Danuta Ziętek od wielu lat porusza się wyłącznie na elektrycznym wózku. Zgodziła się przejechać swoją codzienną trasę w towarzystwie aparatu fotograficznego i dyktafonu. - Może to coś pomoże takim ludziom jak ja? - mówi, kiedy rozpoczynamy wędrówkę przed jej blokiem na osiedlu Westerplatte. O tym, że jest w czym pomagać, przekonuję się już po kilku metrach: - Proszę tu poczekać, żeby pan nie musiał na darmo chodzić - mówi pani Danuta i odjeżdża chodnikiem. Kilkadziesiąt metrów dalej, w dogodnym miejscu zjeżdża na ulicę i wzdłuż tego samego krawężnika ponownie zbliża się w moim kierunku.
10 centymetrów krawężnika zmusza ją do nadłożenia 40 metrów. Po dwóch kilometrach wspólnej wędrówki do centrum miasta przyzwyczajam się do podobnych "objazdów". Pani Danuta przyzwyczaiła się do nich wiele lat temu.
- Fajnie przystosowana jest już ulica Chrobrego, gdzie czasem jeżdżę do firmy ubezpieczeniowej, naprzeciw wyjazdu z parku. Dobrze jedzie się też Poprzeczną. Ale już do miasta wyskoczyć, to niestety - same przeszkody - opisuje swoje codzienne perturbacje bohaterka naszego reportażu.
Fajnie mogło być także na 1 Maja.
- Koło bazy PKS zrobili wejście na chodnik, ale jadąc w kierunku dworca PKP natknie się pan na 15-centymetrowy krawężnik - i koniec, kropka - komentuje brzeżanka.
Pani Danuta nie korzysta zazwyczaj z pomocy przy pokonywaniu tych przeszkód, ale bez życzliwych ludzi nie obejdzie się już przy zakupach czy załatwianiu spraw urzędowych. - Zwykle staję pod sklepem i ściągam sprzedawczynie wzrokiem. Bez problemu mogę wjechać jedynie do Biedronki, Alberta czy Eco. Zresztą nie mam takiej wysokiej renty i nie mogę sobie jeździć gdzie chcę, tylko wybieram najtańsze sklepy.
Zbliżamy się do urzędu pocztowego w pasażu handlowym przy ul. Chocimskiej. - To właściwie jedyna poczta, z której korzystam, bo na głównej dzwonki często są zepsute, a na dworcu jest próg uniemożliwiający mi podjazd.
Do innego urzędu pocztowego pani Danuta zraziła się, kiedy mimo naciskania dzwonka przez wiele minut, nikt nie reagował. - W końcu pojawiła się pani i powiedziała, że wyszła z ciekawości, bo zwykle dzieci robią psikusy i dlatego pracownicy nie reagują na dzwonek!
Podjeżdżamy do poczty i naciskam dzwonek. Pani Danuta nie może tego zrobić i musi prosić o pomoc przechodniów z dwóch powodów: niewielkie wzniesienie tuż przy ścianie i próg przy drzwiach nie pozwalają jej podjechać do samego budynku, a w dodatku dzwonek jest za wysoko dla nie w pełni sprawnych rąk. Po kilkunastu sekundach pojawia się urzędniczka - Anna Koncewicz. - Te panie to są super - wychodzą jak tylko mnie zobaczą albo usłyszą dzwonek i wszystko mogę tu załatwić - chwali pani Danuta.
Tym razem była to tylko próba i po chwili ruszamy już w stronę centrum miasta. Takie wyjazdy to jedyne podróże Danuty Ziętek.
- Pociąg to marzenie. Trzy lata temu nasze Brzeskie Stowarzyszenie Chorych na Stwardnienie Rozsiane (BSSM) zorganizowało turnus do Świnoujścia. W jedną mieliśmy transport samochodem i było super. Ale przed powrotną drogą organizator wręczył nam bilety kolejowe, bo okazało się, że ktoś nie mógł przyjechać, inny samochód był zajęty i musimy wracać pociągiem. Gdybym wiedziała, to nie zdecydowałabym się na żaden wyjazd: najpierw trzeba było dojechać przez prom na dworzec i patrzeć, kto pomoże wejść. Na szczęście zawsze znajdował się jakiś pan, który potrzebował na piwo. Potem dwie osoby wniosły mnie do pociągu, ale oczywiście wnętrze wagonu, podobnie jak przedziały jest za wąskie... Chociaż sama podróż nie była najgorsza, to od tego czasu jestem wyleczona z jakiegokolwiek wyjeżdżania na turnusy
Przerywa, bo trzeba przejechać na drugą stronę. Dotąd jechaliśmy prawym chodnikiem ulicy Chocimskiej, ale już po minięciu skrzyżowania z ulicą Westerplatte musimy zmienić stronę, korzystając z wyjazdu na podwórka hurtowni. W ciągu naszej wędrówki tylko dwukrotnie pokonywaliśmy ulice na przejściach dla pieszych. Zwykle korzystaliśmy z wjazdów na posesje, podwórka i osiedla. Wniosek nasuwa się sam: gdyby nie udogodnienia dla samochodów, osoby na wózkach w ogóle nie mogłyby przejechać przez większość brzeskich ulic.
Przejścia dla pieszych w ciągu ulicy Armii Krajowej są dla osób na wózkach całkowicie bezużyteczne. Na planie zygzakami oznaczyliśmy miejsca, gdzie krawężniki uniemożliwiają wjazd lub zjazd z chodnika.
Pani Danuta bardzo ostrożnie przejeżdża na drugą stronę. - Nieraz tak było, że ktoś się zatrzymał żeby mnie przepuścić, a z drugiej strony przejeżdżało rozpędzone auto. Dlatego już się nie spieszę - dodaje nasza bohaterka.
Zmieniliśmy chodnik, choć z drugiej strony nie widać żadnych przeszkód dla wózków. Ale to tylko jedna z wielu pułapek, które czyhają na niepełnosprawnych. - Proszę popatrzyć: pod tablicą reklamową (przy wjeździe na zaplecze towarowe dworca kolejowego - JS) jest łagodny wjazd na chodnik. Ale za wiaduktem chodnik kończy się 15-centymetrowym krawężnikiem, z którego nie zjadę wózkiem - wyjaśnia pani Danuta. - Z tej strony po interwencjach BSSM zrobili takie ścięcia z chodników - przy wjeździe do gazowni i przy Meprozecie - i teraz można bezpiecznie pokonać drogę pod wiaduktem. Wcześniej, przez 20 lat jeździłam ulicą, ale ruch jest coraz większy i było to coraz mniej bezpieczne.
Mijamy wyjazd z Meprozetu i dojeżdżamy do parkingu przed sklepami z farbami i narzędziami. Niestety, łagodny wjazd na chodnik jest schowany gdzieś głęboko pod podwoziem półciężarówki parkującej pod sklepem. - Tak jest dość często, więc, niestety, muszę łamać przepisy - mówi pani Danuta i jedzie lewą stroną ulicy zdając się na łaskę kierowców.
Kilkadziesiąt metrów dalej znowu musimy zmienić chodnik, korzystając z wjazdów: na podwórko z jednej strony i osiedle przy ul. ks. Popiełuszki z drugiej. - W głowie mam taką mapę z zaznaczonymi wjazdami i krawężnikami, dzięki czemu wiem, w którym miejscu trzeba przejechać, żebym potem nie musiała zawracać - wyjaśnia Danuta Ziętek.
Zawracania i tak się nie uniknie. Ulica kardynała Wyszyńskiego przy skrzyżowaniu z AK jest nie do pokonania, ale i Jana Pawła II także wymaga nadłożenia drogi. Przejście dla pieszych na tej ulicy jest zupełnie nieprzystosowane dla wózków, dlatego jedziemy w prawo i ulicę przecinamy na wysokości wjazdu na podwórko Zespołu Szkół Ekonomicznych i I LO. Gdyby policzyć wszystkie wykonywane przez panią Danutę objazdy, uzbierałoby się tego kilkaset metrów. Dla poruszającej się wolnym wózkiem elektrycznym kobiety, oznacza to wiele straconych minut.
Dojeżdżamy do jednego z ciekawszych skrzyżowań na naszej trasie: ul. AK z ul. Robotniczą. Choć my kierujemy się prosto, to w razie potrzeby dotarcia do Urzędu Miasta kierujący wózkiem ma nie lada problem. Wprawdzie przy przejściach dla pieszych jest tu i zjazd z prawego chodnika, i wjazd na lewy chodnik, ale obydwa udogodnienia znajdują się... po przekątnej skrzyżowania. Pozostałe dwa zejścia są zbyt wysokie, a pani Danuta zżyma się szczególnie na to przy dawnej Parkowej. - Od wielu lat był tu taki fajny zjazd ale jak 2-3 lata temu remontowali drogę, to krawężnik podwyższyli i mogę już o nim zapomnieć - pani Zofia kiwa ze smutkiem głową i trudno oprzeć się wrażeniu, że nie ma już siły do naszych drogowców.
Mimo podwyższenia krawężnik przy Parkowej nie wydaje się zbyt wysoki. Czy ktoś ze sprawnymi rękami nie dałby rady go pokonać na zwykłym wózku? - Miałam kiedyś wózek z przednimi małymi kółkami - przejechał taki "niewysoki" krawężnik i po kilku metrach miałam przedziurawioną oponę. Są jeszcze inne pułapki - np. niewielkie rowki pomiędzy asfaltem a krawężnikiem. Wystarczy, że małe kółko skręci się, wpadnie w ten rowek, zahaczy wentylem i po chwili też jest kapeć.
Dojeżdżamy do skrzyżowania ze światłami - historia się powtarza: jest zjazd, ale wjazd z drugiej strony jest zbyt wysoki i wózek wjeżdża między samochody na ulicy.
- I, niestety, tak się te przepisy łamie. Gdy muszę jechać po ulicy, zwykle zapalam światła, uruchamiam migacze i jak przejeżdżam, to samochody mnie zauważają, zwalniają, przepuszczają. Ale do nieszczęścia wystarczy niewiele: upał, duży ruch, zmęczony człowiek za kierownicą.
Kiedy po pokonaniu kolejnych przeszkód jedziemy ulicą Długą (środkiem, bo obniżający się przy krawężnikach bruk za bardzo ściąga wózek) pani Danuta przyznaje, że praktycznie nie odwiedza swoich znajomych w ich mieszkaniach. - Klatki schodowe są nie do pokonania. Jeśli wybieram się do znajomych, to jadę pod bramę, gdzie jest ławeczka, oni wychodzą i rozmawiamy. Albo umawiamy się od razu w parkach, bo po wszystkich brzeskich parkach można jeździć wózkiem.
Chcę zaprosić panią Danutę na lody, ale szybko się reflektuję: dwa ogródki przy ul. Długiej posiadają wejścia tylko od strony chodnika.
Pani Danuta natychmiast uruchamia swój wirtualny plan: - Można pojechać na Chrobrego, tam niedaleko jest wjazd i wrócę tu chodnikiem, a pan poczeka - proponuje.
Na razie jednak rezygnujemy z lodów i próbujemy zdobyć bank. Choć najwyżej położony w Brzegu Kredyt Bank wydaje się niedostępny dla niepełnosprawnych, to jednak nic bardziej mylącego. Wybudowany pod koniec lat osiemdziesiątych dom towarowy Piast dysponuje doskonałym, niezbyt stromym podjazdem. Przed samym bankiem znajduje się nisko położony dzwonek, a szerokie drzwi wyraźnie wskazują, że ta placówka jest przystosowana dla osób na wózkach. Dzięki mojej obecności pani Danuta nie musi korzystać z przycisku dzwonka, ale na widok kółek jeden z młodych urzędników zrywa się z krzesła chcąc pomóc. Po kilku minutach wychodzimy sprawnie obsłużeni.
- Mąż dostaje zasiłek przedemerytalny na konto do PKO i mam ból, gdy muszę wybrać stamtąd pieniądze. Ale wzięłam się na sposób: proszę ludzi, żeby oni poprosili strażnika, daję mu dowód i podaję numer konta, a on załatwia za mnie wypłatę. Mam wprawdzie kartę, ale bankomat jest zbyt wysoko - wyjaśnia pani Danuta.
Ostatecznie decydujemy się na restaurację "Brzeską". Po wyjeździe z "Piasta" jedziemy ulicą Chrobrego (z chodnika nie byłoby potem jak zejść), mijamy Długą i wchodzimy na przejście dla pieszych z którego jest wjazd na chodnik przed oknami naszej redakcji. Potem kierujemy się prawym chodnikiem ulicy Piastowskiej, mimo że restauracja jest po lewej stronie. Wszystko wyjaśnia się po drodze: - Nie mamy jak przejść na drugą stroną, a nawet jeśliby to się jakoś udało, to potem nie przejdziemy przez ul. Powstańców - wyjaśnia Danuta Ziętek.
Jesteśmy koło kasyna wojskowego, a po drugiej stronie ulicy - kilkanaście metrów od nas znajduje się restauracja. Żeby do niej dotrzeć musimy jednak okrążyć całe skrzyżowanie: przejściem koło dawnego kombinatu stomatologicznego, ulicą Łokietka aż do stacji paliw, w poprzek tej ulicy (kłaniamy się nisko kierowcy, który zatrzymał się na widok wózka) i chodnikiem prosto do "Brzeskiej". Razem co najmniej 150 metrów.
- Kocham nasze miasto, nasze parki, jestem brzeżanką od urodzenia i nigdzie się stąd nie ruszę - zapewnia Danuta Ziętek, kiedy już siedzimy przy stoliku. - Przyjmuję to wszystko z pogodą ducha, bo ze swoim stażem na wózku nie mam innego wyjścia. W domu zawsze jest tyle spraw do załatwiania, że trzeba to rozłożyć na dwie osoby: mąż zajmuje się sprzątaniem, a ja na wózek i załatwiam opłaty, robię zakupy, bo wiem gdzie taniej. I dlatego, że lubię jeździć po Brzegu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?