Matura ustna. Mów głupio, byle z tezą

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Matura staje się tak banalna, że powoli przestaje być jakimkolwiek sitem na studia.
Matura staje się tak banalna, że powoli przestaje być jakimkolwiek sitem na studia. Mariusz Kapała/Polska Press
Ustny egzamin maturalny z polskiego okazał się banalnie prosty. Wystarczyło po prostu mówić. Uczniowie zdający po południu mieli szansę na wyższe oceny, bo... znali wszystkie pytania.

Poloniści proszeni o komentarz do zakończonych właśnie ustnych matur z polskiego - po raz pierwszy w nowej formule - przytaczają słynną anegdotę z Hłaski o Sierzputowskim, który zapytany przez nauczyciela, z czym mu się kojarzy chusteczka, odpowiedział, że z dupą. Dlaczego z dupą? - zdziwił się nauczyciel. - Bo mnie się wszystko z dupą kojarzy - odparł uczeń.

Podstawowa nowość tegorocznej matury polega na omówieniu tematu nie tylko na podstawie przytoczonego w zadaniu tekstu kultury, ale także odniesienie do własnych doświadczeń - przeczytanych książek, obejrzanych filmów. Sukces odnosi ten, kto wpadnie na jakiekolwiek skojarzenie.
- Strasznie się bałem tego egzaminu. Okazało się jednak, że wcale nie musiałem znać lektur ani środków stylistycznych. Wystarczyło postawić tezę, nawet głupią, i konsekwentnie ją udowadniać - mówi Tomek z Opola. - Dostałem zadanie na temat perswazji. Opowiadałem m.in. o reklamach i kampanii wyborczej.

- Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle - wzdycha Joanna Raźniewska, polonistka, dyrektor III LO w Opolu. - W założeniu miała to być erudycyjna wypowiedź, świadcząca o świadomym poruszaniu się w kręgu kultury wysokiej. Tymczasem to, co się odbywa, trudno nazwać egzaminem dojrzałości z języka polskiego. Kompletnie brakuje tu jakichkolwiek kryteriów. To raczej egzamin z umiejętności znalezienia się w rozmowie o kulturze.

Wiedzy historycznoliterackiej i analityczno-formalnej nie sprawdzał, bo zadania nawet nie odnosiły się do kanonu lektur, a z pytaniami "językoznawczymi" (nauczyciele nalegają na ten cudzysłów) można było sobie poradzić, odnosząc się po prostu do własnego doświadczenia życiowego. Można było też w jednym zdaniu zestawić arcydzieło literatury z telenowelą lub odwołać się do "Akademii Pana Kleksa" i "Dzieci z Bullerbyn" (przypadek w jednej z opolskich szkół). Nowy egzamin obejmuje wiedzę z całego procesu edukacyjnego, więc kto zabroni 19-latkowi mówić o lekturach z jego pierwszego etapu.

Pytania znane od rana

Na każdy dzień w całej Polsce przypadał inny zestaw pytań. Zestaw nieduży, liczący ok. 20 zagadnień. Uczniowie błyskawicznie wrzucali je do sieci. - Egzamin zdawałam o 9.45. O godz. 9 znałam już 17 pytań z zestawu dnia. To za mało czasu, by się nauczyć czegoś od zera, ale wystarczająco dużo, by przygotować sobie hasła do wypowiedzi - mówi Karolina z Kędzierzyna.

W jeszcze lepszej sytuacji byli maturzyści, którzy zdawali egzamin ustny w sesji popołudniowej. Mieli czas, by opracować wszystkie zagadnienia, zwłaszcza że w internecie natychmiast pojawiały się też syntetyczne omówienia z przykładami, tytułami, cytatami.

- To skandaliczna wpadka Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Stare zgredy potraktowały młodych jak osły i nie doceniły potęgi internetu - mówi nauczyciel z Opola.
Sprawę bagatelizuje minister edukacji, która powiedziała w mediach, że to przede wszystkim sprawdzian umiejętności budowania wypowiedzi i że nie decyduje on o przyjęciu na studia. - Wszyscy lekceważą ten egzamin - ubolewa Joanna Raźniewska.

Rzecz jest tym bardziej bulwersująca, że identyczna sytuacja była już przed rokiem na egzaminie zawodowym w technikach. Po południu uczniowie dostawali wyższe oceny, bo znali pytania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska