Mężowie na rybach, żony w malinach

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Pokoje i domki letniskowe większość gospodarzy wynajmuje od kilkunastu lat. Pod szyldem agroturystyki oferują wypoczynek na łonie natury i domowe jedzenie.

Państwo Lalikowie z Ligoty Wielkiej nad Jeziorem Otmuchowskim są jednymi z pierwszych, którzy zaprosili turystów do swojego domu. - Nawet już nie pamiętam, ile czasu to prowadzimy. Jako gospodarstwo agroturystyczne to chyba trzeci rok - mówi pani Barbara. - Pokoje wynajmowali jeszcze rodzice męża. Te stare domki to ich dorobek. Chociaż dziś nikt z nich nie korzysta, to nie chcemy ich burzyć, żeby nie urazić teścia - wyjaśnia. W domu wynajmują 5 pomieszczeń. Na podwórzu stoją 4 zielone domki kempingowe, obok jest miejsce na namioty. W budowlach podzielonych na trzy części jest mała kuchnia i dwa pokoiki. W wyposażeniu cztery łóżka, szafy, pościel, lampki nocne. W kuchni stoi lodówka, kuchenka gazowa, są garnki i sztućce. Niewątpliwą atrakcją dla "mieszczucha" jest blaszana wygódka. Kiedyś była drewniana z serduszkiem wyciętym w drzwiach, ale gospodarze zmodernizowali ją. Doprowadzili bieżącą wodę i obudowali blachą.
- Pewna rodzina z Warszawy przyjeżdżała tu każdego roku specjalnie dla wygódki - śmieje się pan Jerzy.

Pieniądze, a raczej ich brak, były dla wielu rolników powodem założenia gospodarstw turystycznych. Zenowia Murawska prowadzi działalność od 8 lat. Do dyspozycji gości użyczyła cztery dwuosobowe pokoje w domu.
- Rozpoczęłam po śmierci męża. Mam trójkę dzieci. Musiałam jakoś zapewnić im wykształcenie i normalne życie. Wyremontowałam pokoje, wstawiłam łóżka i drobny sprzęt. Jeszcze wtedy nie mówiło się o agroturystyce - mówi pani Zenowia.
Państwo Białkowscy z Ligoty Wielkiej na przystosowanie gospodarstwa do potrzeb turystów wzięli kredyt.
- Nie mamy dużo pola. Rolnictwo coraz bardziej podupadało. Trudno było wiązać koniec z końcem. Postanowiliśmy zainwestować w remont domu - mówi pani Teresa. Także rodzina Lalików utrzymuje się z agroturystyki.
- Ja nie pracuję, mąż jest na zasiłku przedemerytalnym. Zaczęliśmy zapraszać turystów, bo ciągle brakowało pieniędzy. Mąż był kierownikiem ośrodka wypoczynkowego, to wiedział, jak to się robi - mówi pani Barbara.
Ale teraz to takie łatanie dziur w domowym budżecie. Jak obliczyłam, zyski i koszt w ubiegłym roku to wyszliśmy na zero. Tyle że w tym okresie przed rokiem szkolnym jest parę groszy. Dzieci idą do szkoły. Trzeba im kupić książki, zeszyty, trochę ubrań.
Gospodarze znad Jeziora Otmuchowskiego najbardziej narzekają na brak współpracy z gminą w utrzymaniu porządku wokół akwenu.
- Wielokrotnie sprzątaliśmy plażę, ale kiedy nie ma na niej żadnych kontenerów, to ludzie rzucają śmieci pod nogi. A wystarczyłoby postawić dwa, trzy i nie byłoby problemu - mówi Jerzy Lalik.
Jezioro znajduje się kilkadziesiąt metrów za posesją Lalików. Żeby do niego dotrzeć, trzeba przedostać się przez chaszcze i wąski zaśmiecony pas lasu, przez który poprowadzono rów kanalizacyjny. Na kamienistej plaży kawałki cegieł, puste pojemniki.
- Wstyd mi, jak prowadzę wczasowiczów nad wodę - mówi gospodarz. - Do Głębinowa to podobno przywożą specjalny piasek, żeby wysypać na plaży, a u nas... - wzdycha pani Barbara.

Trzy lata temu rolnicy ze Skorochowa, Sarnowic, Ściborza, Ligoty Wielkiej i innych wiosek położonych wokół otmuchowskiego i nyskiego zbiornika zawiązali stowarzyszenie agroturystyczne.
- W kupie raźniej. Liczyliśmy, że jako stowarzyszenie staniemy się partnerami do rozmowy - mówi jeden z gospodarzy. - Ale na razie niewiele się zmieniło w kontaktach z władzami różnych szczebli. Tyle że wspólnie reklamujemy się i pomagamy sobie nawzajem w prowadzeniu działalności.

Podstawą gospodarstw agroturystycznych powinno być domowe wyżywienie i możliwość kontaktu ze zwierzętami. Zenowia Murawska przyznaje, że zagrody nie prowadzi, a domowe posiłki przygotowuje na życzenie gości. Ale w Krośnicy u państwa Grabowskich można pojeździć konno, podobnie w Mesznie koło Trzeboszowic i Sarnowicach koło Otmuchowa. W Nadziejowie pod Jarnołtowem państwo Sommerowie hodują daniele. Do prawdziwego gospodarstwa rolnego, w którym można nawet pomagać w pracach polowych, zapraszają państwo Wnękowie ze Starego Lasu.
Gospodarze przyciągają turystów dodatkowymi atrakcjami. Na podwórzach budują place zabaw dla dzieci, montują siatki do gry w piłkę, stawiają dmuchane baseny, przygotowują miejsce na ogniska i grillowanie, wypożyczają rowery. Państwo Lalikowie nieodpłatnie użyczają łódkę, sami często służą za przewoźników.
- Mamy taką blaszaną, na którą zabieramy małego grilla. Wchodzi na nią z dziesięć osób. Pływamy, jemy i śpiewamy - opowiada pani Barbara. Z ostatniego takiego rejsu wrócili dodatkowo z dwójką surfingowców, których wiatr przypchał z przeciwległego brzegu jeziora.
W dużym domu państwa Białkowskich ustawiono stół bilardowy i do gry w tenisa. Świetnie sprawdzają się w czasie deszczowej pogody. - Jest też telewizor z podłączoną satelitą oraz playstation - mówi pani Teresa.

Opolskie gospodarstwa agroturystyczne najczęściej odwiedzają mieszkańcy Śląska i Małopolski. Ale Józef Grabowski, krośniczanin, przyjmował już Niemców i Francuzów. Przyjeżdżają całymi rodzinami, najczęściej z małymi dziećmi. Najpierw telefonicznie sprawdzają warunki. Pytają o noclegi, odległość od sanitariatów, możliwość wyżywienia i garażowania samochodu.
Gospodarze mają już stałych, zaprzyjaźnionych turystów. Państwo Przybyłkowie przyjeżdżają do Skorochowa od trzech lat. Mieszkają pod Olsztynem.
- Tu jest naprawdę pięknie. Nigdzie nie wypoczywamy tak dobrze. Pomimo że mieszkamy nad jeziorami, Głębinów urzekł nas. Spokojnie, cicho, cudowna atmosfera w domu. Wystarczy kilka dni, a wszyscy przyjezdni żyją jak jedna rodzina - opowiada pani Ewa. Latem nad jeziora przyjeżdżają przede wszystkim amatorzy kąpieli słonecznych i sportów wodnych. Ziemia Nyska jest dobrą bazą wypadową do Czech i w Sudety.
- Dziś byliśmy w Złotym Stoku i Jaskini Niedźwiedziej - mówi Joanna Wieczorek z Lubina, która nad Jezioro Otmuchowskie przyjechała z rodziną. - Oby tylko pogoda była ładna, bo dwójka dzieci szybko się nudzi - dodaje.
Pani Czesława Siemieniak przyjechała do Skorochowa z czteroletnim wnuczkiem. Adres gospodarstwa pani Murawskiej znalazła w "Autogiełdzie". Wcześniej pytała o ceny noclegów w okolicznych ośrodkach turystycznych. Obliczyła, że za dwie osoby musiałaby zapłacić dwa tysiące złotych. W gospodarstwie za 14 noclegów zapłaciła 420.
- W sumie razem z przejazdem i wyżywieniem wydam tysiąc, nie więcej. Obawiałam się, żeby gospodyni nie była jakąś heterą, która ciągle kontroluje. Zaskoczenie było ogromne. Cały dom stoi otworem. Czuję się bardzo swobodnie - mówi pani Czesława.
Na weekendy najczęściej przyjeżdżają wędkarze. Wypożyczają łódź i nie ma ich przez całe dnie. Wieczorami siedzą przy piwku. - Czasami wieczory się przeciągają. Potem muszę jeździć do "Rybaczówki" i przywozić złowione ryby, bo żony nie dają się wpuścić w maliny. Jakieś trofeum trzeba przywieźć - śmieje się pan Jerzy.
Kolejna kategoria gości to młodzież, najczęściej z własnym ekwipunkiem. Rozbijają namioty na podwórkach, siedzą do późna w nocy przy ognisku, śpiewają i grają na gitarach. Wobec tych turystów gospodarze są ostrożni. Pani Barbara zawsze robi długi wywiad. Jak widzę, że przyjechali poszaleć, to proponuję im inne miejsce.
Opolscy agroturyści wiedzą, że podstawą biznesu jest dobra reklama. Dlatego dają ogłoszenia do gazet, własnym sumptem drukują foldery i ulotki. Podczas ostatniego "Lata Kwiatów" gospodarze z Ligoty wybudowali jeżdżącą reklamę. Na platformie ciągnika ustawili domek letniskowy i małą łódkę, na kartonach namalowali na jezioro. Za pomysł zostali nagrodzeni. Wygrali 400 złotych. Pieniądze przeznaczą na tablice reklamowe z zaznaczonymi gospodarstwami. Postawią je na dwóch krańcach wsi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska