Meksyk - ten kraj fascynuje swoim ogromem

Redakcja
Katedra Metropolitalna w zabytkowym centrum Mexico City jest największym kościołem Ameryki Łacińskiej. Odprawił w niej mszę Jan Paweł II, który 5 razy odwiedzał Meksyk. Katedra osiada, bo kiedyś - za czasów Azteków - było tu jezioro Texcoco.
Katedra Metropolitalna w zabytkowym centrum Mexico City jest największym kościołem Ameryki Łacińskiej. Odprawił w niej mszę Jan Paweł II, który 5 razy odwiedzał Meksyk. Katedra osiada, bo kiedyś - za czasów Azteków - było tu jezioro Texcoco. Małgorzata Fedorowicz
Zajmuje około 2 mln km kw. i liczy 100 mln mieszkańców. Przyciąga feerią barw, magicznymi miejscami i cudowną przyrodą.
Zdjecia z: Mexico City, Guadalupe, Veracruz, Oaxaca, Palenque, San Cristobal de Las Casas, Coatepec, Comalcalco, Teotihuacan

Podróż po Meksyku

Ceny

Ceny

1 dolar = 3 zł = 12 pesos

enchiladas - smażone, zwinięte w rulon placuszki kukurydziane (tortille) nadziewane np. serem i cebulą lub kurczakiem w sosie ostrym z zielonego pomidora - ok. 70 pesos za jeden
filiżanka kawy - od 20 do 30 pesos
1/2 l wody mineralnej - 5 pesos
bilet na metro - 3 pesos (czyli 75 groszy)
litr benzyny - ok. 8 pesos

Gdy po 11 godzinach lotu z Amsterdamu lądujemy w Mexico City, musimy cofnąć zegarki o 7 godzin. W Polsce jest już 2 w nocy, a tu - dopiero 19 poprzedniego dnia. Stolica tego olbrzymiego kraju jest położona ponad 2 tys. m nad poziomem morza. To tak, jakby się nagle weszło na szczyt Rysów.

Człowiekowi od razu nieźle zapiera dech w płucach. Sporo emocji, jak na początek podróży. Dochodzi jeszcze słynny syndrom jet let, który nie pozwala - mimo nieprzespanej nocy - od razu zasnąć. Ale kto by się tym martwił, jeśli wie, że już następnego ranka czeka go początek wspaniałej meksykańskiej przygody. Bo czy może być inaczej?

Po kilku godzinach przymusowej drzemki budzi nas śpiew egzotycznego ptactwa. Na pobliskim drzewie, tuż pod oknem, uwiły sobie gniazdo osobniki z pomarańczowymi brzuszkami. Nagle przylatuje zielony koliberek, przysiada na gałęzi, machając z niespotykaną szybkością skrzydełkami. Czy to namiastka raju?

Najpierw szybkie śniadanie, którego nieodłącznym elementem jest tu ceglastopomarańczowa papaja - ceniona przez Meksykanów jako owoc poprawiający trawienie - a potem ruszamy zwiedzać stolicę. To niesamowity kolos, jedno z największych miast świata. Mexico City liczy 20 mln mieszkańców, a z przyległymi dzielnicami - 4 miliony więcej. Aby je choć powierzchownie zwiedzić, potrzeba na to z tydzień. Jadąc samochodem, musimy uzbroić się w cierpliwość, bo nie tylko rano, ale do późnego wieczora są tu bardzo duże korki. Nie słychać jednak trąbienia, okrzyków zdenerwowanych kierowców. Bo wszyscy są do tłoku na ulicach przyzwyczajeni. Meksykanie wykazują się w tym przypadku dużą cierpliwością. Tu ciekawostka: w Meksyku nie ma kursów prawa jazdy. Tylko dzieci uczą się tej umiejętności od rodziców. Młodsze rodzeństwo od starszego.

W Palenque, w strefie lasu zwrotnikowego, można obejrzeć fragmenty piramid wzniesionych przez Majów. Jest tu m.in. grobowiec Pakala (na zdjęciu), ich wybitnego władcy. Obok są ruiny jego pałacu, a wkoło rozciąga się puszcza tropikalna.

W mieście Meksyk jest tyle ciekawych miejsc do zwiedzenia, że nie wiadomo, co wybrać. Na pewno trzeba zacząć od Katedry Metropolitalnej, która stoi w zabytkowym centrum i jest największym kościołem w Ameryce Łacińskiej. Jej budowa trwała prawie trzysta lat, od 1525 do 1813 r. Ołtarz jest wykonany z 23-karatowego złota. Przedstawia kanonizowanych królów i królowe, wśród nich Kazimierza Jagiellończyka. To nie jedyny polski akcent. Papież Jan Paweł II swoją pierwszą zagraniczną pielgrzymkę odbył właśnie do Meksyku i w tym kościele - 26 stycznia 1979 r. - odprawił mszę. Upamiętnia to specjalna tablica na jednej ze ścian.

Katedra osiada na dnie
Pośrodku ogromnej budowli stoi wahadło, które pokazuje, jak katedra się przechyla. W podziemiach jest umieszczona specjalna aparatura, która ma to powstrzymywać. Ale nie wiadomo, co się stanie za ileś lat. Kościół osiada bowiem w miękkiej glinie dawnego jeziora Texcoco. Na wyspach tego jeziora Aztekowie założyli kiedyś swoją stolicę Tenochtitlan. Potem Hiszpanie - pod wodzą Hernana Cortesa - ją zniszczyli, jezioro zasypali i wznieśli swoje budowle. Teraz katedra to dotkliwie odczuwa.

W sąsiedzie Katedry Metropolitalnej jest Pałac Narodowy (Palacio Nacional). Kiedyś w tym miejscu stał pałac Montezumy, władcy Azteków. A po podboju Meksyku rezydował w nim Cortes. Obecnie Palacio Nacional jest siedzibą prezydenta kraju oraz podległych mu urzędów. Aktualnie tę funkcję sprawuje 46-letni Felipe Calderon, który zasłynął m.in. tym, że wydał ostrą walkę kartelom narkotykowym. Prawie codziennie w telewizji można zobaczyć pojmanych członków karteli, zakutych w kajdanki i łańcuchy oraz stojących za ich plecami żołnierzy, którzy - uzbrojeni po zęby, w maskach i hełmach, demonstrują swą siłę. W telewizji pokazuje się tu zawsze twarze - bez zasłaniania oczu - handlarzy narkotyków oraz innych przestępców. Ma to ich dodatkowo napiętnować.

Do Pałacu Narodowego trzeba koniecznie wejść. Wstęp za darmo. Można w nim zobaczyć imponujących rozmiarów murale - kolorowe malowidła ścienne słynnego artysty Diego Rivery, żyjącego w latach 1886-1957, przez pewien okres towarzysza życia nie mniej słynnej meksykańskiej malarki Fridy Kahlo. Murale ukazują niezwykłą historię Meksyku. Charakteryzują je ostre barwy, rozmach, bogactwo scen, postaci. Na miejscu można kupić folder z ilustracjami, w którym - także w języku polskim - opisane są krok po kroku wszystkie sceny i postaci.

Gdy obejrzałam film o dramatycznych losach Fridy Kahlo z Salmą Hayek w roli głównej, chciałam obejrzeć dom, w którym się urodziła, mieszkała i tworzyła. I oto jedziemy do dzielnicy artystów Coyocan, gdzie na ulicy Londres jest dom Fridy. Widać go z daleka. Jest pomalowany na mocno niebieski kolor. Dla obcokrajowców wstęp kosztuje 55 pesos. Dom - pomieszczeń wewnątrz nie można fotografować - wygląda tak, jakby Frida opuściła go tylko na chwilę. Przy sztaludze stoi wózek inwalidzki, pozostały w słoiczkach niezużyte farby, na łóżku leży jej gorset ortopedyczny, pomalowany we wzorki, który artystka musiała nosić z powodu kalectwa. Można obejrzeć jej żółto-niebieską kuchnię, stroje, łóżko nakryte koronkową kapą, a nad nim lustro - bowiem leżąc malowała swoje autoportrety. W latach 1929-1954 mieszkał tu z Fridą Diego. Można zajrzeć do pokoju, w którym mieszkał Lew Trocki, gdy Frida i Diego udzielili mu schronienia po ucieczce z Rosji. Leży w nim strzelba uciekiniera.

Kawa wprost z plantacji
W Meksyku jest 31 stanów Jednym z nich jest stan Veracruz. Po przekroczeniu jego granicy zatrzymujemy się na plantacji kawy w Coatepec. Kawa musi zawsze rosnąć w cieniu, pod drzewami. Siadamy w środku plantacji na workach z zerwanymi już i wysuszonymi ziarenkami, a przewodniczka - przy głośnym wtórze cykad - snuje swą opowieść. Potem zaczyna się degustacja. Tyle filiżanek, ile się chce. Po czym zwiedzamy jeszcze muzeum kawy.

W Veracruz, mieście o tej samej nazwie co stan, położonym nad Zatoką Meksykańską, panuje upał, ale da się wytrzymać. Pomaga w tym wiatr znad zatoki. Jest tu olbrzymi port, mnóstwo restauracyjek i kawiarenek. Przy placu głównym, zwanym Zocalo (czyli naszym rynku), mieści się bardzo oryginalna Gran Cafe' del Portal - restauracja-kawiarnia olbrzymich rozmiarów, powstała w 1889 r. Zachowała dawny, kolonialny klimat. Zamawiamy zestaw obiadowy za 85 pesos. Dostajemy za to: rosół z kawałkami kurczaka, kabaczków i kukurydzą, koktajl z krewetek i awokado, ośmiorniczki z ryżem, pyszny napój z arbuza i lody. Miały być waniliowe, ale kelner - dla gości z Polski - sam zamienia je na lody z egzotycznych owoców - guanabany.

Meksykanie są ludźmi niezwykle miłymi, serdecznymi, chętnymi do pomocy, wskazania drogi. Ludzie obcy mówią sobie dzień dobry i dobry wieczór nawet w toalecie. Gdy na pytanie, skąd jesteście, pada odpowiedź Polonia, od razu się uśmiechają i reagują tak samo: "Ach, Papa!", mając na myśli polskiego papieża. Dziękują, że przyjechaliśmy do ich kraju, życzą dużo zdrowia. Są w tym ujmująco bezinteresowni, nie oczekują niczego w zamian.
Przechadzając się uliczkami Veracruz, słyszymy muzyczkę podobną do tanga. To danzon - wolny taniec wykonywany w parach. Każdego wieczora mieszkańcy przychodzą na rynek, dobierają w pary i spontanicznie rzucają się w wir muzyki. Danzon gra i tańczy się tylko w Veracruz.
Jadąc wzdłuż Zatoki Meksykańskiej, mijamy po drodze stragany, na których sprzedawane są na kilogramy świeże krewetki wyłowione prosto z zatoki. Są olbrzymie. Można też w nich kupić już obrane ananasy, mango znane u nas, ale też i jego słodką odmianę w kolorze żółtym - mango manila. Jest pyszne, soczyste, smakiem przypomina brzoskwinię.

Benzyna, jak na naszą kieszeń (choć niekoniecznie dla tamtejszych mieszkańców), jest w Meksyku tania. Kraj jest potentatem w wydobyciu ropy naftowej, z której - oprócz turystyki i częściowo z eksportu kawy - czerpie olbrzymie dochody. Nie trzeba tu jednak szukać stacji, która oferowałaby tańsze paliwo. Bo wszędzie jest ono w takiej samej cenie, wszystkie stacje są państwowe.

Czary w kościele
Przekraczamy granicę stanu Tabasco, gdzie można - jak tu mówią - ugotować się żywcem. Podziwiamy lagunę, rosnące przy drodze strelicje, wysokie jak drzewa.
Zaczyna się klimat subtropikalny. W sam raz dla plantacji kakao. Odwiedzamy takie miejsce w Comalcalco. Przewodniczka pokazuje różne typy kakaowca, jeden z gatunków jest wysoki na 6 metrów. W tym cudownym miejscu rosną też wanilia, pieprz, cynamon i przedziwne owoce, np. zielone, miękkie, wielkości małej piłki, smakujące jak ziemniaki. Nazywają się pan de sopa. Na koniec wizyty raczymy się likierem.

San Juan Chamula w stanie Ciapas to niesamowite ezoteryczne miejsce, zamieszkałe przez potomków Majów. Aby poruszać się po tym miasteczku, trzeba zapłacić w urzędzie 15 pesos, na co dostaje się specjalne pokwitowanie. Pilnują tego mężczyźni ubrani w kamizele z czarnej owczej wełny. Należą do najwyższej klasy zarządzającej. Kwit upoważnia do wejścia do kościoła, gdzie odbywają się tajemnicze obrzędy.

Wchodzimy do środka. W kościele nie ma ołtarza ani księdza. Są tylko figury świętych, ubrane w szaty z różnych materiałów. Na posadzce pokrytej igliwem siedzą kobiety w wełnianych czarnych spódnicach. Odprawiają modły w swoim języku. Piją posh - alkohol, który wprawia je w trans. Podobno dają go też swoim dzieciom, nawet niemowlętom, które im towarzyszą. Indianki mają ze sobą jajka i żywe kury. Jedna z nich bierze kurę do ręki, ukręca jej łeb na oczach wszystkich, po czym "okłada" tym ptakiem drugą Indiankę. W ten sposób odpędza od niej złe moce. Robienie zdjęć i filmowanie jest surowo zabronione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska