Mafia Fryzjera

Redakcja
W maju 2001 roku, przed meczem z Lechią Gdańsk, kibice wyrazili swoje zdanie o postawie „piłkarzyków-sprzedawczyków”.
W maju 2001 roku, przed meczem z Lechią Gdańsk, kibice wyrazili swoje zdanie o postawie „piłkarzyków-sprzedawczyków”.
Fryzjer nie wyglądał na faceta, który mógł załatwić awans. I jeszcze to "spier... do drugiego stolika". Burak, błazen, a nie szef piłkarskiej mafii - myślał wtedy prezes.

Mafioso ze złotym zębem

Mafia Fryzjera w kioskach

Od poniedziałku w punktach sprzedaży nto będzie można kupić książkę "Mafia Fryzjera". Sensacyjne kulisy afery piłkarskiej". Ujawniamy w niej mechanizmy działania grupy przestępczej, która zajmowała się ustawianiem meczów. Prezentujemy miejsca i okoliczności korumpowania sędziów, obserwatorów, trenerów i piłkarzy. Przedstawiamy niepisany kodeks członków grupy Ryszarda F., pseudonim "Fryzjer".
Książka jest efektem kilkudziesięciu godzin rozmów z Ryszardem Niedzielą, byłym prezesem Odry Opole. Niedziela był głównym świadkiem, dzięki któremu organa ścigania mogły zatrzymać "Fryzjera". Jego zeznania złożone w prokuraturze pozwoliły w 2005 roku wskrzesić podupadające śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu.
Zanim kupicie Państwo "Mafię Fryzjera" w kiosku, przeczytajcie już dziś kilka ciekawych fragmentów.

"Fryzjera" poznał w sierpniu 2000 roku. Spotkali się w chińskiej restauracji w Lipnie, pomiędzy Kościanem a Lesznem.

- To jest pan Ryszard F. - przedstawił ich sobie Zbigniew Czajkowski. "Czaja" był czołowym piłkarzem Odry Opole, drużyny prezesa. Gwiazda trochę wyblakła - z racji trzeciego krzyżyka na karku - ale wciąż uznana marka w krajowej piłce. Miał za sobą wiele lat występów w ekstraklasie: w Zagłębiu Lubin i Widzewie Łódź. Umiejętności piłkarskie wciąż spore. Prezes go ściągnął, bo zamarzył o stworzeniu solidnej drużyny, która byłaby wizytówką stolicy polskiej piosenki.
"Fryzjer" i Czajkowski przywitali się jak starzy kumple.
- A teraz spier... do drugiego stolika. Mamy z prezesem do pogadania - "Fryzjer" uśmiechnął się do piłkarza.
Prezes niebawem się przekonał, że nowy znajomy nigdy niczego nie owijał w bawełnę. Walił prosto z mostu. Między oczy. W towarzystwie brylował, miał dominujący charakter. Był rubaszny, sypał dowcipami, ale humor miał specyficzny, raczej prostacki. Podobnie jak fizjonomię: mężczyzna średniego wzrostu, siwiejący, z przodu łysawy, reszta głowy pokryta kędzierzawymi włosami. Koszula, raczej już niemodna, rozpięta pod szyją na co najmniej dwa guziki. Do kompletu marynarka, też z nie najnowszej kolekcji.
Na lewej ręce F. miał złoty zegarek i sygnet, na prawej złotą ketę. Musiał mieć słabość do tego kruszcu, bo na szyi błyskał też złoty łańcuch, a w ustach - taki sam ząb.

Nie wyglądał na faceta, który mógł załatwić awans. I jeszcze to "spier... do drugiego stolika". Burak, błazen, a nie szef piłkarskiej mafii. Nie playmaker rozprowadzający ligowe kolejki. Tak myślał wtedy o nim prezes.
- I co taki może? - wątpliwości prezesa narastały. - "Czaja" przez całą drogę z Opola do Lipna opowiadał, że od "Fryzjera" bardzo dużo zależy, że on może załatwić sędziów, promować klub w lidze.

Po kilkunastu minutach rozmowy złapali jednak chemię. "Fryzjer" nakreślił swoją filozofię futbolu. Znacząco różniła się od tej prezentowanej w mediach. Ale nie spotkali się, by analizować prasowe doniesienia. Chcieli zrobić deal.

Wódka i dziewczynki

Sędziowie i obserwatorzy na mecze do Wronek przyjeżdżali dzień wcześniej. "Fryzjer" kwaterował ich w Pałacu w Kobylnikach, XIX-wiecznym neorenesansowym budynku, położonym w malowniczej, pełnej zieleni okolicy.
- Pałacyk na 30-40 miejsc hotelowych - wspomina były arbiter, jeden z pierwszych gości wronieckiego magnata. - Wysoki standard i gwarancja spokoju: wokół park, przy pałacyku staw. Ceny w restauracji, jak na kieszeń sędziowską, niedostępne. Ale płacił pan Ryszard, z funduszu reprezentacyjnego. Jadłeś, co chciałeś: wyszukane potrawy, egzotyczne ryby, łosoś, kawior. Schabowy i bigos był na co dzień w domu. W Kobylnikach próbowało się dań z pańskiego stołu.

Do kolacji zawsze podawano sporo alkoholu. "Fryzjer" dbał też o dobre towarzystwo. Dziewczynki przywożono busem z Poznania.

- Było z czego wybrać - twierdzi jeden z bywalców. - F. przywoził więcej dziewczyn, by nie kursować po parę razy, gdyby któraś się nie spodobała. Szofer czekał, zainteresowani zabierali dziewczyny na górę. Po godzince dziewczyny wracały do Poznania, a goście "Fryzjera" zamawiali trunki.

Macki w centrali

W maju 2001 roku, przed meczem z Lechią Gdańsk, kibice wyrazili swoje zdanie o postawie "piłkarzyków-sprzedawczyków".

F. miał też wejścia w najważniejszych wydziałach PZPN-u. Prezes przekonał się o tym kilka razy. Pierwszy raz jesienią 2000 roku. W środę, 13 września, Odra grała w drugiej rundzie Pucharu Polski z Koroną Kielce. Wtedy prezes nie robił podchodów do sędziego. Korona była w trzeciej lidze, a Odra miała dobry drugoligowy zespół. Dlatego w Kielcach trener oszczędzał najlepszych graczy Odry. Czołowy strzelec, Dariusz Solnica, siedział na ławce rezerwowych, a mimo to za krytykowanie pracy sędziego został ukarany czerwoną kartką. Solnica był kluczowym zawodnikiem Odry, więc prezes zaraz po meczu zadzwonił do "Fryzjera".

- Panie Ryszardzie, sędzia się pogubił i Darek nie wytrzymał. Krzyknął w jego kierunku, ale nie było wulgaryzmów. Da się coś zrobić, żeby nie musiał pauzować w lidze? - opisywał zdarzenie prezes.
- To będzie kosztować dwa tysiące - "Fryzjer" zaczął od wyceny. - A Darek jutro niech bierze rower między nogi (czytaj wsiada do samochodu) i jedzie na dyscyplinę (czytaj: do Wydziału Dyscypliny). Niech tam się grzecznie tłumaczy. Dostanie 500 złotych kary, ale nie będzie odsunięty od spotkań.

Solnica pojechał na czwartkowy Wydział Dyscypliny. Dostał 500 złotych kary i mógł grać.

Puścili mecz za 40 tysięcy

Szefom klubu coś nie grało. Przed meczem z GKS-em Katowice w budynku było spore zamieszanie. Pojawił się jakiś działacz Śląska Wrocław, który oferował dodatkową premię za wygraną. Jednak nagle odebrał telefon, po którym powiedział, że się wycofuje z negocjacji, i wyjechał. Dwa dni później prezes i Marian Nowacki zaprosili na piwo Rafała Kopanieckiego, bramkarza Odry.
- "Kopa", albo powiesz, jak było, albo jutro wylatujesz - po trzeciej kolejce przycisnęli zawodnika do muru.

Kopaniecki lubił się zabawić. Nie stronił od alkoholu, dziewczyn, na imprezach był duszą towarzystwa. Wizyty w lokalach kosztowały. Wpakował się w długi i utrata pracy mogła go pogrążyć. Dopowiedział więc epilog meczu z Katowicami.
Po spotkaniu z prezesem, na którym zawodnicy dowiedzieli się o 70 tysiącach pozytywnej motywacji od Górnika Łęczna, Zbyszek Czajkowski zapytał trenera Bogusława Baniaka:

- Trenerze, co, kur…, robimy?
- Do sześćdziesiątej minuty napier... się, a jak nie wyjdzie, to odpuszczamy mecz. Szkoda, by uciekły pieniądze, bo przy remisie ani tu, ani tam nie dostaniemy kasy.
Jeszcze przed meczem ówczesny prezes GKS-u Katowice Piotr Dziurowicz spotkał się pod Opolem, w zajeździe "Niedźwiednik", z Czajkowskim. Przekazał cztery koperty: dla trzech zawodników i trenera. W każdej po 10 tysięcy złotych. Za odpuszczenie meczu.

- Kto wziął? - dopytywał Nowacki.
"Kopa" długo milczał. - Ja, "Czaja", i "Bela" - wycedził przez zęby.
Następnego dnia Baniak wyleciał z klubu. W Odrze zatrudniono Franciszka Krótkiego.

Pogawędka z Listkiewiczem

Kelner przyniósł pucharki wypełnione małymi krewetkami.
- Dobrze by było, gdybyś z kimś szedł pod rękę - kontynuował F., wbijając srebrny widelczyk w różowy przysmak. - Domów się z Polkowicami czy z Radomskiem i wspólnymi siłami sobie pomagajcie, a innym przeszkadzajcie. Przed rundą rewanżową będzie spotkanie prezesów, nieformalne, to wszystko poukładamy - zarządził F.

Wypili następną kolejkę. Prezes postanowił zmienić temat:
- O co chodzi z tym persona non grata? W Krynicy czytałem, że trafiłeś na czarną listę związku. Taka postać, wszystkich ma w kieszeni, a zostaje persona non grata?
F. wyraźnie się obruszył. Wyciągnął telefon i wystukał numer. Po uzyskaniu połączenia przyłożył słuchawkę do ucha prezesa.
- Słucham? - głos zdawał się być znajomy. Prezes naprędce starał się skojarzyć go z twarzą, nazwiskiem.
- Cześć, Misiu, o co tam chodzi z tym persona non grata? Co tam odpier...? Nie pamiętasz już, jak pralki i lodówki ci woziłem?
- Przestań, Rysiu. Zrobił się hałas, prasa się burzy. To niedługo się wyciszy i będzie normalnie.

Prezes nie miał już wątpliwości. F. rozmawiał z szefem piłkarskiego związku Michałem Listkiewiczem.

Piłkarzyki-sprzedawczyki

Latem 2003 roku w "Malibu", jednym z opolskich klubów nocnych, prezes spotkał byłego już piłkarza Odry. Usiedli przy barze. Prezes postawił piwo. Przy trzecim browarze namówił zawodnika na szczerą rozmowę o przegranym sezonie.
- Prezesie, ileż można żyć obietnicami! Od jesieni nie było wypłat. Przyszła wiosna, a w klubie nic się nie polepszało. Musieliśmy jakoś zarobić - mówił piłkarz. Rozpoczął spowiedź:

- Pierwszy mecz rundy rewanżowej Odra grała u siebie z ostatnim w tabeli Dolcanem Ząbki. Kurs u bukmacherów wynosił 9,5 do 1 za wygraną Dolcana. W szatni żartowaliśmy, że to byłby numer, gdyby ktoś postawił na Dolcana, a my byśmy przegrali. Za żartami poszły czyny i kilku z nas postawiło (...).
- Wiesz, że z Polarem Wrocław chciałem kupić mecz? - spytał piłkarza prezes. - Dałem "Fryzjerowi" 40 tysięcy dla chłopaków z Wrocławia. Przed meczem z Nowackim czuliśmy, że u nas Machaj coś kręci i poprosiliśmy trenera Bochynka, żeby go nie wstawiał do składu. Machaj jednak zagrał.

- W tamtym meczu Bochynek nic nie zawinił. W szatni zrobił odprawę, podał skład, w którym nie było Stefana. Ale dzień wcześniej "starzy" zrobili naradę. Ustalili, że bez względu na wszystko Machaj ma zagrać, bo inaczej nie wyjdą na boisko. Kiedy Bochynek skończył odprawę, to wstał "Żyman" i powiedział, żeby trener dał sobie spokój. No i odpuścił. Sami ustaliliśmy skład i taktykę. W tym meczu Polar musiałby sobie sam bramkę wbić, żeby przegrać.
Kiedy się walczy o awans, to stara się znaleźć u rywala piątą kolumnę - prezes analizował zeznania piłkarza. - U nas taką rolę pełnili Stefan Machaj i Darek Solnica. W Polarze Solnicy już nie zależało na zwycięstwie, bo był już dogadany z KSZO. I po sezonie przeszedł do Ostrowca.
(...)
- Kto rozprowadzał mecze?
- Prezes się nie domyśla?
- Mam pewne podejrzenia.
- Na przykład?
- Na mój stan wiedzy: (...) - to ekipa, która rozprowadzała.
Ja tego nie powiedziałem. Ale widzę, że trochę się prezes przez ten sezon nauczył...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska