Memy, którymi w internecie chłoszczemy

Zbigniew Górniak
Klopsztanga.pl to portal, który postawił wyłącznie na memy śląskie. W dwa miesiące skupił 40 tysięcy Ślązaków, także z Opolszczyzny.
Klopsztanga.pl to portal, który postawił wyłącznie na memy śląskie. W dwa miesiące skupił 40 tysięcy Ślązaków, także z Opolszczyzny.
Gdy tydzień temu na deptaku w Radomiu w kilkadziesiąt sekund tłum z reklamówkami ogołocił stół z wieczerzą dla biednych, jedna z uczestniczek zdarzenia nie mogła przypuszczać, że w ciągu doby stanie się bohaterką o zasięgu globalnym. Jak Jaś Fasola, Barack Obama albo królowa angielska.

Ktoś nakręcił całe zajście, wrzucił film do sieci i kobieta w czapce jako "chytra baba z Radomia" stała się z miejsca bohaterką brawurowych fotomontaży, które rozsyłane lawinowo podbijały klikalność hecownych serwisów.

Jej wyciągnięta łakomie ręka, którą w rzeczywistości przy akompaniamencie kolędy "Przyszli, znaleźli..." zdjęła ze stołu - jedną po drugiej - trzy pękate butle napoju gazowanego, pojawia się w różnych znanych okolicznościach.

A to wypycha Felixa Baumgartnera z jego zawieszonej na 39 km kapsuły, a to heiluje sobie beztrosko z Adolfem Hitlerem, a to w ten sam sposób jak w Radomiu próbuje zdjąć ze stołu butelkę z napojem podczas Ostatniej Wieczerzy na obrazie Leonarda da Vinci. Sieć nie zna granic, nie zna też litości.

Ale najlepszy obrazek pokazuje, jak "chytra baba z Radomia" próbuje podwędzić żołędzia słynnemu wiewiórowi z "Epoki lodowcowej". Zrobił go Marcin Ostajewski, właściciel i założyciel serwisu memowisko.pl, mającego ambicje stać się pierwszą i największą encyklopedią memów w Polsce.

Jednostka ewolucji kulturowej, brrrr...

Najpierw - co to takiego mem. Lepiej nie pytać o to naukowców zajmujących się opisywaniem fenomenu sieci. Bo gdyby posłużyć się stworzoną przez nich definicją mema, z mety stracilibyśmy humor, a to on jest głównym paliwem i istotą memów.

Zacytujmy jednak dla porządku. Otóż mem to nazwa jednostki ewolucji kulturowej, analogicznej do genu będącego jednostką ewolucji biologicznej. Termin został wprowadzony przez biologa Richarda Dawkinsa w książce "Samolubny gen".

Memy powielają się poprzez naśladownictwo, a w procesie ich replikacji działa dobór naturalny. Podlegają również mutacji. Ufff..., stop, stop! Mem to po prostu żartobliwy obrazek, który przesyłają sobie internauci, często dopisując na nim swoje treści lub modyfikując obecne.

Największym zbiorem śmiesznych rysunków w polskiej sieci jest kwejk.pl, który został wymyślony przez młodego programistę Dymitra Głuszczenkę trochę z nudów i błyskawicznie uczynił go milionerem.

- Kwejk to trochę śmietnisko, a niektórzy nawet mówią, że kloaka internetu - krzywi się twórca memowiska.com. - Ja gustuję w bardziej inteligentnych memach.

Natchnieniem do robienia memu może być wszystko: głośne medialnie zdarzenie, ważna data, pora roku, okoliczność. święto. Oczywiście przetrawione humorem autora. Oto mem z "Supermarketu Debilizmów i Absurdów".

Eskadra izraelskich helikopterów leci w świetle gasnącego słońca. Podpis: "Dzisiaj w Betlejem". Mocne? Jak na standardy internetu - średnie. Tu nie ma miejsca na polityczną poprawność, letniość, dydaktyzm. Liczy się sarkazm, w cenie są ciosy poniżej pasa, byle finezyjne. Jazda środkiem toru niewskazana, najlepiej jechać po bandzie.

Chytra baba szybko zgaśnie

- Wiem, że ta kobieta z Radomia ma rodzinę i sąsiadów, ale taki jest internet - opowiada Marcin Ostajewski. - Mogę ją pocieszyć, że ten mem to typowy przykład memu krótkotrwałego, bo jestem pewien, że baba jak szybko zabłysła, tak szybko zgaśnie.

Bo internet, mimo że nie zna granic i litości, pamięć ma jednak kusą. Dlaczego? Co sprawia, że jakiś mem szybko się internautom nudzi?

Mariusz de Roqfort, jeden z najaktywniejszych twórców memów na Facebooku, twierdzi, że to się bierze z przesytu. Pojawia się problem chytrej baby, więc każdy chce jej dołożyć, nawet ci bez finezji i poczucia humoru. I w sieć obok memów inteligentnych i brawurowych wrzuca się grubiańskie i płytkie.

To tak, jakby na wielkim balu sylwestrowym każdy uczestnik opowiedział kawał. Wiadomo, że trafią się i brylanty, i zbuki.

Przy okazji "baby z Radomia" badaczka mediów społecznościowych Anna Maria Siwińska powiedziała dla gazet, że mem jest jak fala wojskowa. Należy rozumieć to tak, że jak już jest ofiara, to każdy chce sobie ją kopnąć. Jak w wojsku, gdy pluton znęca się nad kotem (świeżym żołnierzem).

A czy są memy niegasnące? Takie, które hulają po serwisach bez względu na koniunkturę? Ostajewski: - Tak, to tak zwane rage comic. To zamienione na rysunki twarze ze słynnych scen filmowych lub medialnych. I one robią za takie nowoczesne emotikonki.

Wstawia się je w miejsce starych. Na przykład pełna zabawnego zdumienia twarz Nicolasa Cage'a z filmu "Twierdza" oznacza: "Co ty nie powiesz?". A twarz Obamy z ustami w podkowę ze słynnego zdjęcia oznacza: "Nieźle".

Gadać Higginsem

Sam Roqfort lubi dowcip wyrafinowany i pełen paradoksów. Rodem z Monthy Pytona. Memy robi w ten sposób, że wyszukuje w serwisach archiwalne oryginalne zdjęcia i dorabia do nich odjechane dialogi. Na Monty Pytona powołuje się też twórca i właściciel memowiska.pl.

- Mówię o sobie, że w swoich memach gadam Higginsem, czyli angielskim dżentelmenem - wyjawia Roqfort. - Ten Higgins często zresztą tam występuje. Sznyt, elegancja i ten angielski sposób mówienia nie wprost. Tyle że ludzie lub sytuacje na zdjęciu są na ogół dramatyczne lub strasznie śmieszne.

Przykład: brytyjski żołnierz pod bronią, najpewniej w Belfaście. Na hełmie pokrowiec z koronkowej serwety. Podpis: "Kochana mamo. Doceniam twój trud i to, że martwisz się o mnie. Ale jeśli to możliwe, nie przysyłaj mi więcej koronek, bo koledzy się ze mnie śmieją. Twój William".

Podpisy de Roqforta zrobiły taką furorę w sieci, że dostał propozycję od poważnego wydawnictwa, żeby wziął udział w tworzeniu albumu: oni znajdą stosowne zdjęcia, on dorobi podpisy.

Kim są twórcy memów prywatnie? Mogą być każdym, ale te najlepsze są dziełem ludzi wykształconych, obytych kulturalnie, oczytanych.

De Roqfort pod poprzednim nazwiskiem był w latach 90. szefem działu komputerowego w nto. Dziś w Londynie nadzoruje anglojęzyczne mutacje światowych dzienników: El Pais, USToday, Le Figaro, China Daily.

- Czasem mnie kusi, żeby dorobić do zdjęć w tych gazetach te swoje dialogi, ale wiem, że byłby to ostatni dzień mojej pracy - śmieje się.

Marcin Ostajewski od encyklopedii memów jest za to doktorantem w Instytucie Biochemii i Biofizyki w Warszawie. Zajmuje się poszukiwaniem nowych enzymów dla przemysłu i ochrony środowiska w mikroorganizmach z gleb skażonych pestycydami.

A na przykład klopsztanga.pl i jej "fajsbukowa" mutacja "Ślunski suchar" zarządzane są i zapełniane treściami przez Adriana, studenta prawa z Rudy Śląskiej.

Paczysz na pącza w tusty czwartek

Dobrze ktoś powiedział, że internet to powrót do starożytnego Egiptu. Bo czcimy koty i piszemy po ścianach - żartuje Marcin Ostajewski

To prawda, koty są obsesją internautów. Najsłynniejszy to chyba kot "Co ja pacze", który pojawił się w sieci w 2004 roku i obrósł legendą, milionem przeróbek. Jak podaje encyklopedia układana przez Ostajewskiego, pierwotnie kot "Co ja pacze?" miał wyrażać zdziwienie czytającego tym, na co traci czas (np. o jakich głupotach czyta w sieci).

Dziś kot przede wszystkim odciska swój ślad na polszczyźnie młodych internautów.

- Profesor Miodek łapie się za głowę - tłumaczy Ostajewski. I podaje przykłady: pod wpływem kota młodzi mówią dziś i piszą: co ja pacze, co ja piere, co ja wiecze (wietrzę), co ja czymam.

Pod ścianą paczu o czynastej. Chopaki nie paczą. I tak dalej, i tym podobnie. Internet jest ostatnim miejscem, w którym ma się szacunek do gramatyki.

Językiem bawi się też wspomniana klopsztanga.pl - czyli po śląsku trzepak. Jej właściciel, do którego dotarłem dzięki wspólnemu znajomemu, zdradza tylko imię i kierunek studiów, bo jak twierdzi, nie zależy mu na sławie.

- Uznaliśmy ze wspólnikiem, że w dziedzinie humoru śląskiego jest jeszcze dla nas w sieci miejsce, bo serwisy operujące tym językiem są, otwarcie mówiąc, lekko prymitywne, gburowate.

Naśmiewają się wulgarnie z goroli, czyli chadziajów - tłumaczy. - My stawiamy na nieco bardziej wyrafinowany humor. Mamy 40 tysięcy zarejestrowanych fanów, głównie z Katowickiego i Opolszczyzny. Jeśli wierzyć spisom, że 500 tysięcy ludzi gada tu po śląsku, to my w dwa miesiące uzbieraliśmy 10 procent tej populacji. A istniejemy od października tego roku.

Memowisko.pl istnieje od roku i 19 grudnia pobiło swój rekord: 80 tys. unikalnych wejść. Głównie dzięki chytrej babie z Radomia. Średnio miesięcznie - 750 tys. Pan Marcin jest jednak pewien, że już w styczniu pęknie milion.

To wszystko pikuś (no, może Pan Pikuś) w porównaniu z zawrotną karierą Kwejka. Jak czytam w "Dzienniku Gazecie Prawnej", Głuszenko nie miał pieniędzy na poważną kampanię reklamową, wysłał więc link do serwisu kilku znajomym na Facebooku.

Ci polecili go kolejnym, a ci następnym. Po miesiącu od startu Kwejk miał już 100 tys. użytkowników, po trzech - pół miliona, po pół roku - 2 mln i blisko 200 tys. fanów na Facebooku.

Kwejk ma nawet generator memów. Czyli takie gotowce z najbardziej popularnymi zdjęciami i mechanizmem umieszczania na nich swoich napisów. Memowe zrób to sam dla leniwych lub z ubogą wyobraźnią.

Karol Suchar i Biało-Czerwony Wiesiek

Adrian i jego tajemniczy wspólnik z klopsztangi sami wymyślają podpisy do memów, dzieje się to tak, że zasiadają przed laptopem i urządzają piwną burzę mózgów.

- Już przy drugim piwku coś zawsze ciekawego wskakuje do głowy - mówi Adrian. - No i proszę zaznaczyć, że nie mamy nic wspólnego z żadnymi autonomiami, polityką i tym podobnie. Śląska zabawa i humor, tylko to się liczy.

Dlaczego ich fejsbukowa macka nazywa się Ślunski Suchar? Że śląski - OK. Ale ten suchar.
- Bo suchar oznacza czerstwy żart. Czyli taki, który żenuje, wywołuje załamanie nerwowe odbiorcy.

Internauci nawet nazwisko Karola Strasburgera z "Familiady" przekręcili na Sucharburger.
Powstała nawet osobna, bardzo liczna i jadowicie złośliwa kategoria memów pod nazwą "Karol Sucharburger" - powodem były niezbyt lotne dowcipy opowiadane przez aktora w "Familiadzie".

Był więc czas, kiedy pan Karol wolał nie wbijać w wyszukiwarkę swego nazwiska. Aż do dnia, kiedy to fanpage "Familiady" ogłosił na Facebooku konkurs na najbardziej czerstwy kawał dla aktora, a on go potem opowiedział na antenie. To rozbroiło bombę, znudzeni złośliwcy poszli sobie szukać nowych ofiar.

To był dość udany przykład marketingowego wykorzystania memów. Na ogół jednak internauci wyczuwają merkantylne intencje i odrzucają memy niby to spontaniczne i autentyczne, a w istocie tworzone w agencjach reklamowych po analizie setek rankingów, badań, fokusów.
- To tak, jakby 50-latek próbował mówić do 15-latków ich językiem. Od razu to wyczują i zademonstrują swe zażenowanie bojkotem - tłumaczy pan Marcin.

Tak brzmi na przykład telewizyjna reklama z głosem Hardcorowego Koksa. Gdy sam wrzucał swoje filmy do sieci, był autentyczny i zabawny. Podszlifowany i animowany przez agencję jest sztuczny i hermetyczny.

A najświeższe przypadki "chciwej baby z Radomia" są niczym w porównaniu z piekłem, jakie internauci urządzili Januszowi Ławrynowiczowi, młodszemu aspirantowi policji z Pasłęka.

Z "Encyklopedii memów internetowych": "Nieco nieplanowaną karierę w internecie młodszy aspirant Janusz Ławrynowicz zaczął w roku 2010, kiedy to wyraźnie znudzony internauta postanowił stworzyć nowy mem.

Szukając zdjęcia, trafił (ponoć całkowicie przypadkowo) na plik ze strony Miasta Pasłęka. Po wklejeniu na biało-czerwone tło twarz pana Janusza stała się archetypem prawdziwego Polaka (okrojonego do poziomu naszych przywar narodowych). Zdania prezentowane w memie można podzielić na ukazujące:

* nieznajomość języków obcych i fonetyczne zapisywanie m.in. tekstów piosenek przy ich wyszukiwaniu * dulszczyznę społeczeństwa * zazdroszczenie sąsiadom dóbr materialnych.

Mimo że samo wytykanie nam narodowych wad niczym złym nie jest, to trzeba już na początku zaznaczyć, że mem "Polak radzi" (znany także jako "Biało-czerwony Wiesiek" lub "Pan Andrzej") zniszczył życie (szanowanemu zresztą) dzielnicowemu.

Po ujawnieniu nazwiska policjanta wiele osób z jego otoczenia, zwłaszcza nieznających memów internetowych, zaczęło utożsamiać wyśmiewane cechy z osobą Ławrynowicza. W wywiadzie udzielonym "Nie" pan Janusz mówił nawet o konieczności przeniesienia na dyżurkę z powodu drwin młodzieży i pijaczków, kiedy pojawiał się na patrolu". Tyle encyklopedia.

Czy pan Janusz vel Biało-Czerwony Wiesiek vel Pan Andrzej, któremu dorobiono gębę polskiego kołtuna, chadzającego w białych skarpetach do sandałów i targującego się w sklepie o każdą złotówkę, próbował jakoś z tym walczyć?

Marcin Ostajewski: - Owszem, ale to wywoływało jeszcze większą zapiekłość internautów, którzy wymyślali wciąż nowe memy o nim. Taka jest sieć.

Bareja 2.0

Mem to coś jak kiedyś mówiony kawał. Owszem, kawały nadal istnieją i są wymyślane, ale ponieważ stajemy się cywilizacją obrazkową, są wypierane przez memy. Dawniej kawały polskie były dość specyficzne. A jaki humor preferują w memach Polacy? Czy każdy szuka treści rodem z Monty Pythona?

- Wiadomo, że nie każdy, ale wśród Polaków jest pewna prawidłowość - odpowiada Marcin Ostajewski. - My kochamy wszelkie bareizmy.

- Na Boga, przecież ci młodzi internauci nie mogą pamiętać tamtych absurdów z PRL, jakie wyszydzały filmy Barei - oponuję. - To już jest inne pokolenie.

- Ja już jestem inne pokolenie, a mam aż 28 lat - napomina mnie twórca memowiska. - My z dziewczyną już w ogóle nie oglądamy telewizji. Non stop przy laptopach, całe życie tylko tam. To samo nasi znajomi. Dla nas telewizja z tymi kupionymi za granicą sitcomami to jest chłam. Wolimy sieć i jej poczucie humoru. Tak, tak, barejowate.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska