Macki ośmiornicy

Maciej Zawadzki/Moje Życie Głuchołaz
To zdjęcie wykonano podczas akcji antyterrorystów w Głuchołazach. W ciągu kilku miesięcy śledztwa już 15 osobom postawiono zarzuty nielegalnego obrotu paliwem.
To zdjęcie wykonano podczas akcji antyterrorystów w Głuchołazach. W ciągu kilku miesięcy śledztwa już 15 osobom postawiono zarzuty nielegalnego obrotu paliwem. Maciej Zawadzki/Moje Życie Głuchołaz
Mafia paliwowa znowu podnosi głowę. Funkcjonariusze CBŚ wytropili ją w Głuchołazach.

We wtorek 14 maja funkcjonariusze CBŚ śledzili całą trasę przejazdu ciężarówki cysterny ze znakami firmowymi dużego koncernu paliwowego. Około 16.00 pojazd wjechał na teren małej stacji benzynowej w Głuchołazach.

Chwilę później nadjechały trzy cywilne samochody z policyjnymi antyterrorystami. Wypadli w kominiarkach, z długą bronią, obezwładnili personel, zaczęli przeszukiwać zaparkowane samochody i cały teren. Po sprawdzeniu odjechali, ale policjanci z Centralnego Biura Śledczego jeszcze przez kilka godzin szukali czegoś w samochodach i na terenie stacji.

Mariusz L., właściciel firmy, został od razu zatrzymany. Następnego dnia sąd zdecydował o jego tymczasowym areszcie. Ma zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, nielegalnego handlu paliwami, posługiwania się fałszywą fakturą. W trakcie tej samej akcji policja zatrzymała jeszcze trzy inne osoby z województw dolnośląskiego i śląskiego.

W ciągu kilku miesięcy śledztwa już 15 osobom postawiono zarzuty nielegalnego obrotu paliwem i zaniżenia należności podatkowych skarbu państwa o 30 mln zł. Rzecznik wrocławskiej policji wprost oznajmił, że CBŚ wpadło na trop mafii paliwowej.

Zabrać państwu, dać mafii

Szara strefa w handlu paliwami wynika z dość prostego faktu. Lekki olej opałowy i olej napędowy to przed przeróbkami ta sama ropa. Tymczasem stawka podatku akcyzowego od tony oleju napędowego wynosi obecnie 1196 złotych. Obowiązuje tu też 259 złotych opłaty paliwowej. Całość jest doliczana do ceny paliwa sprzedawanego kierowcom na stacjach benzynowych. Jeśli jednak w urzędzie skarbowym firma wykaże sprzedaż oleju opałowego, stawka akcyzy spada do kwoty 232 złotych od tony. Można oszczędzić 1196 złotych na każdej sprzedanej tonie paliwa.

Działalność mafii paliwowej polega więc na tym, że sprzedaje olej opałowy na stacji benzynowej, legalnie kasuje od kierowcy ponad 5 złotych za litr, z czego akcyzę (1,2 zł od litra) przywłaszcza sobie. Do 2005 roku akcyzy na olej opałowy nie było wcale, różnica w opodatkowaniu była jeszcze większa. W detalu było to nawet 60 procent ceny oleju napędowego. Zyski w tym procederze od lat idą w miliony złotych.

- Według naszych ustaleń ta grupa przestępcza od mniej więcej pół roku zajmowała się sprzedażą oleju napędowego jako oleju opałowego - mówi Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. - Sprawa jest rozwojowa, trudno powiedzieć, kiedy śledztwo zostanie zakończone.

Jak działa na poziomie lokalnym mafia paliwowa - opisała sejmowej komisji śledczej ds. Orlenu Danuta Gaszewska, była właścicielka firmy Dansztof w Bogatyni. Firma Gaszewskiej zajmowała się tzw. blendowaniem, czyli fizycznym fałszowaniem paliwa. Kobieta twierdzi, że była zmuszana do udziału w całym procederze, a kiedy chciała się odciąć od kontaktów z ludźmi mafii, zagrożono jej śmiercią, porwaniem dzieci, podpalono jej dom i wreszcie doprowadzono do próby samobójczej.

Gaszewska najpierw poznała wszystkie mechanizmy działania mafii, a potem zdecydowała się o nich opowiedzieć ABW, prokuraturze i sejmowej komisji śledczej. Spółka Dansztof z Bogatyni miała własną bazę i zbiorniki na ropę we wsi Zaręba. Jak zeznała Gaszewska w Zarębie przerobiono na paliwo silnikowe dziesiątki tysięcy ton różnych komponentów paliwowych, a straty podatkowe skarbu państwa sięgnęły miliardów złotych.

Do 1998 roku cała operacja technicznie była bardzo prosta. Z Niemiec sprowadzano olej opałowy w naturalnym przejrzystym kolorze, przelewano w Zarębie do cystern i wywożono do stacji benzynowych, gdzie był sprzedawany jako napędowy.

Oba oleje właściwie chemicznie niewiele się różnią. W 1998 roku władze wprowadziły obowiązek barwienia oleju opałowego na czerwono za pomocą barwnika Solvet Red, żeby w prosty sposób odróżnić go od droższego paliwa do samochodów.

Wyspecjalizowani chemicy zwani w mafii "alchemikami" znaleźli jednak sposób na wytrącanie barwnika, ale to wymusiło na grupach przestępczych bardziej skomplikowane zabiegi w swoich bazach. Potem urzędowo wprowadzono obowiązek dodawania "nieusuwalnego" znacznika Solvet Yellow. "Alchemikom" udało się opracować technologię usuwania i tego.

Przez lata mafia zmieniała zresztą metody działania i używane surowce. Na samym początku bazowano na paliwie lotniczym - 100-oktanowym, bo ustawowo było zwolnione z akcyzy. Potem używano innych komponentów, np. benzyny kupowanej legalnie z rafinerii jako apteczna (bezakcyzowa). Pod koniec lat 90. polskie rafinerie wyprodukowały łącznie 20 tys. ton benzyny aptecznej! Większość trafiła do nielegalnych składów.

Od rafinerii Trzebina i od koncernu Orlen legalnie kupowano do mieszania tzw. benzynę surową, z Płocka sprowadzano benzynę krakingową, lakierniczą i wreszcie oleje przepracowane, zużyte. Wszystkie te płyny mają jednak zbyt niską liczbę oktanów, aby napędzać silniki samochodowe, które wymagają co najmniej 92 oktantów (na stacjach benzynowych mamy "zagwarantowane" co najmniej 95).

"Alchemicy" dodawali więc do tych surowców różnego rodzaju komponenty, podwyższające liczbę oktanów. Był to między innymi toksyczny toluen czy izoheptan. Normalnie robi to rafineria, dysponująca specjalną instalacją techniczną. W przypadku zbiorników w nielegalnych bazach mieszanie odbywało się drogą "grawitacyjną", powstawał płyn paliwopodobny, a jego właściwości odczuwali właściciele samochodów, którym psuły się silniki.

Drugi obieg gospodarki

Wyprodukowane przez mafię paliwo trzeba było jeszcze sprzedać detalicznie kierowcom. W latach 1998-2002 działo się to między innymi na stacji benzynowej w Sieniawce przy niemieckiej granicy, która też należała do Danuty Gaszewskiej. Jak zeznawała przed komisją śledczą, średniej wielkości stacja miała wtedy 20 tys. zł dziennego utargu. Jej stacja w Sieniawce z racji korzystnego położenia i dużego ruchu odprowadzała mafii 600 tys. zł miesięcznie. Po pieniądze regularnie przyjeżdżał kurier, objeżdżający wszystkie stacje uczestniczące w procederze.

Drugim problemem mafii było odpowiednie zorganizowanie dokumentacji, żeby zapewnić procederowi pozory legalności. Na stacjach paliw stosowano np. specjalne nakładki na oprogramowanie kas fiskalnych, pozwalające ukryć faktyczną sprzedaż.

W ciekawy sposób rozliczano się też z urzędami skarbowymi z rzekomej sprzedaży oleju opałowego. Sprowadzając paliwo - firma musiała bowiem wykazać w papierach, co się z nim potem stało. Przedstawiano więc urzędom skarbowym faktury potwierdzające że "olej opałowy" z niższą akcyzą kupili zwykli obywatele do ogrzewania swoich domów. I poszedł z dymem. Zgodnie z przepisami każda sprzedaż detaliczna oleju opałowego musi posiadać w dokumentacji oświadczenie, podpisane przez kupującego, że przeznacza olej na cele opałowe.

Ludzie mafii nauczyli się wystawiać fałszywe faktury i produkować lipne oświadczenia. Kiedy w 2009 roku ministerstwo finansów poleciło urzędom skarbowym sprawdzenie 31 tysięcy takich oświadczeń, okazało się, że połowa zawiera fałszywe dane, np. nazwiska osób nie istniejących, nigdy nie zameldowanych w danej miejscowości.

Do oświadczeń wpisywano fikcyjne adresy, fałszowano podpisy przypadkowych ludzi. Pewna firma spod Olsztyna w 2005 roku przedstawiła w skarbówce 1103 oświadczenia podpisane przez 573 osoby prywatne, które potwierdzały zakup oleju dla ogrzewania swojego domu. Po 2 latach urząd skarbowy sprawdził wszystkich kupujących. 357 kupujących nie znaleziono. Nie mieszkali pod tym adresem ani nigdzie indziej na terenie gminy. Nie udało się ich ustalić po wpisanym w oświadczeniu numerze NIP i Pesel.

Z pozostałych 220 ustalonych część zaprzeczyła, żeby mieli kupować olej opałowy. Urząd uznał, że 70 procent oświadczeń została sfałszowana i zażądał od firmy zapłacenia akcyzy. Inna kontrolowana firma z Wrocławia sprzedała w 2002 roku tysiąc ton oleju osobom fizycznym. Szczegółowa kontrola ustaliła, że 931 ton trafiło nie wiadomo gdzie, bo osoby kwitujące odbiór nie istnieją albo nie mieszkają pod wpisanym adresem.

Rozeszło się po kościach

Dla mafii paliwowej najlepsze były lata 1998-2002. To okres faktycznej bezkarności. Mafia dysponowała potężnymi pieniędzmi, które lokowała w legalnych firmach. Dopiero w 2002 roku w krakowskiej Prokuraturze Okręgowej zaczęła działać specjalna grupa do walki z przestępczością paliwową, która wpadała na kolejne tropy i firmy. W 2003 roku w całym kraju prowadzono 104 śledztwa przeciwko mafii paliwowej, a szkody skarbu państwa prokuratorzy szacowali na 275 mln zł.

W 2005 roku śledztw było już ponad 200, a uszczuplenia podatkowe szacowano na 1,7 miliarda złotych. W proceder zamieszanych było prawie 1350 osób i 2,3 tys. firm, z czego część fikcyjnych, zarejestrowanych na podstawione lub zmarłe osoby, nawet bezdomnych, żeby zaciemnić prawdziwy obrót dokumentami. Niektórzy zamykani wtedy baronowie paliwowi szli na współpracę z śledczymi. Opowiadali o korumpowaniu urzędników, kupowaniu przychylności wysokich polityków, ustawianiu nowych przepisów dla swoich potrzeb.

Mafia działała też na Opolszczyźnie. Według Gaszewskiej blendowanie paliw odbywało się w magazynie firmy BGM w Blachowni koło Kędzierzyna-Koźla, dzierżawionej od CPN. W styczniu 2003 roku w Strzelcach Opolskich doszło do niebezpiecznego wypadku cysterny przewożącej 24 tony toksycznego izoheptanu. To był jeden z komponentów do
blendowania paliwa.

Po 2002 roku obroty mafii spadły. Blendowanie i rozwożenie lipnych paliw wykonywano ostrożniej, pod osłoną nocy. Po 2005 roku, kiedy przestała działać sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu, zainteresowanie opinii publicznej tym tematem wyraźnie osłabło. Część procesów baronów paliwowych ugrzęzła w sądach karnych i administracyjnych. Nie udało się oskarżyć żadnego z czołowych polityków zamieszanych w sprawy paliwowe.

Dobrym przykładem jest ciągle nie zakończona wyrokiem sprawa karna byłej poseł SLD Małgorzaty Ostrowskiej z Malborka. Jej oskarżenie było także odpryskiem sprawy paliwowej i pokazało, jak daleko mafia paliwowa weszła w struktury państwa, żeby ułatwiać sobie prowadzenie interesów. W 2007 roku prokuratura w Krakowie, prowadząca śledztwa paliwowe, oskarżyła Ostrowską o przyjęcie 155 tys. zł łapówki od barona paliwowego Piotra K. (218 milionów zł przywłaszczonych podatków).

Aresztowany w 2003 roku Piotr K. zdecydował się na współpracę ze śledczymi, w zamian za co w sądzie dostał nadzwyczajne złagodzenie kary. W zeznaniach przyznał między innymi, że korumpował policjantów z Malborka i Sztumu. Piotr M., komendant powiatowy policji w Malborku w latach 2001-2003, dostawał od niego stałą pensję - 20 tys. zł miesięcznie za ochronę interesów i zapewnienie bezkarności.

Boss paliwowy chciał kupić dużą nieruchomość w Malborku po likwidowanej firmie. Jak zeznał, komendant policji pomógł mu dotrzeć do poseł Ostrowskiej, która za łapówkę miała pomóc w transakcji. Sam były komendant w śledztwie potwierdził, że zawiózł do mieszkania posłanki paczkę z pieniędzmi. W 2009 roku na rozprawie Ostrowskiej odwołał swoje zeznania. Zeznał, że kłamał przed śledczymi w zamian za obietnice wyjścia z tymczasowego aresztu.

Dwa lata później były komendant popełnił samobójstwo. W młodym wieku zmarł też mecenas Ryszard K., były prokurator z Warszawy, a potem obrońca kilku paliwowych bossów. W młodym wieku zmarło także kilka osób zamieszanych w proceder, a nielojalnych wobec mafii.

Odpryskiem śledztw paliwowych była też sprawa karna generała Mieczysława K., byłego komendanta wojewódzkiego w Katowicach. W 2001 roku w siedzibie spółki BGM w Szczecinie, głównej podejrzanej o organizowanie mafii paliwowej, funkcjonariusze ABW znaleźli tajne dokumenty policyjne, między innymi skład osobowy specjalnej policyjnej grupy do walki z przestępstwami paliwowymi.

O sprzedaż tajnych dokumentów mafii prokurator oskarżył generała K. W 2011 roku sąd go od tego uniewinnił. Uznał, że dowody są niewiarygodne. Generał został skazany tylko za wymachiwanie pistoletem, gdy funkcjonariusze ABW próbowali go zatrzymać. Teraz domaga się od państwa polskiego 2 mln odszkodowania za dwa lata spędzone w tymczasowym areszcie.

O mafii paliwowej ucichło. Proceder jednak trwa nadal, czego dowodzi nie tylko policyjna akcja w Głuchołazach. Ministerstwo finansów samo poinformowało niedawno, że w I kwartale tego roku wpływy z akcyzy spadły o 210 milionów w porównaniu do roku ubiegłego. A przecież sprzedaż paliwa aż tak bardzo nie spadła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska