Maska i Laboratorium - lokale za bezcen

Artur  Janowski
Artur Janowski
Najemcy "Maski", Jacek Szostak i Mariusz Łotocki, twierdzą, że są ofiarami SLD-owskiej mafii. Jak mogą, bronią się przed otwartym przetargiem.
Najemcy "Maski", Jacek Szostak i Mariusz Łotocki, twierdzą, że są ofiarami SLD-owskiej mafii. Jak mogą, bronią się przed otwartym przetargiem.
Najemcy pubów na opolskim rynku mówią, że byli zmuszani do dawania łapówek. Z dokumentów wynika, że "przymuszani" dostali tanio dwa lokale.

W tym roku miną cztery lata, odkąd władze miasta wypowiedziały umowy najmu na oba lokale. Zrobiły to tuż po tym, gdy prokuratura skierowała do sądu pierwszy akt oskarżenie przeciwko poprzednim, SLD-owskim władzom Opola. To z niego wynikało, że panowie z Maski dawali w łapę. W sumie, jak sami wyliczyli, wręczyli różnym osobom 75 tys. zł.

- To był haracz, wymuszony subtelniej niż za pomocą pały bejsbolowej, ale haracz - bronił się Jacek Szostak, jeden z najemców.

Sąd nie dał temu wiary. Skazał obu restauratorów nieprawomocnie za wręczanie łapówek. Ale wielu opolan stanęło po ich stronie. W lutym opolscy radni mają zdecydować, czy panowie wynajmą bezprzetargowo Maskę i Laboratorium. Pod uchwałą w tej sprawie podpisało się 600 osób. Jeśli dokument będzie odrzucony, ratusz wystawi oba lokale na otwarty przetarg dla wszystkich. Sprawdziliśmy, jak wyglądały poprzednie przetargi na te lokale. Warunki mocno sprzyjały najemcom Maski.

Klub upada
Historia zaczęła się w 1997 roku. I bynajmniej nie od przetargu. W miejscu, gdzie dziś działa pub Maska (adres: Rynek 4), dogorywał lokal Klubu Związków Twórczych. Najemcą zadłużonego i zaniedbanego lokalu był KZT, stowarzyszenie skupiające opolskich artystów. Właścicielem, tak jak i dziś, był urząd miasta. W urzędzie nie zachowały się dokumenty, w jaki sposób w KZT ulokowała się nagle Maska.

- My też mamy szczątkowe - przyznaje Marek Krassowski, prezes KZT od 2004 r. - Jedno jest dla mnie pewne. Cała procedura odbyła się z naruszeniem prawa. Kadencja zarządu stowarzyszenia, który wówczas wyraził zgodę na wejście Maski, skończyła się w 1996, czyli rok wcześniej. Nikt jednak wtedy na to nie zważał.
W archiwum KZT jest tylko informacja o zgodzie na przyjęcie oferty Mariusza Łotockiego i Jacka Szostaka. Doszło do niej 17 marca 1997 r. Spółka obu panów wówczas nawet jeszcze nie istniała. Powstała miesiąc później. Jej kapitał zakładowy wyniósł 25 tys. zł.

Zgodnie z umową Łotocki i Szostak mieli początkowo podnająć tylko 20 procent powierzchni KZT. Ich zadaniem było także spłacenie wszystkich długów i opłacanie czynszu za lokal stowarzyszenia. Nie oni jedyni mieli jednak chrapkę na ten lokal. Były także inne oferty, np. najemców John Bull Pub. To inny lokal w Rynku, który cieszył się już wówczas sporą renomą.

- Czemu wybrano ofertę panów bez doświadczenia? Sam chciałbym wiedzieć - mówi Krassowski. - Nie zachowały się żadne dokumenty. Wiem tylko, że ówczesny zarząd KZT w gabinecie prezydenta Pogana spotkał się z panami Łotockim i Szostakiem. Tam wymyślono podnajem lokali, na który musiał wyrazić zgodę urząd. I wyraził.

W ten sposób powstała Maska. Najemcy weszli we władanie obecnej części klubowej (na lewo od wejścia) oraz dużego zaplecza kuchennego. Dalej chcieli się rozwijać. Już w marcu 1998 r. KZT poprosił o przepisanie całej umowy najmu na Szostaka i Łotockiego. Wówczas ratusz odmówił. W 1999 r. spółka Enter, ówczesny zarządca nieruchomości, sama zaproponowała jednak takie rozwiązanie. Na początku roku nieistniejący zarząd KZT zrezygnował z umowy najmu w zamian za obietnicę wynajęcia pomieszczeń w budynku obok.

- To kolejne kuriozum, bo nie dość, że zarząd był przeterminowany to jeszcze podpis jednego z członków ktoś ordynarnie sfałszował - twierdzi Krassowski, który całą sprawę zgłosił na prokuraturę w 2004 r.
Ta odmówiła wszczęcia śledztwa.

Pierwszy przetarg, pierwsze łapówki
Gdy w 1999 r. KZT zrzekł się lokalu, ratusz - zgodnie z obowiązującym prawem - musiał rozpisać na niego przetarg. Tymczasem Szostak i Łotocki często twierdzą, że był to wymysł poprzednich władz miasta, aby ich zmusić do uległości i wymusić łapówkę. Leszek Pogan, ówczesny prezydent, miał im bowiem sugerować, że w każdej chwili może ich wyrzucić z Maski.
Pogan zeznał w prokuraturze, że w tym czasie od restauratorów wziął około 20 tys. zł. Potwierdził to na sali sądowej. Zaprzeczył jednak, aby były to haracze.
- Powiem wprost: chcieli dać, to dali - mówił na rozprawie. - To nie było jednak za wygrany przetarg. Owszem, działa im się krzywda, bo nagle okazało się, że muszą startować w przetargu na lokal, który już wyremontowali i prowadzili. Nie mogłem im jednak pomóc. Mogłem im tylko życzyć, żeby złożyli najlepszą ofertę…
Przyjrzeliśmy się dokumentacji tego przetargu. Okazuje się, że już po posiedzeniu zarządu miasta - którym kierował Leszek Pogan - zmieniono zapisy uchwały dotyczącej skierowania lokalu do przetargu. Na projekcie przygotowanym przez wydział lokalowy i podpisanym przez wiceprezydenta Piotra Kumca ktoś odręcznie dopisał, że przetarg na lokal ma być ograniczony, czyli że nie każdy mógł w nim wystartować. Powód? Jego częścią była kuchnia, a w niej znajdował się specjalistyczny sprzęt. Dlatego w lipcu 1999 r. zarząd miasta zdecydował, że przetarg ograniczony będzie do branży gastronomicznej. Ostatecznie - choć lokal był już bardzo znany - wystartowała w nim jedna firma. Spółka najemców Maski.

- Czemu nikt inny nie startował? - pytamy znanego opolskiego restauratora.
- A widział pan warunki przetargu? - restaurator odpowiada pytaniem na pytanie.
Zajrzeliśmy do tych warunków: zwycięski najemca miał tylko 14 dni - po rozstrzygnięciu sprawy - na pokrycie wszystkich kosztów adaptacji lokalu, jakie ponieśli najemcy Maski.

- Tego warunku nikt w Opolu działający wówczas z branży nie był w stanie spełnić - uważa przedsiębiorca. - Nikt poza panami z Maski, bo oni przecież sami sobie nie musieli płacić. Choć faktem jest, że włożyli w ten lokal mnóstwo kasy i serca.
W przetargu Maska zaproponowała 50 tys. zł za wynajęcie 139 m kw. powierzchni. Nawet jak na tamte czasy to była śmieszna suma.

I zauważyła to także komisja przetargowa. Po zapoznaniu się z ofertą Maski rozstrzygnięcie odłożono o dwa dni.
"Być może ten okres spowoduje, że najemcy podwyższą zaoferowaną kwotę" - można przeczytać w dokumentacji przetargu.

Tak się jednak nie stało. Najemcy Maski podtrzymali ofertę. Mimo wcześniejszych obiekcji komisja ją tym razem przyjęła. Bo nikt inny się nie zgłosił. Nikt inny się nie zgłosił, bo nie miał szansy, by spełnić warunki przetargu. I tu koło się zamyka. Dziś członkowie tej komisji przetargowej zasłaniają się niepamięcią.

- Zwlekanie z ogłoszeniem zwycięzcy nie było czymś wyjątkowym - przekonuje Antoni Chorzewski, były radny SLD, który był wówczas członkiem wielu komisji przetargowych. - Zarząd miasta miał czasem wobec jakiegoś lokalu wizję i często chodziło o danie czasu potencjalnemu najemcy na sprecyzowanie swojej oferty. Czasem było też tak, że decyzję podejmowało się szybko, bo ratusz nie chciał, aby lokal nie stał pusty w czasie festiwalu. Może i tak było w tym przypadku?

Osiem tysięcy za lokal
Nie tylko przetarg ma Maskę budzi wątpliwości. Gdy jesienią 2003 r. obok Maski otwarto pub Laboratorium (parter kamienicy Rynek 5 - 6) wielu najemców sąsiednich nieruchomości było mocno zaskoczonych.

- Panowie z Maski nigdy nie ukrywali, że chcą go w przyszłości zagospodarować, ale wydawało nam się, że urząd miasta zrobi na to jakiś przetarg - opowiadał mi wówczas jeden z najemców.

I przetarg się odbył, ale w taki sposób, że wygrać mogli go tylko najemcy Maski. Zaczęło się od tego, że w czerwcu 2002 roku zarządzająca nieruchomością spółka Enter zaproponowała scalenie lokali biurowych na parterze i wystawienie ich do przetargu.
Kluczem do sukcesu była... ubikacja. Enter zasugerował, że ze względu na brak ubikacji przetarg trzeba ograniczyć do najemców budynku, w którym pomieszczenia mieli także najemcy Maski.

Brak ubikacji wymyślono na potrzeby tej transakcji. Z inwentaryzacji parteru kamienicy wynika niezbicie, że w WC nie brakowało nawet sedesu. Możliwość stworzenia osobnego lokalu z osobna ubikacją w rzeczywistości istniała, ale nie w papierach.

Co ciekawe, gdy doszło do przygotowania przetargu, tak jak w przypadku Maski, znów doszło do zagadkowej zmiany uchwały zarządu miasta. Początkowo - według pierwszego projektu dokumentu, przygotowanego przez służby wiceprezydenta Piotra Kumca - przetarg miał być nieograniczony. Ostatecznie już po obradach zarządu, któremu przewodniczył nie Pogan, lecz ówczesny prezydent Piotr Synowiec, warunki określono jak dla przetargu ograniczonego tylko do najemców budynku.
Dlatego obok Maski w przetargu mogły stanąć tylko takie "tuzy lokalnego biznesu" jak Stowarzyszenie Architektów Polskich, Związek Literatów Polskich oraz inne organizacje społeczne, które od lat zajmowały pomieszczenia w kamienicy 5-6 i nie śmierdziały groszem. Wynik był z góry wiadomy: do przetargu stanęli jedynie najemcy Maski.

Szostak i Łotocki zaproponowali 8 tys. zł za wynajem ponad 88-metrowego lokalu. (Potem okazało się, że lokal faktycznie miał 119 metrów. Nie wiadomo, jak to się stało, że ktoś aż tak się "pomylił" przy obmiarze).

Osiem tysięcy złotych za lokal w Rynku w Opolu to były śmieszne pieniądze. Nikt w historii miasta nie zapłacił tak niewiele za wynajęcie tak atrakcyjnego miejsca w centrum. Dla porównania: najemcy nieistniejącej już Czerwonej Oberży za podobny lokal wpłacili do kasy miasta 10 razy tyle.

Dopiero potem najemcy Maski przyznali się w prokuraturze, że w tym czasie wręczali łapówki. Swoją dolę miał dostać wiceprezydent Kumiec, Remigiusz Promny (szef wydziału przetargów w ratuszu) oraz Pogan. Temu ostatniemu 15 tys. złotych zanosili już w kopercie do gabinetu wojewody. Ale nawet gdy doliczyć do kosztów te łapówki, to i tak był dla Łotockiego i Szostaka interes życia.

Dotarliśmy do Piotra Kumca. Uśmiecha się pod nosem, gdy słyszy o haraczach. Kiedyś do znajomości z obu panami i kufla na piwo z nazwiskiem, który wisiał w Masce, nie przyznawał się. Dziś o Szostaku i Łotockim mówi: - To byli moi znajomi.
- Jakie wymuszanie? Sami szukali kontaktu, przychodzili, prosili o rozmowę o przetargu na Laboratorium - twierdzi Kumiec.

Przed sądem stwierdził, że obaj panowie nalegali na to, aby wziął od nich 5 tys. zł za wsparcie przy przetargu. Już po tym, jak wygrali, wziął kolejne 20 tys. zł.
- Pieniądze przyjąłem i oddałem na opolski żużel - opowiadał sędziemu Kumiec.
Teraz mówi tak: - Można mi przypisać wiele, ale akurat nie możliwość wyrzucenia najemców Maski. Bez ważnych powodów nie mógł tego zrobić nikt. Od razu by się podniósł raban, tak jak to dzieje się obecnie. To nie był Dziki Zachód.

Łapówkarze blisko SLD
Najemcy Maski widzą to inaczej. W ich ocenie byli ofiarami czerwonej, SLD-owskiej mafii. Ale nie zawsze tak było. Prokuraturom mówili o łapówkach. Przed procesem ich adwokat mówił o "systemie odwdzięczania się", który wówczas panował w ratuszu.

- Płacili po przetargach, byli ofiarą systemu - przekonywał mecenas Zbigniew Konowalczuk, który teraz mówi, że jego klienci płacili haracze. - Moim zdaniem ze sprawy tych dwóch lokali prezydent Zembaczyński zrobił sobie pokazówkę.
Dziś jedyną nadzieją najemców, którzy bronią się przed otwartym przetargiem, jest uchwała o bezprzetargowym wynajęciu obu lokali. Restauratorzy wykorzystali możliwość złożenia uchwały obywatelskiej, pod którą podpisało się 600 osób. Wcześniej pod listem z poparciem dla nich podpisało się 3 tysiące osób.
W lutym uchwała może stanąć na sesji. Będzie to możliwe dzięki zmianom przepisów, które inicjatywę bezprzetargowego wynajęcia lokali pozostawiały do tej pory tylko w gestii prezydenta.

Zmianę - która będzie omawiana na sesji 24 stycznia - zaproponowali Andrzej Namysło, przewodniczący rady miasta z SLD w latach 1994 - 1998, a obecnie szef klubu LiD, oraz Halina Żyła, dziś radna LiD, która w latach 1998 - 2002 była członkiem zarządu miasta z ramienia SLD.
To z nią najczęściej spotykają się obecnie najemcy Maski. Halina Żyła, która przygotowała uchwałę, nie widzi w tym nic złego.
- Trafili do mnie na końcu, wcześniej kolędowali po wszystkich radnych - tłumaczy radna. - Przyszli na mój dyżur radnego w ratuszu jako mieszkańcy. Nie mogłam im odmówić. To tacy sami ludzie jak inni opolanie. I jeszcze coś. Ja poznałam ich dopiero teraz.

- W Opolu mamy smutny serial pt. "Przychodzi łapówkarz do radnego", którego finałem będzie skandaliczne załatwienie dla łapówkarzy najlepszych lokali w mieście bez przetargu - komentuje tę sytuację Janusz Kowalski, były radny i wnioskodawca wypowiedzenia restauratorom umów najmu. - Pani Żyła współdecydowała kilka lat temu o "sukcesie gastronomicznym" tych panów - dziś znowu dzieli przedsiębiorców na lepszych i gorszych. Ta sprawa kompromituje Opole.

Kowalski przypomina jeszcze coś. LiD chce umożliwić głosowanie uchwały ws. Maski, argumentując, że to obywatelska uchwała i prezydent nie można jej blokować, tak jak zrobił to pod koniec ubiegłego roku.

- Coś im się odwidziało, bo gdy w poprzedniej kadencji zaproponowałem wprowadzenie możliwości składania uchwał przez mieszkańców, to przeciwko było właśnie SLD - podkreśla Kowalski, lider stowarzyszenia Stop Korupcji. - Co się takiego stało, że nagle lewica zapałała miłością do obywatelskich uchwał?
Żyła na chwilę milknie, gdy słyszy od nas to pytanie. Szybko jednak ripostuje. Przypomina, że to prezydent Ryszard Zembaczyński zgłosił w ubiegłym roku uchwałę o bezprzetargowym wynajęciu obu lokali. Wycofał się z niej pod wpływem radnych Stop Korupcji, którzy zapowiedzieli m.in. pikiety pod ratuszem.

- Nikt o tym, że prezydent miał taki pomysł, nie chce pamiętać, tylko nas chcecie łączyć z Maską - twierdzi Halina Żyła.

Prezydent jest zmęczony
Ryszard Zembaczyński zaproponował faktycznie taką uchwałę. Urząd tłumaczył ją wówczas setkami podpisów pod listami poparcia dla restauratorów, które trafiły do ratusza. Gdy w 2004 r. urząd wypowiadał umowy najmu pubom, w świadomości publicznej najemcy byli łapówkarzami. Dziś niemal nikt nie pamięta, jakie były okoliczności przetargów.

Najemcy stali się ofiarami, które ratusz chce bezpodstawnie wyrzucić z lokali. Masce wygasła już koncesja na alkohol, a dla Laboratorium skończy się na początku lutego. Jako że najemcy nie mają umów najmu, na nowe koncesje nie mają szans. Bez alkoholu oba puby upadną.

- Mogą zniknąć dwa najlepsze lokale w mieście, a tego nam ludzie nie darują - przyznaje nieoficjalnie jeden z wysokich urzędników ratusza. - Sprawy sądowe trwają bez końca i prezydent jest tym wszystkim zmęczony. Pytanie, czy było warto, pada dosyć często.

Ratusz sam wpadł również w pułapkę niekonsekwencji. Umowy wypowiedziano Masce i Laboratorium, a drogerii Rossmann, choć dostała lokalizację dzięki łapówkom, już nie. To mocny argument dla adwokatów najemców Maski.
W urzędzie panuje przekonanie, że radni zgodzą się na uchwałę o bezprzetargowym wynajmie obu lokali. Prezydent, który najchętniej cofnąłby czas w tej sprawie, nie będzie specjalnie ubolewał, choć oficjalnie powie: jest mi przykro.
Wkrótce do najemców fortuna znów może się uśmiechnąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska