Masz sześć sekund. Nie zgasisz - uciekaj!

Artur Karda
Wczoraj na wyspie Pasiece w Opolu doszczętnie spłonął osobowy polonez. Ogień w komorze silnika próbowano stłumić dwiema kilogramowymi gaśnicami. Nie zadziałała żadna.

Dochodziła godzina 9.00, kiedy Maciej Bogucki, dekarz z Krapkowic, swym czerwonym polonezem jechał ulicą 11 Listopada. - Nagle spod maski auta buchnął dym. Zjechałem na chodnik, wyskoczyłem z wozu i rzuciłem się do bagażnika po gaśnicę - opowiada Bogucki.
Dekarz chciał otworzyć klapę silnika, ale była zbyt gorąca. Próbował więc opanować ogień, przykładając wylot gaśnicy do kratki wlotu powietrza do silnika. Ta jednak nie zadziałała. Nie udało się również użyć drugiej gaśnicy, z którą podbiegł do poloneza Krzysztof Kowalczyk, kierowca pogotowia wodociągowego, przejeżdżający akurat ulicą.

- Gaśnica sypnęła proszkiem może przez sekundę. Potem się zacięła. Naciskałem zawór, ale już tylko "pluła" leniwym strumieniem - relacjonuje Kowalczyk.
Później wszystko działo się błyskawicznie. Ogień z łatwością zajął cały przód pojazdu i przez pękniętą szybę rozprzestrzenił się na siedzenia. Pożar ugasili dopiero strażacy.
- Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że gaśnica z naszego wozu służbowego nie zadziałała. Przecież jest nowa, wyprodukowana w kwietniu ubiegłego roku - mówi zdumiony Krzysztof Kowalczyk z pogotowia wodociągowego.
- Jeśli gaśnica jest właściwie konserwowana, powinna być sprawna - uważa kapitan Paweł Kielar, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Opolu. - Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji mówi o obowiązku przeprowadzania konserwacji podręcznego sprzętu gaśniczego nie rzadziej niż raz w roku.
Jeszcze bardziej zapobiegliwi są niektórzy producenci gaśnic, zalecając przeglądy sprzętu nawet dwa razy w roku. Dokonują ich autoryzowane firmy konserwujące. Podczas przeglądu fachowcy oglądają gaśnicę, upewniając się, czy nie ma ona uszkodzeń, oraz sprawdzają, czy nie straciła ciśnienia.
- Z kolei konserwację gaśnicy przeprowadza się po trzech lub pięciu latach od jej wyprodukowania, w zależności od fabryki, z której pochodzi - opowiada Jan Muszyński, konserwator sprzętu ppoż. z Opola. - Wtedy trzeba rozebrać gaśnicę, wysypać z niej proszek, przesiać go, a następnie ponownie napełnić zbiornik, nabić go azotem lub zamontować nabój z dwutlenkiem węgla.

Zdaniem fachowców jedynie terminowo przeprowadzane przeglądy gaśnic mogą dać nam pewność, że w razie pożaru sprzęt zadziała. Wielu kierowców mylnie odczytuje zamieszczane na gaśnicach informacje o terminie ich ważności (zwykle 3-5 lat). Jest to data konserwacji, czyli generalnego przeglądu gaśnicy, nie zwalnia więc ona użytkownika z obowiązku zanoszenia gaśnicy do zwykłego przeglądu raz lub dwa razy w roku.

Gaśnica działa jak syfon
Mirosław Orłowski, specjalista z jednostki certyfikującej wyroby w Centrum Naukowo-Badawczym Ochrony Przeciwpożarowej w Józefowie pod Warszawą:
- Gaśnica jest elementem mającym wpływać na bezpieczeństwo w samochodzie. Tak jak apteczka nie służy do ratowania osoby, która wpadła pod rozpędzony samochód, tak gaśnica nie jest sprzętem przeznaczonym do gaszenia pożaru - a jedynie do tłumienia początkowej fazy jego rozwoju. W naszym centrum nie sprawdzamy ich, gasząc pożary w komorach silnika, ale testujemy je w warunkach laboratoryjnych, uwzględniając normy europejskie. W naszej opinii gaśnica jest sprawna, jeśli ugasi pożar ośmiu litrów paliwa rozlanego na tacy o średnicy pół metra lub pożar drewnianego stosu o kubaturze pół metra kwadratowego.
Problem nieskuteczności gaśnic bierze się z nieumiejętnego obchodzenia się z nimi przez użytkowników. Proszek należy podawać pod lekko uchyloną maskę, by do komory silnika nie dostało się powietrze i aby proszek mógł skutecznie działać. Inne błędy polegają na złym trzymaniu gaśnicy. Ona działa jak syfon, więc zawsze należy jej używać w pozycji zaworem do góry. Jej odwrócenie czy nawet lekkie przechylenie sprawia, że gaz ucieka, a proszek zostaje w środku.

- Zanim gaśnica wyjedzie z naszej fabryki, przechodzi wieloetapową kontrolę - wyjaśnia Robert Chrobot, szef kontroli jakości w Grodkowskich Zakładach Wyrobów Metalowych SA, jednego z największych w Polsce producentów sprzętu przeciwpożarowego (grodkowska fabryka nie jest wytwórcą gaśnic, które nie zadziałały podczas wczorajszego pożaru poloneza w Opolu). - Z naszej fabryki nie wyjedzie żaden zbiornik ciśnieniowy, który nie będzie miał świadectwa dopuszczenia do użytku przez Centralne Laboratorium Urzędu Dozoru Technicznego. Również sam proszek gaśniczy posiada odpowiedni atest. Z kolei kompletne gaśnice badane są przez Centrum Naukowo-Badawcze Ochrony Przeciwpożarowej, gdzie po pozytywnych próbach otrzymują certyfikat ważny na okres do 5 lat.
Pracownicy kontroli jakości w grodkowskich zakładach sprzętu gaśniczego sprawdzają działanie jednej wybranej losowo gaśnicy z każdej partii (partia liczy średnio od 500 do 1000 sztuk).
- Gwarantujemy jakość naszych wyrobów. Prawdopodobieństwo, by gaśnica, z którą klient obchodzi się w należyty sposób, nie zadziałała, jest bardzo niskie. Reklamacje naszych gaśnic to przypadki jednostkowe w skali lat - twierdzi Chrobot. - Trzeba jednak pamiętać, że fakt, iż gaśnica nie zadziałała, nie musi wynikać z winy producenta. Może się on wiązać z nieodpowiednią obsługą urządzenia lub zwykłym niedbalstwem jej użytkownika.
Tę opinię potwierdza konserwator gaśnic Jan Muszyński.
- Co dziesiąta kontrolowana przeze mnie gaśnica jest niesprawna, ale głównie dlatego, że to kierowcy nie podchodzą do nich z szacunkiem. Nie pamiętają o przeglądach, wożą je luzem w bagażniku, narażając na uderzenia, które mogą powodować rozszczelnienie zbiornika lub zbrylenie proszku gaśniczego - wylicza konserwator. - Znam nawet przypadki, w których gaśnica wskutek wstrząsu zdetonowała w bagażniku.
Muszyński przyznaje, że niewielu kierowców z własnej woli przywozi gaśnice do przeglądu. Zwykle przychodzą ludzie przyłapani przez policję.
Zdaniem podinspektora Jacka Zamorowskiego, naczelnika wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu, patrole coraz rzadziej stwierdzają brak gaśnic w autach. Wynika to stąd, że od kilku lat producenci samochodów seryjnie montują je w wozach. Prawdziwą plagą jest natomiast nieprzestrzeganie terminów przeglądów.

- W co szóstym kontrolowanym przez nas pojeździe stwierdzamy brak legalizacji gaśnicy przez konserwatorów sprzętu ppoż. - informuje aspirant Helmut Musioł, naczelnik "drogówki" w Komendzie Powiatowej Policji w Kędzierzynie-Koźlu.
Grozi za to mandat do 50 złotych. Kodeks drogowy dość mętnie określa, że gaśnica powinna znajdować się w miejscu "łatwo dostępnym". Większość kierowców trzyma ją w bagażniku. Nie przeczy to przepisom, ale zdrowemu rozsądkowi.
- Często zanim zdążymy otworzyć kufer, auto już stoi w płomieniach. Dobrze radzę, by gaśnicę wozić w okolicach fotela, najlepiej umieszczając ją w uchwycie - podpowiada aspirant Musioł.
Szef wojewódzkiej "drogówki" Jacek Zamorowski w ogóle ma wątpliwości, czy wożone przez kierowców gaśnice proszkowe są skuteczne w tłumieniu ognia w samochodach.

- Kilka lat temu gasiłem pożar silnika małego fiata. Oprócz mnie w akcji było kilku innych kierowców i w sumie cztery czy pięć gaśnic. Ogień przygasł, ale po chwili znów buchnął - opowiada Zamorowski. - Z pożarem poradził sobie dopiero wóz strażacki: lunął z agregatu, zalewając pianą całego "malucha".
Kapitan Paweł Kielar z opolskiej straży pożarnej przyznaje, że ugaszenie pożaru samochodu przy pomocy 1-kilogramowej gaśnicy proszkowej to sztuka granicząca z cudem. Małe gaśnice mają minimalny czas gaszenia 6 sekund.

- Ogień w samochodzie najczęściej pojawia się w komorze silnika. To takie miejsce, w którym pożar rozprzestrzenia się błyskawicznie - tłumaczy kapitan Kielar. - Nawet przy tłumieniu powstającego dopiero pożaru trzeba mieć sporo umiejętności i jeszcze więcej szczęścia. Jeśli nam się nie uda, pozostaje tylko odejść od auta i czekać na strażaków.

PS. Imię i nazwisko poszkodowanego kierowcy poloneza na jego prośbę zostało zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska