lekarze, i psycholodzy trąbią: dziecku najlepiej będzie przez pierwsze lata życia przy mamie. A urlop macierzyński to błogosławieństwo dla malucha, należy wspierać kobiety, które się decydują na przerwę w pracy dla dobra dziecka. Tak było z Martą.
- Byłam na urlopie macierzyńskim związanym z urodzeniem Uli, a starszą Łucję chciałam zapisać do przedszkola, aby miała jeszcze większy kontakt z rówieśnikami. W wieku 5 lat to już wskazane - mówi mama. - Pozostało mi drogie przedszkole niepubliczne.

Z tym problemem została sama.

Zapach konwalii

Dom pod Opolem. W drzwiach stoi pani Barbara Krasowska, wygląda oryginalnie - owinięta w chustę, w której bezpiecznie spoczywa 7-tygodniowy Wojtek. Wystaje mu tylko czubek głowy. Słodko śpi i swoją obecność zaznacza czasami delikatnymi ruchami mikroskopijnego ciałka.

- Jest niezwykle spokojny. To dlatego, że codziennie przed snem, gdy byłam w ciąży, wspólnie słuchaliśmy przez godzinę muzyki relaksującej - mówi Barbara (znów ta psychologia prenatalna). - Również teraz, gdy jest zaniepokojony, wystarczy włączyć płytę i natychmiast się uspokaja.

Gdy Basia była w ciąży ze starszym synem - słuchała często Bregovicia. Coś w tym jest, bo jej syn lubi muzykować, no i ceni bałkańskie rytmy.

- Dziecko w fazie płodowej uczy się - mówi Emilia Lichtenberg-Kokoszka. - Widzi, słyszy, zapamiętuje. I to na całe życie.

Już 7-tygodniowy mózg zaczyna proces zapamiętywania, na przykład otaczających kolorów (małe dzieci szczególnie lubią pomarańczowy kolor, to nie przypadek, w takim kolorze było ich otoczenie, gdy przebywały w brzuchu mamy). Po 13. tygodniu dziecko rozróżnia smaki, nieco później zapamiętuje je, zaczyna lubić to, co smakuje jego mamie. Co więcej - zapamiętuje zapachy i związane z nim doświadczenia. Jeśli mamę relaksuje zapach konwalii majowej - to jej maluszek będzie się uspokajał, wąchając owe drobne kwiatki.

Baby-chusta to wynalazek stary jak ród ludzki. Po raz kolejny sprawdza się stwierdzenie, że to owe staromodne metody sprawdzają się najlepiej, szczególnie jeśli idzie o cud ciąży, porodu, opieki nad niemowlęciem.

- Jest cudownie, mogę z Wojtkiem wszystko robić, Przygotowywać coś w kuchni, iść do ogrodu, nawet zasiąść do laptopa… Zawsze jest przy moim sercu - mówi Barbara. - Poprzednio korzystałam z nosidełek albo pchałam przed sobą wózek. Było o wiele trudniej.

Pani Basia jest doświadczona w rodzeniu i wychowywaniu dzieci - ma dwoje nastolatków. Właściwie to powinna odkładać już pieniądze na posagi oraz organizację wesel.

Statystyki, szczególnie chętnie przywoływane przed Dniem Matki, pokazują, iż Polki rodzą dzieci coraz rzadziej, na dodatek na macierzyństwo decydują się coraz później. Dziś nikogo nie dziwi 40-letnia mama. Coraz dłużej trwająca edukacja, coraz wyższa stopa życiowa - na to trzeba zarobić, wreszcie wiedza na temat antykoncepcji - to wszystko nie sprzyja wczesnemu macierzyństwu.

Pani Basia urodziła wprawdzie Wojtka po czterdziestce (choć bez kokieterii trzeba dodać - wygląda na maksymalnie 30 lat), ale smak macierzyństwa poznała wcześniej. - Mój dorobek to dwoje odchowanych dzieci: Olek - 13 lat, Gosia - 17 lat - uśmiecha się.

- Ale rozumiem szczęście dojrzałych kobiet, które decydują się na pierwsze dziecko - dodaje.

Poukładane życie: mąż - lekarz weterynarii, ona - menedżerka w producenckim stowarzyszeniu rolników. Wydawałoby się, że nadszedł czas odcinania kuponów:

- I na przykład realizowania własnych pasji - przyznaje. - Faktycznie zapisałam się na kursy jogi, masażu, zaczęłam marzyć o otworzeniu małego gabinetu masażu… A tu taki nieoczekiwany zwrot akcji. Jestem z tego powodu szczęśliwa, choć z pasji nie zrezygnuję.

Pani Basia ma na ten temat swoją teorię: - My chyba wszyscy chcieliśmy, choćby podświadomie, aby w naszym domu zagościł znów dzidziuś. Starsze dzieci dopytywały, czy nie mogłyby mieć jeszcze brata lub siostry. Ja w żartach odpowiadałam - teraz wasza kolej. Ale sama czułam, że chcę być po raz trzeci mamą.

Ciąży nie planowali, ale gdy mąż dowiedział się, że po raz trzeci będzie tatą, skakał z radości. Olek i Gosia - też.

- Jestem jedynaczką - mówi pani Basia. - I pamiętam, że jako dziecko zawsze marzyłam o rodzeństwie, gdy wyjeżdżałam na kolonie, to nawet opowiadałam innym kolonijnym dzieciom, że mam brata i siostrę. Wymyślałam różne historie o moim rodzeństwie. I o tym, jak wspólnie się bawiliśmy, jak wzajemnie wspieraliśmy się. Teraz moje dzieci realizują te marzenia. Im liczniejsza rodzina, tym więcej w niej siły. Wszystko robi się szybciej, bo wspólnie. Zawsze możemy na siebie liczyć.

Pokochać wojny

Centrum Opola, dwupokojowe małe mieszkanie w kamienicy. W kuchni na podłodze bawi się dwóch chłopców: Andrzej ma 5 lat, Marcel jest dwa razy starszy. Typowo męska zabawa - wojna na kauczukowe kulki. Jak to wojna - w końcu się nudzi.

- Mamo, poukładamy puzzle? - pyta Marcel. Puzzle - a jakże - związane są z Euro 2012. - Przy chłopakach futbol, którego wcześniej nie znosiłam, stał się moją pasją. Marcel wytłumaczył mi, co to spalony, kiedy odgwizduje się różny- mówi mama rozbrykanego duetu - Katarzyna Makowiec.

Macierzyństwo potrafi odwrócić ludzki świat do góry nogami. Katarzyna kiedyś skakała ze spadochronem, jeździła na punkrockowe koncerty. Szalone, rockandrollowe życie. - Do skoków już wracam - mówi - A koncerty? Może pojadę na Owsiaka, z moimi wszystkimi facetami.

- Gdy byłam w ciąży, chłopcy razem ze mną słuchali rocka. I chyba to sprawiło, że są teraz takimi wojownikami - dodaje. W tym momencie puzzle lądują w pudle. W ruch idą dwie wyścigówki zdalnie sterowane, a kuchenna podłoga zamienia się w tor Formuły 1. Obaj panowie chcą być Kubicami i wciąż rozbijają się o kuchenny stół.

Życie Kasi - choć pełne chłopięcych wojen - jest uporządkowane niczym rozkład dnia w wojsku. Nie ma zarywania nocy, bo przecież od świtu trzeba być na nogach. Jednego odstawić na 7.00 do przedszkola, drugiego - przed 8.00 do szkoły. Po 15 - bieg z pracy po dzieci, szybkie zakupy, obiad, lekcje, kolacja, sen. I tak w kółko.

- Jestem zorganizowana jak nigdy wcześniej - mówi mama.

Mąż Kasi pracuje na delegacji, zjeżdża na weekendy. - Wtedy mogę pojechać na lotnisko albo pójść do kosmetyczki - uśmiecha się młoda mama. - I już po pierwszej godzinie tęsknię za moimi facetami. Rodzina to cały świat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska