Maryna Gąsienica Daniel: - Wszystko jest tutaj inne

Przemysław Franczak, Soczi
Maryna Gąsienica Daniel
Maryna Gąsienica Daniel
Rozmowa z Maryną Gąsienicą Daniel, 20-letnią alpejką z Zakopanego, która sobotnim startem w supergigancie zadebiutuje w igrzyskach olimpijskich.

- Dużo w Pani rodzinie olimpijczyków. Pani jest którym z kolei?
- O rany, ale trudne pytanie. Niech pomyślę... Hmm. Zaraz, zaraz. Szóstym? Nie! Siódmym.

- To musiało być wydarzenie w rodzinie, kiedy zdobyła Pani nominację.
- Pewnie, że tak. Wszyscy mi kibicują, trzymają kciuki. Jak dowiedzieliśmy się, że jadę do Soczi, to była radość. Choć byliśmy też trochę rozdarci, bo nominacji nie dostała moja starsza siostra Agnieszka. Miałyśmy plan, że razem pojedziemy na igrzyska, jak kiedyś nasi dziadkowie, ale nie wypaliło. Szkoda, trochę to przeżyłyśmy.

- Rodzinna tradycja jest jednak kontynuowana.
- Spotkałam się z ciocią, siostrą mojego dziadka, Marysią Szatkowską [narciarka, olimpijka z Cortina d'Ampezzo i Innsbrucku - red.] i ona niesamowicie się cieszyła, że jadę. Zawsze opowiadała mi o igrzyskach. Można powiedzieć, że ja się wśród tych olimpijskich opowieści wychowałam.

- Rzeczywistość dogoniła wyobrażenia?
- Może nawet przegoniła. Byłam na ceremonii otwarcia, niesamowite przeżycie. Jak byłam mała, to o tym marzyłam. Nie ma chyba dla narciarza, sportowca w ogóle, większej rzeczy niż start na igrzyskach.

- Co robi największe wrażenie? Trasy, wioska olimpijska, atmosfera?
- Wszystko. Bo wszystko jest inne od tego, co do tej pory znałam. Mieszkaniem w wiosce olimpijskiej jestem zachwycona. Jest taka fajna energia, entuzjazm.

- Imprezy.
- [śmiech] Jakie imprezy, na żadnej nie byłam.

- Schodzi Pani rano na stołówkę, a tu siedzi Tina Maze i je owsiankę.
- Możliwe.

- Jakie to jest wrażenie?
- To środowisko nie jest duże, my się z tymi dziewczynami znamy. Jak ją widzę, to mówię: "cześć, jak się masz". To nie jest tak, że szepczę do koleżanki: "wow, tam siedzi Tina Maze". To jest normalne wśród zawodników, że każdy ze sobą rozmawia. Jak spotykamy się z Kamilem Stochem, to zawsze zamienimy parę słów. Ale miło się spotkać na stołówce z mistrzem olimpijskim.

- Pokazywał złoty medal?
- Nawet pozwolił potrzymać.

- Widząc coś takiego z bliska zaczyna się jeszcze mocniej marzyć o sukcesach?
- O tak. Przez ten medal Kamila jestem niesamowicie nakręcona. Kiedy twój kolega z reprezentacji osiąga sukces to jest bardzo motywujące. To pokazuje, że można, da się. Trzeba po prostu walczyć. Byłam zresztą na tym konkursie, gdy Kamil wygrywał. Jeszcze nigdy nie przeżywałam takich emocji skokach. Cieszyłam się jak dziecko, kibicowałam. Na igrzyskach czuje się taką silną więź z innymi reprezentantami twojego kraju, trochę jak w rodzinie.

- Jakich rad udzieliła Pani siostra przez wyjazdem?
- Bądź mocna w głowie. Jestem tutaj od początku igrzysk, długo czekam na pierwszy start. Głowa musi być mocna, bo ta atmosfera sprawia, że człowiek mocno się "grzeje". A nie można być nakręconym przez cały czas. Trzeba też umieć się trochę się wyciszyć i wystrzelić na swoich startach.

- Najbardziej nastawia się Pani na gigant?
- Wszyscy próbują mi to wmówić. Tak, to w gigancie jestem najmocniejsza, ale nie czuję presji, że akurat w tej konkurencji musi być najlepszy wynik. W innych też czuję się dobrze. Wiem, że mogę dobrze zjechać supergigant, w slalomie też ostatnio nieźle mi szło.

- Trasy robią wrażenie?
- Oj, robią. Są wymagające, długie, trudne. Ale takie chyba powinny być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska