Mamy już długopisy!

Redakcja
Z Igorem Przebindowskim, liderem grupy Funkygor, jedynym reprezentantem Opolszczyzny w konkursie "Debiuty" tegorocznego festiwalu, rozmawia Jarek Wasik

- Zrobisz za niedługo karierę?
- Trudne pytanie, dlatego że wszystko jest uzależnione od pewnych czynników, które rządzą światem. Wszystko się w tej chwili tak szybko zmienia, że trudno planować daleką przyszłość. Ja mam konkretny cel, wierzę w niego i zamierzam go zrealizować.
- Musiałeś pomóc szczęściu, żeby się dostać do "Debiutów"?
- Nie, choć łatwo nie było. Prasa podaje, że do eliminacji zakwalifikowano 150 zespołów, z czego 9 wybrano do samego koncertu opolskiego, do tego dodać trzeba laureata finału "Szansy na sukces" i programu "Mikrofon dla wszystkich".
- Jak myślisz, co się wydarzy z Funkygorem po festiwalu?
- Myślę, że to jest etap otwierania jakichś drzwi, który może zaowocować pokazaniem tej muzyki szerszej publiczności.
- Nie uważasz, że koncert "Debiutów" traktowany jest per noga, że artyści muszą śpiewać na placu Wolności w pełnym słońcu i na dodatek na rodzinno-piwnym pikniku?
- Ten koncert na pewno trochę traci, ale chyba ideą organizatorów festiwalu jest wyjście do widza, do Opolan.
- OK, wszystko fajnie, ale czy łatwo jest debiutować w takich warunkach?
- Są to na pewno niesprzyjające warunki.
- Kiedy zdecydowałeś, że będziesz wibrafonistą?
- Miałem 17 lat. Wtedy po raz pierwszy wybrałem się na lekcje do słynnego Benka.
- Czyli kolejność była taka, że najpierw brałeś lekcje u Benka Maselego - wibrafonisty z Walk Away, a potem zostałeś jego studentem na Akademii Muzycznej w Katowicach?
- Muszę przyznać, że zainteresowanie tym instrumentem jest dosyć małe, więc Benek dba o swoich uczniów i pomaga w przygotowaniu na studia. On ma bardzo silną osobowość, więc "zaraża" od samego początku, od pierwszego spotkania.
- Kiedy obroniłeś dyplom na akademii?
- To było w marcu 2001 roku. Otrzymałem zaszczytny tytuł magistra sztuki.
- Z jaką oceną?
- Nie brnijmy w tę stronę, po co mówić o ocenach?
- Jak to się stało, że pracujesz w teatrze w Łodzi?
- W zeszłym roku na wakacjach zrodził się pomysł spektaklu muzycznego, w którym gram, ale ponieważ wibrafon świetnie się sprawdza pod względem wydobywania muzycznych efektów teatralnych, więc doszło do realizacji przedstawienia i w październiku odbyła się premiera. Spektakl nosi tytuł "Go-Go" i jest ciągle na afiszu, więc wszystkich serdecznie zapraszam do Teatru Nowego w Łodzi.
- Od kiedy istnieje Funkygor?
- Początek to był ten sam czas. Gramy ze sobą pół roku. W zespole śpiewa Tomek Ordaszewski, który też jest opolaninem. Zespół składa się z pięciu muzyków, ja, oprócz wibrafonu, gram także na instrumentach klawiszowych.
- Łatwo jest być debiutantem w Polsce?
- Ja to przyjmuję jako kolejny krok na drodze mojej twórczości, ale wszystko poparte jest pracą. Po eliminacjach w Warszawie Hirek Wrona zapytał: Panowie, czy macie już podpisany jakiś kontrakt? Na co nasz basista odpowiedział: Nie, ale mamy długopisy!
- Chciałbyś, żeby ktoś dał ci jakąś umowę do podpisania?
- Na pewno! Stanowi to przecież pewną gwarancję dalszego tworzenia.
- Ale przecież w Polsce płyty słabo się sprzedają.
- Z płytami jest faktycznie źle, ale pootwierały się obecnie takie możliwości, że można produkcję zrobić np. w Berlinie dla firmy New Jazz, która zainteresowana jest obecnie klubową sceną europejską.
- Wytłumacz mi, dlaczego tak się dzieje, że wspólnie z DJ Adamusem gracie imprezy w topowych klubach Warszawy (Muza, Klubokawiarnia), poza tym, Gdańsku, Sopocie, Poznaniu, a nie występujecie w Opolu, w którym mieszkacie.
- Tu na miejscu nie ma żadnego rynku muzycznego, klubów z żywą muzyką, gdzie ludzie przychodzą się dobrze bawić.
- Chodzi o brak pieniędzy czy klimatu?
- Stanowczo o to drugie. W większych aglomeracjach jest więcej nakręconych osób i większy high life.
- Czyli wasza muzyka jest dla młodzieży?
- Przede wszystkim, ale uważam, że nasza muzyka ma w sobie tyle energii i charyzmy, że może spokojnie spodobać się czterdziestolatkom.
- Współpracujesz ze znanymi ludźmi, jak Reni Jusis czy Edyta Geppert. Skąd gwiazdy dowiadują się o tobie?
- W prosty sposób. Poprzez kontakt z innymi muzykami - zwykle ktoś mnie poleca U Reni zagrałem na jej ostatniej płycie "Elektrenika", a z Edytą Geppert zaczynamy dopiero pracę, na pewno czeka nas duży koncert w maju w Sosnowcu.
- Lubisz jeszcze coś poza muzyką? Jest rzecz, która cię relaksuje i wycisza?
- Interesuję się muzyką, słuchaniem muzyki i pisaniem muzyki, ale poza tym, to zapraszam wszystkich na grilla!
- Zapomniałem! Wśród znajomych masz przecież opinię świetnego kucharza.
- Wyniosłem pewne rzeczy z domu, z czasów "podglądactwa", a to ma również podobieństwo z muzyką, bo muzykę przyprawia się jak sałatkę.
- Zdradzisz jakiś przepis?
- Polecam ryby z grilla, robię dobrego kurczaka z curry i miodem, albo w jajku i musztardzie francuskiej. Jeśli chodzi o sam smak jedzenia, to myślę, że bardzo ważny jest sposób podania i emocje włożone w przygotowanie grilla, a także sama atmosfera towarzyska.
- Co to jest szczęście?
- To radość z patrzenia na świat.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na festiwalu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska