Marta Kacprzak tworzy klipy dla Iggy'ego Popa, Tricky'ego, Muńka i Skubasa. Mieszka w niewielkiej, spokojnej pomorskiej wsi

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Marta Kacprzak w Sztutowie - mam tu morze, las, rodzina jest blisko.
Marta Kacprzak w Sztutowie - mam tu morze, las, rodzina jest blisko. Mat. Marta Kacprzak
Marta Kacprzak wideoklipy reżyseruje z małego, pomorskiego Sztutowa, które uznaje za centrum własnego wszechświata. To stąd zabrała Iggy’ego Popa w podróż w czasie do niebezpiecznego Nowego Jorku sprzed czterdziestu lat, to tu utkała Tricky’emu klip z miraży zamkniętych w telefonie komórkowym, a teledysk dla Organka zaplanowała jednego wieczora. - Ja właściwie nadal nie wierzę, że mam taką pracę – mówi reżyserka.

W latach 90 XX wieku jeden z moich kolegów, fan Iggy’ego Popa wysyłał mu tomiki wierszy Rafała Wojaczka i nagrania polskich zespołów. Nigdy nie doczekał się odpowiedzi. Za to pani zrobiła Iggy’emu klip.

Sporo jest tych polskich tropów. Iggy Pop ma swoją audycję w BBC i zdarza mu się puszczać polską muzykę, m.in. zespół Trupa Trupa i Natalię Zamilską. Od lat jego menedżerem jest Henry McGroggan, a ten z kolei jest związany prywatnie z dziewczyną z Polski, Anią Marzec. Henry i Ania na stałe mieszkają w Polsce i tu prowadzą biuro. Można zatem powiedzieć, że cały menedżment Iggy’ego Popa jest prowadzony z Warszawy. Ja poznałam Henry’ego i Anię przy okazji wywiadu z Natalią Zamilską, uczestniczką festiwalu Męskie Granie, który przygotowywałam dla TVP Kultura. Zaiskrzyło, wiem, że obserwowali moje prace. Zajmuję się sferą wizualną w sposób holistyczny. W muzycznych animacjach wykorzystuję fotografie, archiwalne plakaty, czasem proszę o odręcznie napisany tekst…

Któregoś dnia zadzwonili z informacją, że wydają reedycję płyty „Zombie Birdhouse” Iggy’ego Popa z 1982 r., albumu „bez hitów”, może niedocenianego. Zapytali, czy miałabym pomysł na promocję tej płyty. Problem był w tym, że minęło przecież blisko 40 lat od nagrania „Zombie Birdhouse” i ciężko byłoby dziś nagrywać Iggy’ego, dopasować do czasów, gdy powstały tamte nagrania. Henry i Ania wysłali mi okładkę albumu, stare, niepublikowane zdjęcia, które robiła Esther Friedman, ówczesna przyjaciółka Iggy’ego Popa. Ożywiłam te stare fotografie, dawną okładkę „Zombie Birdhouse”. To był kilkunastosekundowy trailer, prezentowany w mediach społecznościowych. Poszliśmy dalej, robiąc cały klip do utworu „Run like a Villain”. Odrysowałam Iggy’ego ze starych zdjęć, w krótkich czarnych włosach, tak jak wyglądał na początku lat 80. Dzięki animacji przenieśliśmy się w czasie.

To był dość narkotyczny okres w życiu Iggy’ego. W tym duchu umówiliśmy się na całkowitą swobodę interpretacyjną, nie ograniczałam wyobraźni. Ania i Henry powiedzieli mi tylko, bym obejrzała zdjęcia, filmy Nowego Jorku z tamtych czasów, gdzie powstał ten brudny, chroboczący album Iggy’ego. Klip nie ma wiążącej fabuły, jest mocno abstrakcyjny, jakby ze snu.

Klip dla Tricky’ego powstawał w warunkach, gdy Europę ogarniała pandemia. Robiła go pani poniekąd z przydomowego ogrodu. Tu animacja była koniecznością, bo nie można było kręcić na żywo…

Mail od menedżerki wytwórni K7, wydawcy Tricky’ego, kompletnie zwalił mnie z nóg. Było to niemal dokładnie rok temu. Wiadomość odebrałam po całym dniu fizycznej pracy w ogrodzie. Najpierw była informacja, że jednemu z artystów z K7 szalenie spodobała się seria zdjęć, którą zrobiłam rdzennym mieszkańcom Kanady, w czasie podróży do tego kraju. Zgodziłam się na współpracę tylko domyślając się, że może chodzić o Tricky’ego. Kiedy wszystko stało się jasne, dostałam tajny link do niepublikowanego jeszcze wówczas utworu „Fall please” oraz pakiet zdjęć do ewentualnego wykorzystania. Były to fotografie z telefonu, właściwie takie, które każdy z nas ma w swojej komórce, w stylu kropli deszczu na szybie czy majaczących w oddali świateł miasta. Pytali, czy mogę je jakoś „umagicznić” i nadać im ruch. No i pobłądziłam. Pomieszałam je z moimi fotografiami z kanadyjskiej sesji. Odezwał się osobiście Tricky – napisał krótko, że nie do końca o taki efekt mu chodziło.

Kombinuj dalej człowieku...

Właśnie… Pomogła Hania Rani, pianistka rodem z Gdańska, z którą współpracuję, z którą rozumiemy się bez słów, przez którą trafiła do mnie menedżerka K7. Swoją drogą mam przeczucie, że Hania, która robi karierę światową, będzie niedługo komponować muzykę filmową z najwyższej półki. To ona podsunęła mi prawidłowy tok myślenia. Uznałyśmy, że zdjęcia, które przysłał mi Tricky, muszą być dla niego ważne, i to w takiej właśnie postaci. Przyjrzałam się im raz jeszcze – np. ujęciom deszczowej pogody w jego rodzinnym Bristolu, czy burzy, którą musiał obserwować zza swojego okna, a także zdjęciom córki, która zmarła dwa lata temu. Wyrzuciłam wszystkie moje elementy.

Starałam się pokazać świat oczami Tricky’ego, codzienność, wspomnienia. Zrozumiałam, że tę swoją wrażliwość chciał mieć w teledysku. Na sam koniec poprosił, by dołożyć element związany ze śmiercią George’a Floyda w USA i ruchem Black Live Matters. Narysowałam kontury dramatycznej sceny duszenia kolanem Floyda przez policjanta. Utkaliśmy to wideo ze swego rodzaju miraży. Mam wrażenie, że nawet gdyby nie było pandemii zrobilibyśmy ten klip identycznie.

Kręci pani oczywiście klipy na żywo, choćby "Missisipi w ogniu" Organka, Fisza czy Pauliny Przybysz. Jak się pracuje z gwiazdami?

W ubiegłym tygodniu zadzwonił menedżer Edyty Bartosiewicz. Prosił o osobiste spotkanie z artystką. Poruszyło mnie to, bo ja słucham jej od dawna. Zadzwoniłam nawet podekscytowana do mojej mamy, która z wielkim luzem stwierdziła, że to przecież nic nowego, jakby to była normalna sytuacja. Okazuje się, że Edyta Bartosiewicz przywiązuje wagę do osobistych spotkań ze współpracownikami, sama sprawdza, czy ktoś „czuje klimat”. Ja bezpośrednie kontakty z artystami cenię mniej od tych via telefon czy mail. Wolę, by przemawiała moja praca, niech ona się broni. Mam wrażenie, że artyści przychodzą do mnie ze swego rodzaju nadzieją wynikającą z pewnej potrzeby. Np. Iggy Pop, Henry McGroggan i Ania Marzec podkreślali, że nie mają żadnych oczekiwań, że zdają się całkowicie na moją wyobraźnię. Mówili, że oni są od muzyki, zrobili swoje i chcą, bym to ja, artystka audiowizualna, powiedziała im jak ma wyglądać klip. Porozumiewanie się bez słów, uchwycenie czegoś właściwie nieuchwytnego – tak z kolei określiłabym np. współpracę z Trickym i wytwórnią K7.

Artyści szukają uzupełnienia wizualnego, zgodnego z ich rozumieniem, spójnego z ich wrażliwością. Przekazują oczywiście pewne wskazówki – zdjęcia, mówią o ważnych momentach utworu, proszą, by zawrzeć np. wschód słońca. Oczekują, by przemówić ich językiem, ale za pomocą obrazu, innego niż muzyka środka artystycznego. Jeśli uda mi się wczuć, a artyści to doceniają, to mam nagrodę. Bywa też tak, że formuła współpracy może się wyczerpać.

Doskonale nam się pracowało z Organkiem przy oprawie albumu Czarna Madonna. Ona powstała ze zdjęć, które zrobiłam w studio, w czasie gdy zespół nagrywał płytę. Poprosili mnie też o projekt okładki, w którą wkomponowałam jeden z tatuaży Organka. Powstał gorejący mak, kojarzący się z apokalipsą. Moja interpretacja „siadła” im wtedy od razu, podobnie jak plan onirycznego klipu „Missisipi w ogniu”, który powstał w jeden wieczór. Był to zresztą mój debiut, za który dostaliśmy nominację do Fryderyków. Dziś nasze wizje są odmienne. Organek chce większej dosłowności w komentowaniu rzeczywistości. Ja chętniej operuję symboliką. To nie jest ideologia. Chcę tworzyć coś bardziej uniwersalnego, ponadczasowego, niż aktualnego. Tak czuję. Niespokojne politycznie czasy przecież miną, zresztą nie mam potrzeby ich komentowania w sztuce. Przynajmniej na razie.

Jak się zostaje reżyserką klipów Iggy’ego Popa? Co miała pani najpierw – aparat, kamerę, kartkę papieru i ołówek? A może chodzi tylko o oczy, słuch i wyobraźnię?

Zaczęło się od wieczornych bajek. Mama czytała, a ja rysowałam ilustracje do poszczególnych fragmentów. Ona zresztą od zawsze zaszczepiała we mnie coś twórczego. Chodziłam na lekcje pianina, gitary i ostatecznie ukończyłam gimnazjum muzyczne w Elblągu, w klasie kontrabasu. Nigdy jednak nie byłam bardzo dobrym muzykiem, to nie było to. Liceum plastyczne ukończyłam w Gdyni i w okolicach matury naprawdę zastanawiałam się, co dalej. Wizja studiów w ASP wydawała mi się mało konkretna, nie chciałam tam iść i chyba po prostu nie czułam już sztuk plastycznych. Szykowałam się do matury, gdy usłyszałam rozmowę w radiowej Trójce z Mariuszem Wilczyńskim, wykładowcą łódzkiej Filmówki, animatorem. Wilczyński opowiadał wówczas o swojej wystawie multimedialnej w nowojorskim Museum of Modern Art. Opadła mi szczęka – to było to, co chciałam robić, choć nigdy nie wyobrażałam sobie studiów w łódzkiej Filmówce. W życiu bym na to nie wpadła. Nie dawałam sobie zbyt wielkich szans w czterodniowym maratonie egzaminacyjnym na wydział animacji. Poddawać się nie lubię i podeszłam do niego mniej więcej tak, jak dziś podchodzę do swoich klientów – starałam się wczuć w wymóg, zrozumieć potrzebę. Gdy ogłaszali rezultaty, byłam przerażona. Razem ze mną zdawali ludzie profesjonalnie przygotowani, dla których były to już kolejne próby. Okazało się, że mam najlepsze wyniki. Nie do wiary! Szkoła szukała chyba „gliny” nadającej się do formowania.

Na studiach miałam zajęcia z Mariuszem Wilczyńskim. To on dołączył mnie do ekipy Męskiego Grania, na którym przygotowywał sferę audiowizualną. Miałam być jego asystentką. Pierwszy raz musiałam wówczas przygotować relację wideo z koncertów. Choć udawałam, że wiem o co chodzi, to nie miałam o filmowaniu żadnego pojęcia. Byłam na drugim roku studiów, większość przedmiotów to była teoria, zajęcia intelektualne a nie techniczne, praktyczne. Nawet nie miałam kamery, tylko pożyczony aparat z opcją filmowania. Nie było jednak wyjścia, trzeba było rękawy zakasać. Sama się dziwię - mój materiał się spodobał. Prosili tylko, żeby wyciąć dzieci, które wraz rodzicami nakręciłam wśród widowni. Męskie Granie związane jest bądź co bądź z browarem… Twarda szkoła, mus zrodził umiejętności. Od tamtej pory nie mam wytchnienia. Trudno mi wciąż w to wszystko uwierzyć.

Sztutowo, mała wieś na Pomorzu to dobre miejsce dla reżyserki klipów muzycznych sław?

Niektórzy moi klienci, m.in. Muniek Staszczyk dziwią się, że nie mieszkam w Warszawie, tylko w spokojnej, pomorskiej wsi. A ja nie mam poczucia konieczności bycia w centrum wydarzeń lub bywania na branżowych przyjęciach. Mam teorię, że chodzą na nie ludzie, którzy nie mają nic do roboty. Sztutowo to moje miejsce na Ziemi. Nigdy się chyba tu nie zdążyłam zasiedzieć, znudzić się rodzinnym domem. Może dlatego, że dość szybko, w wieku 12 lat trafiłam do szkoły z internatem w dużym mieście. To była szkoła życia. U siebie wyróżniałam się umiejętnościami gry na pianinie, ale one były dość… rekreacyjne. W prawdziwej szkole muzycznej, do której trafiłam, byli o wiele lepsi ode mnie. Po latach mieszkania w Trójmieście, Łodzi, wyjazdach na festiwale, podróżach, chyba po prostu wróciłam do domu. Mam tu morze, las, blisko jest rodzina, kojącą, dającą oddech codzienność, a praca też się kręci. Wszystkich moich artystów namawiam, byśmy w Sztutowie pracowali. Tak było z Pauliną Przybysz i jej klipem na pięknej plaży. Zrobiliśmy sesje z muzykiem bluesowym Bartkiem Sosnowskim i Skubasem. Temu ostatniemu tak się spodobało, że przyjechał tu na urlop. Ja czuję scenerię Mierzei Wiślanej, plenery są tu piękne. To także osobisty komfort - nie muszę nigdzie wyjeżdżać.

Bio

Marta Kacprzak - rocznik 1988. Specjalistka w dziedzinie animacji, wizualizacji koncertowych i intermediów. Związana z przemysłem muzycznym. Teledysk „Missisipi w Ogniu” zespołu Organek otrzymał nominację do polskiej nagrody Fryderyka w kategorii „najlepszy teledysk”. Wśród realizacji zagranicznych znalazł się oficjalny teledysk dla legendarnego Iggy'ego Popa „Run Like a Villain”, dla Tricky’ego (Massive Attack) „Fall Please”, oraz nagradzany na festiwalach animowany dokument o utworze „Lust for life” – Iggy'ego Popa. Absolwentka wydziału operatorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej o specjalizacji ‘animacja i efekty specjalne’. Na koncie ma współpracę m.in. z Anią Rusowicz, Hanią Rani, Skubasem, Organkiem, Comą, Sosnowskim czy Trickym oraz Iggym Popem. Robiła relacje z Męskiego Grania, tworzyła oprawę wizualną koncertu 100 na 100. Dekady wolności. Fotografowała wydarzenia sportowe, robiła materiały do reklam. Jej fotoreportaże drukowały polskie magazyny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska