Mamy galaktyczny zespół. Kędzierzyn-Koźle jest dziś stolicą polskiej siatkówki

Redakcja
Sebastian Świderski: - Dla mnie trzynastka jest chyba szczęśliwa.
Sebastian Świderski: - Dla mnie trzynastka jest chyba szczęśliwa. Sylwia Dąbrowa [O]
Sebastian Świderski, ikona opolskiej i polskiej siatkówki, prezes Zaksy. W klubie z Kędzierzyna-Koźla jako zawodnik trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, a w roli szkoleniowca sięgnął po Puchar Polski.

Aż trzynaście lat historia zataczała koło...

Ale wreszcie zatoczyła i to jest najważniejsze. Przełamaliśmy niemoc w zdobywaniu mistrzostwa i po trzynastu latach znów mamy złote medale. Teraz się cieszymy, ale za chwilę przed nami ciężka praca związana z kontraktami na kolejny sezon. Wierzę, że ten okres też przepracujemy skutecznie.

Przed wyjazdem do Rzeszowa na trzeci mecz finałowy wspominał pan 2003 rok. Wówczas po dwóch wygranych meczach u siebie po mistrzostwo jechaliście do Częstochowy i tam nieoczekiwanie dwa razy przegraliście. Złoto zdobyliście w piątym meczu w starej hali Śródmieście.

Nie, zupełnie o tym nie myślałem, choć wokół ludzie o tym przypominali. Gra, jaką pokazał zespół w obu pierwszych meczach u siebie z Resovią, chyba przekonała wszystkich niedowiarków, że rywalizacja ma prawo się skończyć już w Rzeszowie. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że w taki efektowny sposób. Myślałem, że Resovia troszkę bardziej się nam postawi. Nie sądziłem, że finał skończy się trzy do zera, a ostatni set wygramy nomen omen do trzynastu. Znowu ta trzynastka...

Przypomnę nieco młodszym kibicom, że siatkarz Świderski też grał z numerem trzynastym. Wierzy pan w siłę numerologii?

Dla mnie ta trzynastka jest chyba szczęśliwa, choć liczby i przesądy nie mają dla mnie znaczenia. Dla trenera też. Przed trzecim meczem pytałem Fefe (pseudonim trenera Ferdinando De Giorgiego - przyp. red.), czy jest przesądny. Powiedział, że zupełnie nie. Co więcej, wyszedł z szatni, a po chwili do niej wrócił, choć niektórzy uważają, że nie powinno się tego robić. On jednak nie zwracał na to uwagi, wierzył od początku do samego końca w nasz sukces. Wielkie brawa dla niego za to, co w tym sezonie zrobił dla nas wszystkich.

2003 rok - Świderski zawodnik. 2016 rok - Świderski prezes. Gdyby pan miał porównać te sukcesy...

Teraz zespołów walczących o złoty medal jest więcej niż na początku wieku i tym samym mistrzowski tytuł jest dużo ciężej wywalczyć. Obecnie jest bardzo dużo grania, sezony są niezwykle wymagające, europejskie puchary to dziś wielkie wyzwania. Zdobyliśmy koronę i będziemy się z tego długo cieszyć, bo tak naprawdę do końca następnego sezonu jesteśmy mistrzami Polski. W Kędzierzynie jest stolica polskiej siatkówki. Nasz region, mimo że ma tylko jednego przedstawiciela w najwyższej klasie rozgrywkowej, zasługuje na takie miano.

Wspomniał pan o europejskich pucharach, w których w zakończonym sezonie Zaksa nie brała udziału. To była wasza duża przewaga nad krajowymi rywalami?

Nie ma co się okłamywać, że brak zaangażowania w rozgrywki europejskie bardzo nam pomógł w realizacji celu. Widać po zespołach, które w tych pucharach grały, jak bardzo były eksploatowane. W Gdańsku Mateusz Mika okupił udział w dodatkowych rozgrywkach kontuzją. Bez tego zawodnika Trefl, który grał naprawdę fajną siatkówkę, w pewnym momencie został odcięty od prądu. My mieliśmy to szczęście, jakie w zeszłym sezonie miał właśnie Trefl Gdańsk. Wówczas oni nie grali w pucharach, tylko przygotowywali się spokojnie do każdego ligowego meczu, mogli regenerować siły. My w tym roku mogliśmy sobie pozwolić na taki komfort, że Kevin Tillie przez dwa-trzy tygodnie nie musiał skakać i mógł przygotowywać się tylko i wyłącznie fizycznie. To duży handicap. W nowym sezonie czeka nas udział w Lidze Mistrzów i tego handicapu już nie będziemy mieli.

Kilka dni temu mówił pan, że start Zaksy w Lidze Mistrzów jest zagrożony. To poważna groźba?

Udział w tych rozgrywkach wiąże się z dużymi kosztami i wyrzeczeniami, a budżet klubu nie jest z gumy. Rozmawiamy z trzema potencjalnymi sponsorami odnośnie do finansowania naszego udziału w Lidze Mistrzów. Na razie te negocjacje nie są zamknięte. Jeżeli inni chętni chcą nas wesprzeć, to drzwi w klubie są otwarte, zapraszamy do rozmów. Na dziś nasz start stoi pod znakiem zapytania, ale zapewniam, że zrobimy co w naszej mocy, by w Champions League zagrać. Nie po to wygrywaliśmy sezon w taki sposób, by nagle odpuścić. To nie leży w naszej naturze. Taka drużyna, takie miasto i taki region zasługują na to, by gościć najlepsze drużyny Europy.

W tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu. W lutym byliście faworytem turnieju finałowego Pucharu Polski, a w finale ze Skrą Bełchatów trofeum było na wyciągnięcie ręki. Przegraliście w tie-breaku i pamiętam, że ani pan, ani zawodnicy nie ukrywaliście niedosytu i złości na siebie.

Ta porażka bardzo nas zabolała, ale też wywołała w chłopakach pozytywną sportową złość. Na szczęście wyciągnęliśmy z niej odpowiednią lekcję i dzisiaj, z perspektywy czasu oraz sukcesu w lidze, uważam, że tamta porażka bardzo nam się przydała. Wówczas, choć w lidze nie przegrywaliśmy, to jednak brakowało nam meczów o stawkę. Przypomnę, że choć indywidualnie mamy doświadczonych zawodników, którzy w innych klubach i swoich reprezentacjach dużo osiągnęli, to jednak jako grupa pierwszy raz graliśmy o najwyższą stawkę. I to było widać w końcówkach zaciętych setów, gdy zabrakło wyrachowania, czasem szczęścia, ale też cwaniactwa. Także tego pozaboiskowego, bo pamiętam, że zawodnicy z Bełchatowa potrafili mocno wyprowadzić nas z równowagi, za co dostawaliśmy kartki. W lidze, a szczególnie w finałach z Resovią, już takich błędów nie popełnialiśmy.
Sezon potwierdził, że w poprzednim okresie transferowym byliście królami polowania. To kwestia wyczucia, rozeznania rynku czy po prostu szczęścia?

Chyba wszystkiego po trochu. To przede wszystkim zasługa trenera, który nie budował zespołu, patrząc tylko i wyłącznie na wcześniejsze indywidualne osiągnięcia chłopaków. Najlepszym tego przykładem jest Ben (francuski rozgrywający Benjamin Toniutti - przyp. red.). W poprzednim roku zmienił aż trzy kluby: odchodził z Rawenny, nie pozostał w Zenicie Kazań i na koniec trafił do Friedrichshafen. W tym ostatnim jako rezerwowy zdobył mistrzostwo Niemiec. Tak naprawdę w Polsce nikt tego zawodnika nie znał i nie doceniał. Przypomnę, że wszyscy się dziwili, kiedy z nim podpisaliśmy kontrakt, żegnając się z Pawłem Zagumnym. A Ben udowodnił swoją klasę grą w Lidze Światowej, którą Francja wygrała, potem w mistrzostwach Europy, gdzie trójkolorowi też zdobyli złote medale, wreszcie w Zaksie. Na tego zawodnika śmiało można stawiać. Obecnie jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym rozgrywającym na świecie. Podobnie było z innymi chłopakami, którzy do nas trafili. Trener dobierał ich tak, by mieli głód gry, głód zwyciężania i przede wszystkim pasowali do siebie charakterologicznie. Wspólnie potrafiliśmy jego projekt zrealizować w stu procentach i to jest nasz wielki sukces.

Skąd pomysł na zatrudnienie Ferdinando De Giorgiego? Nie był anonimowym trenerem, ale na polskim rynku absolutnym debiutantem.

Nazwisko De Giorgi pojawiło się dużo wcześniej, bo było na giełdzie przed przyjściem do nas Daniela Castellaniego. Wówczas Fefe wybrał kierunek rosyjski, my postawiliśmy na Daniela. Przed rokiem też padały różne nazwiska, ale zdecydowaliśmy się na coś nowego w naszym klubie. Dla mnie to był bardzo znany trener, bo miałem przyjemność przeciwko niemu grać, ale też pod jego pieczą trenować. Znałem jego warsztat, zaplecze, dorobek. To nie był trener wzięty „z ulicy”. Jest specjalistą siatkarskim, zna się na sporcie, ale też na ludziach. Stworzył fajny klimat w drużynie, co wcale nie jest łatwe.

Po sukcesie jest też druga strona medalu. Na przykład akcje Benjamina Toniuttiego znacznie wzrosły, interesuje się nim włoska Modena, więc trzeba będzie głębiej sięgnąć do sakiewki, by takiego zawodnika zatrzymać. To jedno z priorytetowych zadań?

Benowi i jeszcze kilku innym zawodnikom kończą się kontrakty, kilku ma w umowach opcje pozwalające przejść do innego klubu. Będziemy rozmawiać z każdym o pozostaniu w klubie.

Trener powiedział, że ma nadzieję, że zespół w całości zostanie utrzymany.

Taką mamy intencję. Wracając z Rzeszowa do Kędzierzyna, zawodnicy bawili się w wyliczanie osiągnięć i wyszło, że w tym sezonie z 32 spotkań 28 wygraliśmy, w tym 24 w stosunku 3:0. Cyfry mówią same za siebie i pokazują, że mamy galaktyczny zespół. Zawodnicy nie patrzyli, kto stoi po drugiej stronie siatki, nie patrzyli, jak wcześniej rywal grał, tylko wychodzili do każdego przeciwnika z wielkim szacunkiem, a swoją grą udowadniali, że są lepsi. Przez cały sezon pokazywali, że ten tytuł nam się należał. Dlatego chcemy utrzymać mistrzowski skład. Czy uda się zatrzymać wszystkich? Nie wiem. Zrobimy wszystko, by większość została. Mistrzostwo Polski zobowiązuje. Siatkarze pokazali, że są profesjonalistami, i też chcą godnie zarabiać. Udowodnili, że są tego warci. Dlatego na pewno do sakiewki trzeba głębiej sięgnąć. Wspomniana Liga Mistrzów też nie jest za darmo i generuje spore koszty. Co więcej, sprawia, że kadra musi być nieco szersza i wyrównana. Włosi mawiają, że prześcieradło jest cały czas takie samo, a jak się pociągnie z jednej strony, to z drugiej się trochę odkrywa. Będziemy wszystko analizować i spróbujemy pospinać budżet. Jednak na pewno nie będzie wirtualnych kontraktów. Nie po to przez wiele lat był budowany wizerunek klubu, by po tak znakomitym sezonie to zepsuć.
Kiedy można oczekiwać finalizacji pierwszych rozmów transferowych?

Teraz świętujemy, ale też intensywnie pracujemy. Myślę, że najbliższe dni przyniosą pierwsze efekty naszych negocjacji. W klubie obowiązuje zasada, że jeśli nie mamy na biurku podpisanego kontraktu, to nie informujemy o prowadzonych rozmowach, a tym bardziej nie ujawniamy nazwisk. Jeśli tylko obie strony parafują umowy, wszystko ogłosimy na naszej stronie internetowej.

Jednak skoro zakończył się już sezon, to chyba może pan już oficjalnie potwierdzić ściągnięcie do Zaksy z Effectora Kielce środkowego bloku Mateusza Bieńka, który był objawieniem ostatniego sezonu reprezentacji Polski?

Na razie jeszcze nie ogłosiliśmy żadnego nowego transferu.

Trener De Giorgi też miał roczną umowę z klubem. Poprowadzi Zaksę w nowym sezonie?

Obie strony wyrażają dalszą chęć współpracy, więc liczę, że tak będzie.

Łatwiej być prezesem, trenerem czy siatkarzem?

Skalę trudności ustawiłbym właśnie w takiej kolejności. Niczego nie ujmuję zawodnikom, bo wykonują ciężką pracę fizyczną, której przez kilkanaście lat kariery doświadczyłem. Wszyscy myślą, że praca prezesa jest prosta: siedzi za biurkiem, stuka w klawiaturę laptopa, dzwoni, jeździ na spotkania. Tak przyjemnie nie jest. Jeśli ktoś chce spróbować, to zapraszam. Pamiętam, jak mówiłem, że praca trenera angażuje bardzo dużo czasu i energii. Obowiązki prezesa są jeszcze bardziej zagmatwane i wymagają ogromnego poświęcenia. By być skutecznym, trzeba mieć duże poparcie. Mamy to szczęście, że Grupa Azoty nas mocno wspiera. To partner, dzięki któremu możemy iść i rozmawiać z innymi potencjalnymi sponsorami.

Nie bez znaczenia jest pewnie wsparcie rodziny. Podczas przywitania mistrzów Polski w hali Azoty widziałem mamę i żonę z dziećmi w specjalnych koszulkach. Była na nich karykatura „Świdra” spinająca mistrzowskie gwiazdy z 2003 i 2016 roku.

To była niezwykle miła niespodzianka, zupełnie o niej nie wiedziałem. Bardzo im za to dziękuję. Moja cała zawodowa kariera: zawodnika, trenera, teraz prezesa wymaga ze strony bliskich wielu wyrzeczeń. Wiemy, z czym się wiąże zawodowstwo. Moja rodzina jest usportowiona, ale też już przyzwyczajona do mojej pracy i o tyle łatwiej było mi prowadzić klub. Po tylu latach różnych doświadczeń oni doskonale mnie znają, wiedzą, kiedy wracam zmęczony, kiedy zdenerwowany, a kiedy zadowolony. „Współpraca” z nimi jest bardzo dobra.

W tym sezonie Zaksa rozegrała 32 spotkania, z czego wygrała 28, w tym 24 w stosunku 3:0.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska