- Urodziłeś się w Opolu w 1975 roku?
- Dokładnie 8 sierpnia.
- Pamiętasz ten dzień?
- Nie ma szans.
- Ale podwórko pamiętasz?
- Pamiętam podwórko z Koszyka, bo tuż po moim urodzeniu rodzice mieszkali na Zapolskiej, ale kiedy miałem 2 lata, zaczęliśmy mieszkać na Zaodrzu.
- Czyli chłopięce lata wiążą się z ulicą Koszyka. Mieliście wojny?
- Były! Walczyły ze sobą dwa osiedla: "Prószkowska" i "Koszyka". Pamiętam jedną, wzorowaną na Krzyżakach. "Koszyka", to byli Krzyżacy, "Prószkowska" - Polacy. To niesamowite wspomnienie, ponieważ ta "wojna" wyglądała jak happening. Wszyscy mieli na sobie stroje, wcześniej uszyte flagi. W czasie bitew dochodziło ponoć do nieprzyjemnych sytuacji, ale ich szczegółów nie znam.
- Pomagało pogotowie?
- Nie, ale kogoś ponoć przywiązali do torów. Ja w tym nie uczestniczyłem, ale pamiętam jedną scenę, którą widziałem, kiedy szedłem przez osiedle. Toczyła się właśnie bitwa na drewniane miecze i ci tzw. zabici leżeli do końca w bezruchu i udawali martwych. Ta cała sytuacja była niezwykle teatralna, choć miejsce wyglądało faktycznie jak pobojowisko.
- Czy tata pracował w opolskim radiu od zawsze?
- Przynajmniej od kiedy pamiętam. Pracował bardzo ostro i często wracał do domu, kiedy już spałem. Pamiętam, że do przedszkola odwoził mnie swoim pierwszym maluchem. W szkole nauczyciele wiedzieli oczywiście, że ojciec jest dziennikarzem i albo miałem przykrości z tym związane, bo ktoś mi wytykał, że uważam się z tego powodu za nie wiadomo kogo, albo wręcz przeciwnie, zyskiwałem, bo ojciec na przykład dla szkoły zorganizował wycieczkę do Radia Opole, w której uczestniczyliśmy całą klasą.
- Miałeś kiedyś pomysł, żeby pójść w ślady ojca?
- Nie. Szczerze mówiąc, gdy byłem w liceum tata poddawał mnie takim sugestiom, ale nigdy mi tego nie narzucał. Wynikało to raczej z tego, że kończyłem klasę maturalną i nie wiedziałem właściwie, co chcę dalej robić.
- I wtedy powiedziałeś rodzicom o pomyśle z Akademią Teatralną?
- Nie było o tym w ogóle rozmowy, ponieważ wszystko odłożyło się w czasie. Dopiero kiedy byłem słuchaczem Nauczycielskiego College?u Języków Obcych, wtedy coś mi odbiło i postanowiłem zdawać do szkoły teatralnej.
- Ale skąd taki pomysł, dlaczego? Chodziłeś może wcześniej na kółko teatralne?
- Przysięgam, że nie wiem. Naprawdę. Wiedziałem tylko jedną rzecz, że nauka w college?u nie jest dla mnie, że to nie spełnia moich oczekiwań i wyobrażeń o studiowaniu. Trudno mi powiedzieć coś więcej. Na przełomie podstawówki i liceum należałem do harcerstwa i rzeczywiście robiliśmy tam różne rzeczy parateatralne, jeździliśmy także na przeglądy. Chyba nawet wygrywaliśmy...
- Do Akademii dostałeś się za pierwszym razem?
- Za pierwszym, ale z odwołania. Egzaminy praktyczne zdałem, ale trochę gorzej poszło mi z teorią. Czwartą klasę spędziłem w Stanach Zjednoczonych i w związku z tym nie miałem za sobą tej rocznej powtórki, którą przechodzi przed maturą każdy licealista. Na szczęście po napisaniu odwołania zostałem przyjęty.
- Nie miałeś problemów, że w trakcie studiów zacząłeś grać w filmie? To jest chyba niezbyt mile widziane przez profesorów...
- Z tym jest bardzo różnie. Ja wiem, że nie jest to mile widziane, ale ja nie miałem z tym dużych problemów, tzn. jeden z profesorów zapytał mnie kiedyś ironicznie, czy może nie powinienem zrezygnować ze szkoły, bo chyba nie mam czasu, i tak dalej, ale tak się złożyło, że na tym etapie bardzo mi zależało, żeby nie przerywać nauki. Szkoła była dla mnie wentylem bezpieczeństwa.
- Pierwszy Twój film to "Dzieci i ryby"?
- Mogę powiedzieć, że był to tylko jeden dzień na planie filmowym. Za swój debiut uważam "Gniew" - to był dla mnie skok na głęboką wodę.
- Obok Renaty Dancewicz, równorzędną rolę grałeś w tym filmie z Arturem Żmijewskim, który od pewnego czasu bije rekordy popularności. Co o tym sądzisz?
- Nie mogę się chyba wypowiadać na temat jego popularności. Ta popularność, mimo że zagrał w wielu filmach, jest ewidentnie efektem jego udziału w serialu "Na dobre i na złe".
- W czym można Cię aktualnie oglądać?
- Gram w tej chwili w "Rozmaitościach" w trzech spektaklach: "Bziku Tropikalnym", "Psychosis" i "Obróbce". Serdecznie wszystkich zapraszam.
- Internetowy Polski Portal Filmowy pisze o Tobie tak: "stan cywilny - spotyka się z Renatą Dancewicz".
- Czemu ty mnie o to pytasz??? Ten portal jest chyba nie uaktualniany. Zresztą o poziomie tego serwisu najlepiej świadczy fakt, że mają przestarzałe dane. Poza tym, co to znaczy: stan cywilny - spotyka się z kimś?
- Znalazłem jeszcze w sieci następującą recenzję: "Majchrzak gra alkoholika, towarzyszy mu Rafał Maćkowiak. Uwaga! Wiadomość dla dziewczyn: wręcz jest na wyciągnięcie ręki, bo spektakl grany jest na małej scenie".
- Śmieszne rzeczy są popisane w internecie. Z internetem nierozerwalnie wiąże się fakt, że każdy może tam napisać cokolwiek, nie ponosząc za to odpowiedzialności. Ja korzystam z niego użytkowo, tzn. odbieram pocztę, płacę rachunki, czasami szukam potrzebnych informacji lub ściągam muzykę.
- Jesteś ciekawy świata? Czytasz gazety, oglądasz wiadomości?
- Staram się być jak najdalej od wiadomości. Nie interesuje mnie ani polityka, ani politycy, ani forma przekazu wiadomości, bo: albo są tendencyjne, albo za bardzo komercyjne, tzn. nastawione na szokowanie. Jeżeli włączam wiadomości, to potem czuję się zagrożony, zdołowany, nie mam ochoty wyjść na zewnątrz, mam wrażenie, że zaraz mnie ktoś zabije...
- Dziękuję za rozmowę.
Medialny zgiełk mnie dołuje
Fot. Witold Chojnacki
Z Rafałem Maćkowiakiem, aktorem pochodzącym z Opola, rozmawia Jarek Wasik