Mąż Cię bije? Uciekaj! Dostaniesz wsparcie

Lina Szejner
Ciągle zbyt mało prześladowanych kobiet jest skłonnych sobie pomóc.
Ciągle zbyt mało prześladowanych kobiet jest skłonnych sobie pomóc. Freeimages.com
Przemoc jest ustawowo ścigana. Kobieta bita przez męża naprawdę może liczyć na pomoc - schronienie dla siebie i dzieci, wsparcie finansowe, darmowe porady prawne. Dlaczego więc, mimo to, rocznie aż 150 kobiet traci życie z rąk domowego oprawcy?

Mąż po raz pierwszy zbił Jadwigę w kilka lat po ślubie. Ona nie pamięta już nawet za co. Od razu wezwała policję. Przyjechali. Nawet się nie wypierał. Przyrzekł poprawę i, o dziwo, przez parę lat to się nie powtórzyło. Często machał jej pięścią przed nosem, ale się powstrzymywał, bo groziła, że wezwie policję. Wtedy mieszkali jeszcze w bloku. Policyjny samochód na dużym osiedlu nie wzbudził sensacji. Nie wiadomo przecież, do kogo i w jakiej sprawie przyjechali stróże prawa.

Wszystko się zmieniło, kiedy przeprowadzili się do własnego domu. Mieli za sąsiadów spokojnych ludzi na stanowiskach. Gdy już tam mieszkali, a mąż ją pobił, nie wezwała policji. Wstydziła się, że wszyscy zaczną ich wytykać palcami. Wtedy poczuł się bezkarny. Bił i kopał, gdy tylko miał zły humor. Cicho i bez śladów, bo - jak mówił - wie jak to robić, żeby nie było widać. Nie skarżyła się nawet najbliższym. Kto by uwierzył, że on, dobry fachowiec, uczynny sąsiad, lubiany w środowisku, w domu zmienia się w brutalne zwierzę.

Tak mijały lata. Barbara doczekała emerytury, kiedy ją pobił do nieprzytomności. Trafiła do szpitala ze złamana ręką (bo ją przytrzasnął drzwiami, gdy chciała uciekać), rozciętym łukiem brwiowym, złamana kością udową i łonową (to od kopniaków). Dopiero w szpitalu postanowiła zmienić życie, odejść, bez żalu rozstać się z domem i ogrodem. Rekonwalescencja w kilku placówkach służby zdrowia trwała długo. W tym czasie mąż zginął w wypadku samochodowym. Była wolna.

- Ten przypadek jest bardzo typowy - uważa Barbara Leszczyńska, kierowniczka Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla ofiar przemocy MOPR i przewodnicząca zespołu interdyscyplinarnego. Kobiety wstydzą się nawet najbliższej rodzinie i znajomym przyznać do tego, że mąż je bije. Czują się gorsze, mają żal do siebie o to, że tak źle wybrały towarzysza życia. W znoszeniu takiej sytuacji pomaga im nadzieja na to, że on się zmieni, że z upływem lat zmądrzeje i złagodnieje... Dlatego tak trudno właściwie ocenić rozmiary zjawiska domowej przemocy. Kobiety nie mówią o tym nawet matkom. Zresztą te często radzą przeczekać, wytrwać, nie burzyć rodziny. Jest jeszcze i taki problem, że kobiety boją się wzywać na pomoc policję, bo jeśli ta „zapuszkuje” oprawcę na 48 godzin albo zawiezie do izby wytrzeźwień, on po wyjściu robi się jeszcze bardziej agresywny. Bije dodatkowo, „za karę”.
Kolejny problem stanowi zachowanie społeczeństwa wobec domowych agresorów. Zwykle są to mężczyźni, którzy z dobrym skutkiem dbają o swoją opinię, lubiani, skorzy do pomocy sąsiadom. Trudno byłoby uwierzyć, że mają dwie twarze.

Niebieska karta, która funkcjonowała od dekady, w poprzednim kształcie nie spełniała swojej roli. O przemocy czytano tylko w sprawozdaniach pracowników socjalnych i doraźnych interwencji policji. Kobiety nie mogły liczyć na rzeczywistą pomoc państwa. Często zdarzało się, że chroniąc życie własne i dzieci, opuszczały mieszkanie, gnieżdżąc się w ciasnocie u rodziny, a w mieszkaniu rezydował oprawca i nikt nie był w stanie doprowadzić do tego, by to on się za karę wyprowadził.

W 2010 r. znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu przemocy domowej rozszerzyła krąg osób zobowiązanych do realizacji procedury niebieskiej karty - dokumentu, który - mówiąc najogólniej - ma przeciwdziałać patologicznym zjawiskom i pomagać ofiarom. Pomagać skuteczniej.

W praktyce odbywa się to tak: kiedy policja, lekarz lub pracownik socjalny założy sprawcy przemocy niebieską kartę, w ciągu kilku dni zbiera się zespół interdyscyplinarny, który zaprasza na posiedzenie ofiarę przemocy i opracowuje doraźny plan pomocy. Chodzi o konkrety: gdzie umieścić kobietę z dziećmi żeby nie były narażone na niebezpieczeństwo, jaki zaoferować rodzaj pomocy finansowej (zasiłek, obiady w szkolnej stołówce, a czasem odzież i przedmioty codziennego użytku, bo kobieta ucieka, zostawiając dorobek). Od razu też ustala się spotkania z psychologiem, a także prawnikiem, który pomoże dochodzić praw do mieszkania i alimentów.
To nie przemoc rośnie, ale odwaga

Intencje ustawodawców są czytelne - mówi Barbara Leszczyńska - ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Zespół interdyscyplinarny składa się z 14 osób, m.in. przedstawicieli wydziału oświaty, ochrony zdrowia, policji, prokuratury, pomocy społecznej i innych. Ustawa nakazywała, aby każda z osób była pisemnie zawiadomiona o terminie posiedzenia, a jego przebieg był protokołowany. Notatka powinna też zostać sporządzona z każdego spotkania z psychologiem, pedagogiem czy pracownikiem socjalnym, a także z wizyty w domu, w którym dochodzi do przemocy. Protokół jest też konieczny nawet w sytuacji, kiedy osoba zawiadomiona o spotkaniu z jakichś przyczyn z niego rezygnowała. Problem został więc od razu mocno zbiurokratyzowany. Każdy ruch musiał pozostawić ślad w papierach. Trzeba było czasu, aby przepisy przystosować do życia. Dziś organizacją posiedzeń i prowadzeniem dokumentacji NK zajmuje się wydzielony zespół pracowników Ośrodka Interwencji Kryzysowej MOPR. A jest co robić. W ubiegłym roku założono w Opolu 245 niebieskich kart, a w tym (do września) już prawie 300. Najwięcej ich zakłada policja oraz pracownicy socjalni. Odbyło się prawie 1000 posiedzeń zespołu interdyscyplinarnego.

- Nie znaczy to, że rośnie przemoc - interpretuje statystykę Barbara Leszczyńska, rośnie liczba kobiet, które zbierają się na odwagę, by walczyć o spokojne życie. To skutek zmian, które zaszły w ostatnich latach, gdy idzie o pomoc ofiarom. Jest natychmiastowa, konkretna i długofalowa. Coraz więcej kobiet o tym wie, ale ciągle zbyt mało decyduje się, by z niej skorzystać.
W siedzibie Ośrodka Interwencji Kryzysowej przy ul. Małopolskiej w Opolu ktoś dyżuruje przez cały dzień, aż do 20.00. To właśnie jest miejsce, do którego najpierw trafiają kobiety uciekające przed domowymi oprawcami.

- Mamy do dyspozycji pokój, gdzie można przenocować - mówi Tamara Tymowicz, szefowa ośrodka. Są najniezbędniejsze do życia przedmioty, trzymamy nawet pampersy dla niemowlaków i mleko w proszku. Kiedy kobieta otrząśnie się już z pierwszego szoku i poczuje bezpieczna, razem z nią ustalamy, co dalej. Jeśli nie ma gdzie wrócić, kierujemy ją po sąsiedzku, do SOW, w którym na kilka miesięcy może znaleźć schronienie 15 osób. Od pierwszego dnia pobytu staramy się wzmocnić psychicznie kobiety, by zrozumiały, że najgorsze za nimi, a teraz potrzebna im siła woli, by zorganizować sobie i dzieciom życie od nowa. Pomagają w tym systematyczne rozmowy z psychologiem, ale i świadomość, że ktoś odpowiednio nimi pokieruje, wskaże prawne możliwości wyegzekwowania alimentów i mieszkania. Jeśli to ostatnie jest niemożliwe, kobieta może liczyć na schronienie w „Szansie”, pomoc w zdobyciu pracy i mieszkania komunalnego.

Przykładem na to, że można odbić się od dna, jest Karina (imię zmienione). Uciekła z podopolskiej wsi od męża oprawcy w środku mroźnej, styczniowej nocy. Wzięła ze sobą czworo dzieci i reklamówkę z rzeczami. Na kilka dni schroniła się u siostry, a następnie trafiła do opolskiego SOW.

Rozmawiałam z nią po kilku latach, które przemieszkała wraz z dziećmi w „Szansie” na krótko przed wyprowadzką do własnego mieszkania. W niczym nie przypominała zastraszonej, zaniedbanej kobiety, jaką była. Znalazła pracę, powoli kupowała meble, które mogła przenieść pod własny dach. Jej niepełnosprawna córka zyskała wiele, bo we wsi nie było możliwości, by ją rehabilitować. Pozostałe dzieci po bardzo trudnym okresie adaptacji w zupełnie nowym mieście stały się otwarte i bardziej pewne siebie. Kiedy przyjechali do Opola, Karina ani na chwilę nie mogła zostawić ich samych. Wszędzie chodziły z matką - do sklepu i urzędów, jakby się bały, że ją stracą. Długotrwała terapia z psychologami pomogła i kobiecie, i dzieciom. Dziś żyją w ładnym mieszkaniu i chcą zapomnieć o tym, co było.

Aż trudno uwierzyć
Szacuje się, że co trzecia kobieta w Polsce doświadczyła przemocy. Tylko 20 proc. tego typu przypadków jest zgłaszanych na policję. Zaledwie co trzecia taka sprawa trafia do sądu, a 90 proc. procesów kończy się umorzeniem sprawy lub wyrokiem w zawieszeniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska