MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Fyrstenberg: Amerykanie chcą za wszelką cenę przeprowadzić US Open. Nie chcą tracić wielkich pieniędzy i chcą pomóc Serenie Williams

Hubert Zdankiewicz
W 2011 roku Mariusz Fyrstenberg (na zdjęciu) i Marcin Matkowski dotarli w deblu do finału US Open
W 2011 roku Mariusz Fyrstenberg (na zdjęciu) i Marcin Matkowski dotarli w deblu do finału US Open fot. tomasz holod / polskapresse
- Lepszej okazji może już nie mieć, a trzeba uczciwie postawić sprawę - bez Sereny amerykański tenis nie wygląda w ostatnim czasie najlepiej - mówi o szansach młodszej z sióstr Williams na wygranie rozpoczynającego się 31 sierpnia turnieju US Open Mariusz Fyestenberg. Z byłym wybitnym deblistą (finalistą US Open z 2011 roku) rozmawiamy również o Novaku Djokoviciu, walce z koronawirusem, odwołanym Pucharze Davisa i... 40. urodzinach

Jako kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa na pewno z uwagą śledził Pan cykl Lotos PZT Polish Tour? Znaleźli się jacyś następcy Janowicza, Kubota i Fyrstenberga?
Widziałem tam wielu młodych i zdolnych chłopaków, z których nasza reprezentacja może mieć w niedalekiej przyszłości pociechę. Mówię to całkiem obiektywnie. Popisał się - choć akurat nie w tym cyklu - Maks Kaśnikowski, który pokonał w mistrzostwach Polski Huberta Hurkacza.

Nie brak było opinii, że Hubert nie potraktował tego startu całkiem serio.
Ja powiem tak: Szacunek dla Huberta, że chciało mu się przyjechać do Bytomia i zagrać. Dzięki temu młodsi zawodnicy mogli sprawdzić, jak prezentują się na tle tenisisty ze światowej czołówki. Przed nimi jeszcze dużo pracy, ale wygląda to obiecująco. Tym, co mi się nich szczególnie podoba, jest profesjonalizm. Widać po nich, że wiedzą czego chcą i wszystko podporządkowują tenisowi. W przeszłości różnie z tym bywało.

Po długiej przerwie ruszyły w końcu turnieje ATP i WTA, ale Puchar Davisa został odwołany. To dobra decyzja, ze względu na okoliczności, czy może podjęto ją zbyt pochopnie?
Moim zdaniem można było jeszcze z trochę poczekać. Terminy by się znalazły, pamiętajmy, że jest bardzo mało turniejów, bo wiele zostało odwołanych ze względu na koronawirusa. Można było zagrać na przykład na początku grudnia. Stało się jednak tak jak się stało, trudno. Nie zamierzamy jednak bezczynnie czekać, bo w planach mamy m.in. zgrupowanie kadry, na które chcemy zaprosić reprezentację innego kraju, z tenisistami o rankingach zbliżonych do nas. Moglibyśmy potrenować razem przez tydzień, a potem zagrać kilka meczów towarzyskich.

Czego możemy spodziewać się po turniejach w USA? W wielu dyscyplinach, które wracają po przerwie, widzimy sporą nerwowość u sportowców. Weźmy choćby kolarstwo, gdzie sporo było w ostatnim czasie wypadków. Jak to może przełożyć się na tenis?
Myślę, że możemy spodziewać się większej liczby niespodzianek i nieoczekiwanych rozstrzygnięć, niż zazwyczaj. Już miesiąc, bo tyle normalnie trwa przerwa pomiędzy jednym sezonem a drugim, ma taki wpływ na wszystkich. Na początku zawsze widać nerwowość, nie wszyscy od razu grają na swoim normalnym poziomie. No to sami sobie odpowiedzcie, co się może dziać po półrocznej przerwie... Dla mnie to będzie totalna loteria, z drugiej strony jest to szansa dla zawodników na dorobku, takich jak Hubert czy Kamil Majchrzak. Niech powalczą, pozbierają punkty, poprawią ranking. Fajnie by było, jakby pokusili się o zwycięstwo z jakimś wyżej notowanym rywalem, a najlepiej o kilka zwycięstw. Takie doświadczenia będą w przyszłości procentować.

Czy zwycięzca tegorocznego US Open może być w przyszłości określany jako ten, który wygrał turniej nie rozgrywany w stu procentach na poważnie? Bez pełnej obsady, bo przecież z nazwisk zawodników, którzy nie przyjadą do Nowego Jorku można by stworzyć drugi Wielki Szlem...
Jak znam klimat szatni w cyklu ATP to na pewno będą mu dogryzać. (śmiech) Myślę jednak, że po kilku latach nikt już nie będzie wspominał okoliczności, liczyć się będzie tylko to, że jego nazwisko widnieje w gronie zwycięzców turnieju. Nikt nie będzie gadał o pandemii i zastanawiał się co by było gdyby. Ja, jako zawodnik, w ogóle bym się tym nie przejmował, bo co by nie mówić to nadal jest Wielki Szlem. Obsada nadal będzie mocna. Traktowałbym to jako szansę na zrobienie dobrego wyniku i zyskania punktów do rankingu. Myślę, że wielu zawodników spoza ścisłej czołówki właśnie na to liczy.

Na ile zwiększa nerwowość wśród tenisistów to, co wydarzyło się w czerwcu, podczas cyklu Adria Tour zorganizowanego przez Novaka Djokovicia? Miało być święto tenisa, a skończyło się tak jak się skończyło...
Taka wpadka na pewno daje do myślenia. Zwłaszcza jak się potem czyta jak ciężko przeszedł chorobę na przykład Grigor Dimitrow. Muszę szczerze przyznać, że jestem bardzo negatywnie nastawiony do Djokovicia i jego ostatnich poczynań. Po czymś takim nikt już nie pamięta o wszystkich dobrych rzeczach, jakie się działy. O tym, ze zawodnicy uczestniczyli w wielu imprezach charytatywnych, organizowali spotkania z dziećmi... Nie, o tym się już nie mówi, mówi się o Adria Tour. Nie wiem czego Djoković się spodziewał organizując turnieje w takich warunkach, z kibicami i bez zachowania norm sanitarnych... Postąpił bardzo lekkomyślnie i poważnie nadwyrężył wizerunek tenisa. Doszło do tego, że jak rozmawiam ze znajomymi, którzy normalnie nie interesują się tenisem, to pierwsze co od nich słyszę to właśnie Adria Tour i koronawirus. Trzeba czasem pomyśleć, że będąc numerem jeden na świecie, kimś którego życie na codzień obserwują miliony ludzi, trzeba być bardziej uważnym i dojrzałym.

Może dzięki temu wszyscy będą teraz bardziej poważnie podchodzić do wymogów bezpieczeństwa?
Nie byłbym co do tego w stu procentach przekonany. Jestem w stałym kontakcie z moimi deblistami - Frederikiem Nielsenem i Timem Puetzem [Fyrstenberg łączy funkcję kapitana z trenowaniem tej pary - red.] i oni mi opowiadają jak to wygląda od środka. Warunki są dość ciężkie, są dwa hotele dla zawodników. Jeden jest beznadziejny, położony niemal na środku austostrady, drugi jest w lesie więc wiadomo, że nikt nie chce mieszkać w tym pierwszym. Wiadomo, że USTA [Amerykański Związek Tenisowy - red] dąży za wszelką cenę do tego, by US Open się odbyło, bo inaczej straci ogromnie pieniądze. Z drugiej jednak strony organizatorzy sami naginają przepisy - na początku ustalono, że każdy zawodnik może zabrać ze sobą na korty tylko jedną osobę towarzyszącą i posadzić ją na trybunach. Później jednak Serena Williams oświadczyła, że ona chce mieć ze sobą całą drużynę i następnego dnia z jednej osoby zrobiły się trzy - tak się przestrzega zasad bezpieczeństwa. Z jednej strony rozumiem USTA, z drugiej jednak nie bądźmy hipokrytami.

Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, a w kasie musi się zgadzać...
Dokładnie. No i Serena Williams może wygrać w końcu swój 24. Wielki Szlem i wyrównać rekord Margaret Court. Lepszej okazji może już nie mieć, a trzeba uczciwie postawić sprawę - bez Sereny amerykański tenis nie wygląda w ostatnim czasie najlepiej. Bynajmniej nie przesadzam - wystarczy spojrzeć jakich kiedyś Amerykanie mieli tenisistów, a jakich mają obecnie.

USTA planuje karać zawodników, m.in. za samowolne opuszczenie hotelu.
Nie sądzę, by ktoś był na tyle nierozsądny. Wszyscy są regularnie badani i jeśli okaże się, że - nawet nie sam zawodnik, ale ktoś z jego otoczenia - zaraził się koronawirusem, to wszyscy zostają wykluczeni z turnieju i idą na dwutygodniową kwarantannę. Bez względu na to czy sam zawodnik jest zakażony, czy nie. Wiem od moich deblistów, że nikt nie chce się z nikim spotykać, żeby niepotrzebnie nie ryzykować.

Tydzień po US Open ma odbyć się Roland Garros. Jak Pan sobie wyobraża rozgrywanie tego turnieju jesienią, bo kojarzy się wszystkim z inną porą roku?
Szczerze mówiąc sam jestem ciekawy, jak to się wszystko skończy. W Paryżu we wrześniu zazwyczaj jest ładna pogoda, ale kto wie... Na pewno jest większa szansa na to, że spadnie deszcz, będzie wcześniej robiło się ciemno, a nie pamiętam czy tam są światła. Może na dwóch, czy trzech największych kortach, ale przecież nie da się rozegrać takiego turnieju na kilku kortach.

Na koniec chciałbym poruszyć wątek osobisty. Niedawno skończył Pan 40 lat...
(śmiech) No faktycznie, kultowa data. Na razie nie czuję wielkiej różnicy, w urodziny wstałem rano, wszystko było tak jak wcześniej. Nie licząc może wszystkich złośliwości, jakie dostałem od moich przyjaciół w SMS-ach i przez WhatsAppa. Nie było nawet hucznego świętowania, nie licząc może tych dwunastu piw do kolacji. (śmiech). A tak trochę bardziej na serio, to kryzys wieku średniego na razie mnie nie dopadł, chociaż to podobno kwestia czasu.

ZOBACZ TEŻ:

Novak Djoković potwierdził udział w US Open. Serb będzie zdecydowanym faworytem wielkoszlemowego turnieju w Nowym Jorku

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska