Maszt krótkofalowców na Kopie Biskupiej. Radioamatorzy proszą o wsparcie Straż Graniczną

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Budka i ławki przed budką radioamatorów są atrakcją dla wszystkich turystów, odwiedzających Kopę.
Budka i ławki przed budką radioamatorów są atrakcją dla wszystkich turystów, odwiedzających Kopę. Krzysztof Strauchmann
Trzeszczy na falach radiowych nadawanych ze szczytu Kopy Biskupiej. I to nie dlatego, że maszt radiowy się popsuł. Zazgrzytało pomiędzy instytucjami.

Kopa Biskupia to na całej Opolszczyźnie najlepsze miejsce do nadawania na radiowych falach. Ponad 900 metrów nad poziomem morza, żadnych przeszkód terenowych aż do Opola i dalej.

Walory szczytu Kopy Biskupiej odkryli radioamatorzy, którzy w latach 80-tych XX wieku przynieśli tu kawałek rury i wkopali w ziemię, żeby maszt do nadawania był wyższy. Żeby nie moknąć w deszczowe noce zbudowali obok drewnianą budkę.

- Pytaliśmy wtedy o zgodę Wojska Ochrony Pogranicza, Nadleśnictwo Prudnik i dyrekcję Parku Krajobrazowego Góry Opawskie. Wszyscy byli za – wspomina Andrzej Perucki, radioamator z Głuchołaz. – WOP dał nawet drewno na budowę budki i pomagał w transporcie.

W kolejnych latach maszt został przebudowany na wyższy i stabilniejszy. Pomagali radioamatorzy z Czech, którzy dostarczyli liny i kotwy do ustabilizowania konstrukcji. Z Czech puszczono też przez granicę kabel z zasilaniem w energię.

Wszystko budowano społecznie, za cichą zgodą instytucji. Formalnie jednak nikt ani wtedy, ani później nie uzyskał pozwolenia na budowę oraz umowy z nadleśnictwem o udostępnieniu terenu.

Maszt jednak pełni ważną rolę, nie tylko dla amatorów krótkofalarstwa. W sytuacjach kryzysowych zapewnia łączność całej południowej Opolszczyzny i sąsiednich terenów w Czechach.

Ktoś jednak napisał donos do Nadleśnictwa Prudnik i nadleśnictwo zaczęło sprawę wyjaśniać. Nadleśniczy z Prudnika wystąpił do związku krótkofalarzy o uregulowanie prawa do zajmowanego terenu, na przykład poprzez podpisanie z lasami państwowymi umowy użyczenia czy dzierżawy.

Chce też, aby budowla została zalegalizowana przez nadzór budowlany. Procedura jest możliwa do przejścia, choć skomplikowana i kosztowna, bo wymaga sporządzenia dokumentacji.

Na kolejnym etapie sam Minister Środowiska będzie też musiał wydać zgodę na wyłączenie skrawka terenu z produkcji leśnej. Problem w tym, że krótkofalowcy nie mają pieniędzy, żeby to wszystko przeprowadzić.

- Pewną furtkę daje nam ustawa o ochronie granic, bowiem maszt i budka znajdują się w pasie drogi granicznej – tłumaczy Andrzej Perucki. – Jeśli komendant Śląskiego Oddziału Straży Granicznej uzna, że jest to urządzenie niezbędne dla ochrony granic, to wtedy zostanie ono wyłączone spod jurysdykcji cywilnej i będzie mogło dalej funkcjonować. Tak jak czołgi, które też nie potrzebują cywilnych badań technicznych.

Zarząd opolskiego okręgu Polskiego Związku Krótkofalowców napisał do komendanta SG w Raciborzu taki wniosek. Czekają na odpowiedź.

- Nam ten obiekt nie przeszkadza w gospodarce leśnej. Nikt nie chce go burzyć. Chcemy tylko, żeby został zalegalizowany – komentuje Jarosław Myśliński, nadleśniczy Nadleśnictwa Prudnik. – Obiekt był rozbudowywany stopniowo i pewnie dlatego nikt wcześniej nie zauważył problemu. Teraz jednak jest imponujący i nie możemy udawać, że go nie widzimy. Będziemy szukać rozwiązań.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska