Mamy na ciebie zlecenie

sxc
Po spotkaniu Roman z krewnymi wyszli z restauracji i natychmiast zostali zaaresztowani przez antyterrorystów. Policja zastukała też do drzwi Edmunda. Wszystkie dowody, a szczególnie telefony komórkowe i nagrania rozmów zostały zabezpieczone.
Po spotkaniu Roman z krewnymi wyszli z restauracji i natychmiast zostali zaaresztowani przez antyterrorystów. Policja zastukała też do drzwi Edmunda. Wszystkie dowody, a szczególnie telefony komórkowe i nagrania rozmów zostały zabezpieczone. sxc
Wojciech S. - biznesmen z Łodzi - miał mieć połamane nogi. Albo jeszcze lepiej - żebra, bo to bardziej boli. Jeśli i to by nie pomogło w wymuszeniu okupu, należało porwać jego dziecko.

Zleceniodawca pochodzi z Opolszczyzny, zaś za pomysłem porwania kryją się nierozliczone długi i... męski interes - dosłownie i w przenośni.

Mieszkaniec Głuchołaz, Edmund K. pała dużą niechęcią do Wojciecha S. Powód - dawne nieporozumienia w interesach z biznesmenem z Łodzi. Ale mieszkaniec Głuchołaz zapewne nie wpadłby na pomysł rodem z amerykańskiego gangsterskiego filmu, gdyby nie jego znajomi - krewni: Roman i Marcin J. Romanowi Edmund kiedyś mocno podpadł. - Trochę przyczyniłem się do tego, że Roman siedział w więzieniu- przyznaje zleceniodawca porwania.

To było lata temu: podczas zabawy panowie się pokłócili, Roman wyciągnął z rozporka to, co zwykle powinno być dyskretnie schowane. - Biegał z członkiem za mną i krzyczał: Weź do buzi! - opowiada Edmund - Więc wezwałem policję. Oni zawieźli Romana do aresztu, został w więzieniu na rok. Nawet nie wiem, czy tylko za sprawkę ze mnę.

Ale to było dawno i - wydawało się - było, minęło. Obaj panowie utrzymywali z sobą - wprawdzie luźne - ale niewrogie stosunki. Od tego czasu Edmund zdążył popaść w tarapaty finansowe, za które obwiniał biznesmena z Łodzi... Chciał się na nim zemścić. Tylko jak? Tu na pomysł wpadł Roman z krewnym Marcinem.

Długi sprzed lat

W maju 2010 roku biznesmen z Łodzi otrzymał tajemniczy telefon: - Jest na ciebie zlecenie. Lądujesz na wózku inwalidzkim. Albo twoje dziecko będzie porwane. Zlecenie przyjmie zbrojna grupa - usłyszał.
Dzwoniący przyznał, ze to on miał być zleceniobiorcą, ale ma swoje powody, by o wszystkim powiedzieć biznesmenowi, nawet przekazać mu taśmę z nagraniem omawiania szczegółów krwawego zlecenia. I zalecał, by Wojciech poszedł z tym na policję.

Wojciech S. jest właścicielem dwóch firm: handlującej płytami DVD oraz windykacyjnej. W obu zatrudnia od wielu lat te same osoby. W interesach średnio mu się wiedzie, bo - jak twierdzi - ma pecha do kontrahentów, którzy często nie płacą za towar. O sprawiedliwość w interesach upominał się w sądach.

- Niektórzy zalegają mi 5000, inni - 300 000 złotych - mówi Wojciech S.
Z telefonicznej rozmowy dowiedział się, że osoba zlecającego jego uprowadzenie i pobicie jest jeden z dłużników, Edmund K. z Nysy.

Dziesięć lat temu Wojciech przekazał mu kasety wideo, to miał być towar w powstającej w Głuchołazach sieci wypożyczalni filmów. Podpisał umowę z żoną Edmunda, Izą. A ta - jak twierdzi biznesmen z Łodzi - zniknęła. Wojciech został bez kaset i bez pieniędzy.

Wojciechowi S. udało się ustalić nowy adres pani Izy w 2005 roku i zaczął dochodzić swoich pieniędzy. Edmund początkowo chciał sprawę załatwić polubownie, poręczał za dług swej żony i dzwonił w tej sprawie do Wojciecha. Ówczesne numery telefonów Wojciecha są aktualne do dziś.

Sprawa odzyskania długu zakończyła się w 2007 roku korzystnie dla łódzkiego biznesmena. Izabela miała oddać mu ponad 100 tysięcy złotych, a że tego nie uczyniła - ostatecznie zlicytowano jej nyskie mieszkanie, które komornik wycenił na 140 tys. złotych. Ona i jej mąż zostali bezdomnymi.

Edmund ma inną wersję zdarzeń i interesów prowadzonych z Wojciechem. Ponoć udało się mu wynegocjować ugodę z łodzianinem. - Pech polega na tym, że podpisałem mu weksle in blanco. I to było powodem moich kłopotów - mówi. - Gdy wypożyczalnia działała, rozliczaliśmy się z łodzianinem. Ale po jej upadku on przesyłał nam kolejne pisma, upominając się o coraz to nowe kwoty: 3, 7, 11 tysięcy złotych. Wreszcie - 68 tysięcy złotych. Mówił, że to kwota z weksli.
A że Edmund nie zapłacił - komornik zlicytował mieszkanie jego żony. I dlatego Edmund miał wielki żal do Wojciecha. Ale na pomysł porwania dziecka łodzianina Edmund sam nie wpadł.

Chciał się zemścić

Tu pojawia się jego znajomy Roman J. Dawno wyszedł z więzienia po incydencie z członkiem, ale żywił wciąż żal do Edmunda za ówczesny donos na policję. Gdy więc Roman spotkał się kiedyś z Edmundem, zaczął kpić:
- No to dałeś się wyrolować z tym wideobiznesem.
Edmund na to stwierdził, że się jeszcze z Wojciechem S. z Łodzi policzy.
Padło hasło: "Ukraińcy pomogą".

I wtedy Roman wpadł na pomysł:
- Po co Ukraińcy, ja ci pomogę.

Roman wraz z krewnym Marcinem miał być wykonawcą zlecenia na Wojciecha S. z Łodzi. Przy czym zadbał o to, aby omawiane podczas kolejnego spotkania szczegóły owego zlecenia zostały nagrane na dyktafon. Chciał nagranie przekazać biznesmenowi z Łodzi, aby ten poszedł na policję. Bo Roman wykombinował sobie, że w ten sposób wpakuje Edmunda do więzienia i zemści się za incydent z członkiem.

- Niech Edmund też dowie się, jak to jest siedzieć w kiciu - mówi Roman.

Policja wszystko słyszała

Gdy Wojciech S. otrzymał telefon od usłużnego informatora, a zarazem niedoszłego oprawcy, szybko zgłosił się na policję w Łodzi. Kolejną telefoniczną rozmowę z Romanem przeprowadził już na komendzie. Rozmowy były nagrywane, numery telefonów, z którego dzwoniono do Wojciecha- wyświetlały się na telefonie.

To właśnie podczas rozmowy na komendzie niedoszły egzekutor poinformował Wojciecha S., że zleceniodawcą jest Edmund z Głuchołaz. Zlecenie na "załatwienie" Wojciecha S. miało wartość 30 tysięcy zł.

- Edmund chce wynająć grupę, taką zbrojną. Na milion procent to prawda - mówił informator, a policyjni protokolanci skrzętnie to notowali. - Edmund mówił, żeby połamać panu nogi, a jeszcze lepiej żebra, bo to bardziej boli. A jak wsadzenie pana na wózek inwalidzki nie pomoże, to dziecko trzeba panu porwać. Okup to 200 tysięcy złotych, aby wyrównać straty związane ze zlicytowaniem mieszkania Edmunda K.

Panowie umówili się na spotkanie za dwa dni, 7 maja w jednej z restauracji w Głuchołazach. Tam Roman miał przekazać Wojciechowi S. nagrania. Wojciech miał za nie zapłacić, ale nie wiedział ile.
- Spytałem, czy mogę na spotkanie wybrać się z przyjaciółmi, bo czuję się zagrożony - mówi łodzianin.
Roman się zgodził.

Owymi przyjaciółmi mieli być oczywiście policjanci, ale Romanowi to jakoś nie wpadło do głowy.
Na spotkaniu Roman J. pojawił się ze swymi krewnymi, między innymi z wtajemniczonym w całą manipulację Marcinem. Roman był nieufny, kazał na przykład Wojciechowi odnieść saszetkę z telefonami do innego stolika. Bał się, że rozmowa będzie nagrywana.

Potem pozwolił Wojciechowi odsłuchać nagraną przez siebie rozmowę, tę, podczas której omawiał z Edmundem szczegóły zlecenia na biznesmena. Mieszkaniec Łodzi słyszał wiele szczegółowych ustaleń: co będzie mu łamane - nogi czy żebra; jaka będzie płatność za usługę.
Roman powiedział też Wojciechowi, że za przekazanie taśmy z nagraniem chce 30 tysięcy, czyli tyle, ile miałby dostać za wykonanie zlecenia.

Wojciech zaś trzeźwo negocjował cenę. W końcu skąd miał mieć pewność, że zaciekły Edmund nie znajdzie innej "grupy zbrojnej"?
- Najbardziej bałem się porwania mojego dziecka - bo o tym też - oprócz połamania mi nóg - rozmawiali podczas rozmowy, której odsłuchałem w restauracji.

Wkrótce rozprawa

Po spotkaniu Roman z krewnymi wyszli z restauracji i natychmiast zostali zaaresztowani przez antyterrorystów. Policja zastukała też do drzwi Edmunda. Wszystkie dowody, a szczególnie telefony komórkowe i nagrania rozmów zostały zabezpieczone. Sprawa jest jednoznaczna, niedoszli porywacze przyznali się do winy. W przyszłym tygodniu przed Sądem Rejonowym w Opolu planowana jest pierwsza rozprawa karna.

Edmunda K. oskarża się o to, że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, chciał doprowadzić Wojciecha S. groźbą spowodowania u niego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w tym połamaniem nóg, a także groźbą uprowadzenia jego dziecka - do rozporządzenia własnym mieniem w kwocie 200 tys. zł i zlecił ww. czynności Romanowi i Marcinowi J., którzy mieli je bezpośrednio realizować.
Zaś Romana i Marcina J. oskarża się o nakłanianie Edmunda Z. do wymuszenia rozbójniczego na szkodę Wojciecha S.

P.S. Imiona bohaterów zmieniono.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska