Mam banknot stuzłotowy i chcę go rozmienić w centrum Opola. Myślicie, że to proste?

fot. Sławomir Mielnik
Rozmienienie setki to dziś nie lada wyczyn. A im więcej wokół banków, tym większy z tym problem.
Rozmienienie setki to dziś nie lada wyczyn. A im więcej wokół banków, tym większy z tym problem. fot. Sławomir Mielnik
Ulica Krakowska. Co druga witryna należy do jakiegoś banku. Rozmienić sto złotych to jednak nie takie proste.

Zaczynam w Citibanku: - Chciałbym rozmienić 100 złotych. - A ma pan u nas konto? - uprzejma pani uśmiecha się zza monitora. - Jeśli tak, to - ewentualnie - możemy rozmienić. Ale to chwilkę potrwa. Zrobimy wpłatę i wypłatę. To nic nie będzie kosztowało - dodaje zachęcająco, widząc, jak twarz mi się wydłuża ze zdumienia. Nie mam konta, więc wychodzę, ściskając nie rozmienioną stówę w garści.

Kilkanaście metrów dalej mieści się siedziba Kredyt Banku. Ta sama prośba.

Urzędniczka przygląda mi się przez chwilę z wyraźnym współczuciem:
- Raczej radzę panu szukać gdzie indziej. Bo, wie pan, musiałabym otwierać kasę. A to trwa bardzo długo. Musiałby pan czekać z 5 minut.

To rzeczywiście długo, jak na jedną głupią wymianę jednego banknotu, więc nie czekam. Dziękuję za szczerość i idę dalej. SKOK Stefczyka już w drzwiach sugeruje, bym porzucił wszelką nadzieję: "Nie wińcie nas, nie jesteśmy bankiem" - napisali na plakacie.

I rzeczywiście: - Nie wymieniamy klientom - usłyszałem od pani zza biurka. - A kiedy sami potrzebujemy coś rozmienić, wymieniamy w banku i za to płacimy - wyjaśniła przepraszająco-nakazująco. Wychodzę bez pretensji, ci przynajmniej uprzedzili, żeby nie mylić ich z bankiem.

Po drugiej stronie ulicy, w GE Money Bank, w ogóle nie ma kasy. Takie czasy, że banki nie mają kasy.

- Wszystkie operacje przeprowadzamy wyłącznie przelewami na konto - wyjaśniła mi brunetka w przepisowej garsonce. I poradziła: - Może pan zapyta w sklepach.

Zgodnie z tą radą wchodzę więc do Jubilera, tuż obok. Gdzie jak gdzie, ale tu chyba mają pieniądze. - Nie rozmienię, bo sama potrzebuję drobnych - odziera mnie natychmiast ze złudzeń pani Renata, ekspedientka. No, a co jest, gdy i na nią czasem przyjdzie mus, żeby rozmienić, bo w kasie same grube?

- Jakoś sobie radzę, szefowa załatwia co poniedziałek bilon w naszym banku, ale musi mi to wystarczyć do końca tygodnia.

No to może w pobliskim Rybeksie mnie poratują z tą stówką? Nic z tego. Tam też drobne są na wagę złota. - Nie wymienię panu, szefowa by mnie zabiła. Sama chodzi po bankach i załatwia drobne swoimi sposobami.

- Panie, my też mamy problem z drobnymi - mówi pani Elżbieta ekspedientka ze spożywczaka naprzeciw Ziemowita na Krakowskiej. - Najgorzej jest rano. Ludzie biorą pieniądze z bankomatów i kupują drobiazgi za 1,50. Pewnie, że po to, by rozmienić banknot. Ale klientowi przecież nie mogę odmówić. A potem sama biegam za drobnymi po sąsiadach albo do koleżanek w banku. Na nie zawsze mogę liczyć, ale nie powiem panu, który to bank, bo wszyscy zaczną tam chodzić - dodaje ze śmiechem.

Aluzju poniał, ale ja nie chcę niczego kupować, bułka mi niepotrzebna, żeby rozmienić pieniądze. Uparłem się to zrobić bez kupowania czegokolwiek. Może w mięsnym?

W słynnym sklepie "pod kafelkami" pani Magda przygląda mi się badawczo. - A ta stówa to prawdziwa? - pyta. - Bo wie pan, tu przychodzą różni naciągacze. W zeszłym roku taki specjalista zrobił mnie na 90 złotych, więc teraz jestem bardzo ostrożna - wyjaśnia. - Oczywiście, że panu rozmienię. Tak pracuję, żeby mieć drobne. Co to klienta obchodzi, czy mam czym wydać.

Yes, yes, yes! Po godzinie kolędowania od drzwi do drzwi udało się wreszcie!
No to żeby poprawić ten wynik, wyjmuję kolejną stówę i próbuję dalej.

W II oddziale PKO BP nikt mi nic nie rozmieni bo… nie ma takiej usługi. Uprzejma kasjerka wytłumaczyła mi, czemu tak się dzieje. - Nasz bank ma rozliczenie nominałowe. To znaczy, że na koniec dnia musi mi się zgadzać nie tylko saldo, ale też ilość i nominały banknotów, które przeszły przez kasę.

Skomplikowana sprawa, więc nawet nie próbuję kasjerki zmiękczyć. Jeszcze by ją przeze mnie wywalili z roboty.

Bez większej nadziei wchodzę do oddziału banku Millennium. I tu drugie tego dnia zaskoczenie. Poproszona o rozmienienie banknotu kasjerka sprawdziła tylko na monitorze, czy ma drobne w kasie.

- Proszę bardzo - odrzekła i wyciągnęła rękę po stówkę. Tak po prostu, bez konieczności otwierania konta, problemów z otwieraniem kasy, bez bilansu nominałów. Łapię się na tym, że nauczony doświadczeniem sam się dziwię, jak to w ogóle możliwe: kasjerka bierze stówkę i wydaje dwie pięćdziesiątki albo - jeśli zechcę - pięć dwudziestozłotówek. A może bilonik też? Cud! Cud! I kasjer wcale się nie skarży!

W banku Nordea kasjer uśmiechnął się szeroko na widok 100 złotych. - To drobiazg. Potrwa jednak z minutkę, bo muszę zaksięgować nominały - powiedział. Trwało jednak znacznie dłużej, bo facet natychmiast skorzystał z okazji, że jestem, i przedstawił mi zalety konta, które koniecznie powinienem otworzyć w jego banku.
Cóż, można i tak.

Wygląda na to, że gotówka zaczyna przeszkadzać bankom. Dla nich najlepiej byłoby, gdyby klienci wyłącznie otwierali nowe konta, płacili kartami, a zwłaszcza brali kredyty i spłacali je w terminie, klikając w internecie. A skąd mają wziąć drobne? To już ich zmartwienie. No, może jeszcze tej pani, u której na koniec tej wędrówki kupiłem chleb i 30 deko smacznej ogonówki. Za odliczoną, wcześniej rozmienioną w mięsnym gotówkę. A co kobiecie będę utrudniał życie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska