Marcin Możdżonek. "Z najwyższego punktu widzenia”: Uwaga, to mundial! A nie park z delfinami… [FELIETON]

Marcin Możdżonek
Piłkarska reprezentacja Polski przed meczem Ligi Narodów z Belgią w Warszawie
Piłkarska reprezentacja Polski przed meczem Ligi Narodów z Belgią w Warszawie Szymon Starnawski /Polska Press
Po czerwcowych meczach piłkarskiej reprezentacji Polski aż prosi się, żeby skomentować ten temat. Zacznę od cytatu, który specjalnie sobie zapisałem, cytatu z legendarnego Włodzimierza Lubańskiego, który powiedział wprost: „Wyjście z grupy na mundialu nie jest żadnym sukcesem. Na mistrzostwa świata nie jedzie się po to, by w nich uczestniczyć, a po to, by coś wygrać.”

Nic dodać, nic ująć. I w zasadzie można by na tym mój dzisiejszy felieton zakończyć, bo pod tym stwierdzeniem podpisuję się obiema rękami. A ostatnie spotkania w futbolowej Lidze Narodów nie są dobrym prognostykiem przed turniejem w Katarze.

Na dziś nie mamy zespołu, z którym można wiązać jakiekolwiek nadzieje. Biorąc pod uwagę także fakt, jak nasi piłkarze zaprezentowali się na ostatnim mistrzostwach świata w Rosji. Nie odnosiłem bowiem wówczas wrażenia, że oni tam pojechali walczyć na maksa, i po to, żeby coś wygrać. Raczej na wycieczkę, na przygodę życia, żeby sobie zrobić zdjęcia w parku rozrywki z delfinami. Tudzież z innymi – słynniejszymi - piłkarzami, żeby podkręcić swoje nazwisko i podpromować własne media społecznościowe. W każdym razie polecieli na mistrzostwa świata zadowoleni z samego w nich udziału; takie odniosłem wrażenie.

Kiedyś widziałem takie – lub bardzo podobne - zachowania na igrzyskach olimpijskich u niektórych zawodników z różnych dyscyplin. Przyjeżdżali, zachwycali się jak wielka jest wioska olimpijska. I tym, że ten a ten znany sportowiec, i jeszcze może jakaś inna gwiazda, przychodzi na wspólny posiłek. Tutaj wymienimy się znaczkami, tu wymienimy się koszulką. I fajnie będzie. Przygoda życia. Kończyło się zawsze tak samo. Bez sukcesów.

Mam nadzieję, że takiego podejścia przed wylotem piłkarzy do Kataru unikniemy. I na mistrzostwa świata polecimy zagrać nasz najlepszy futbol. I pokazać charakter. Bo na razie – delikatnie określając - nie jest kolorowo. Ale paradoksalnie - może to być dla nas dobre, taki zimny prysznic, a raczej dwa zimne prysznice, jakie sprawiła nam Belgia. Po pierwszym meczu złośliwi mówili, że to był pierwszy set tenisowego pojedynku; i nic dziwnego, 6:1 to przecież wynik, który nie przystoi poważnej drużynie. A w rewanżu na Stadionie Narodowym było bardzo podobnie, Belgowie praktycznie kontrolowali cały czas spotkanie, w pierwszej połowie mając piłkę w posiadaniu przez blisko 70 procent czasu. To miażdżąca przewaga, to przepaść. Przeważnie, jeśli zespoły grają na wyrównanym poziomie, różnica w tym elemencie wynosi 52 do 42. To niestety dowodzi, że mamy powód do zmartwień. Myślę, że m.in. ta statystyka dała naszym piłkarzom do myślenia, dała do myślenia trenerowi, który już wie, na jakich zawodników może stawiać, a których już niestety musi skreślić.

Cóż, mamy kilku bardzo zdolnych piłkarzy, na czele oczywiście z Robertem Lewandowskim, który jest jednym z najlepszych piłkarzy świata. A może nawet najlepszym. Nie mamy jednak drużyny narodowej na światowym poziomie. Bo jesteś tak dobry, jak twoje najsłabsze ogniwo i myślę, że tutaj trochę nam brakuje do globalnej czołówki. A dlaczego tak się dzieje? Tu wejdę na grząski grunt, ale wydaje mnie się, że przyczyn należy szukać w tak zwanej polskiej myśli szkoleniowej. Podam na przykładzie jednej kursokonferencji trenerów, podczas której znany i ceniony specjalista zagraniczny - jeden z najlepszych w świecie siatkarskim - zaczął bardzo długi, jak się okazało, wykład. Po jakimś czasie dwóch panów trenerów Polaków powiedziało: „No przecież my robimy to samo, tylko trochę inaczej. Choć, idziemy stąd, szkoda czasu.” Obawiam się, że w polskiej piłce może być podobnie.

Niestety, myślę, że świat trochę nam odskoczył, jeżeli chodzi o metody szkolenia i my powinniśmy tej importowanej myśli szkoleniowej jak najwięcej u nas zaszczepić. Bo niemożliwym jest, żeby w trzydziestoośmiomilionowym kraju nie mieć więcej talentów na miarę Roberta Lewandowskiego. A przecież nie mamy takich obrońców i pomocników, co można stwierdzić gołym okiem. Bo z bramkarzami jest najmniejszy – nie licząc napadu - kłopot. Tak to się układało przez ostatnie dekady, i dalej jest z kogo wybierać akurat na tej pozycji, chętnie zatrudniają przecież naszych golkiperów nawet w Anglii. Być może z tego powodu, że – to oczywiście humorystyczna dygresja - że jak całe życie w ciebie strzelają, a obronę masz dziurawą jak ser szwajcarski, to nie masz wyboru – po prostu musisz się kiedyś wyrobić.

Swoją drogą, wygląda na to, że Lewandowski urodził się po prostu za wcześnie, żeby odnosić sukcesy w reprezentacji Polski; bez urazy, ale nie mamy teraz innych zawodników, którzy dorównywaliby Robertowi sportową klasą. A wierzę, że kiedyś będą. Bo sportowych talentów w Polsce nie brakuje, tylko trzeba je szlifować tak, jak robimy to w siatkówce…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska