Michał Pazdan: Szkoda, że z Realem nie gramy co tydzień

Krzysztof Kawa, Warszawa
Michał Pazdan powstrzymał największe gwiazdy Realu Madryt
Michał Pazdan powstrzymał największe gwiazdy Realu Madryt Czarek Sokolowski
- Dla mnie najważniejsze było to, że wyzdrowiałem, bo przecież w piłkę grać potrafię – mówi krakowianin w barwach Legii Michał Pazdan po debiucie w Lidze Mistrzów. Powrót stopera do składu mistrza Polski miał w środowy wieczór przy Łazienkowskiej bardzo konkretny wymiar. Warszawianie zremisowali z Królewskimi 3:3, a Cristiano Ronaldo znów nie strzelił tej drużynie gola.

Czuje Pan satysfakcję po występie przeciwko Realowi?
Wreszcie mogłem zadebiutować w Lidze Mistrzów. Jeździłem jesienią na ważne mecze, ale zamiast grać, przyglądałem się z boku. Najpierw byłem w Kazachstanie (na spotkaniu reprezentacji w eliminacjach mistrzostw świata – przyp.), później na stadionie Sportingu Lizbona, wcześniej oglądałem w Warszawie mecz z Borussią Dortmund. Nie było to przyjemne, gdy się jest kontuzjowanym i ma się świadomość, że potrzeba znowu czasu, by wrócić na właściwe tory. Bo nie da się odbudować z dnia na dzień. Dobrze się złożyło, że zdążyłem wyzdrowieć akurat na ten mecz. Mocno pracowałem, by wrócić do odpowiedniej formy.

Pańska forma przyszła w idealnym momencie dla Legii.
Granie z Realem to czysta przyjemność, ale i wyzwanie. W obronie trzeba uważać na wszystko – na kontrataki, grę pozycyjną, wrzutki, podania prostopadłe. I z takiego meczu człowiek wyciąga mnóstwo nauki. Taki jeden mecz daje dużo więcej niż kilka w ekstraklasie. Na tle takiego rywala od razu wychodzi, co robi się dobrze, a co źle. Okazało się, że potrafiliśmy zagrać w piłkę. Wiadomo, że nie wszystko wychodziło, ale najważniejsze, że nie przestraszyliśmy się rywala i z boiska to naprawdę bardzo przyjemnie wyglądało.

Jaki był nastrój w drużynie po meczu?
Gdy wszedłem do szatni, wszyscy byli zadowoleni. Nie wiem, czy z remisu, ale byli zadowoleni (śmiech). Trzeba się cieszyć z punktu. Wiadomo, było w końcówce 3:2 dla nas, więc można było opóźniać grę, wymuszać faule i długo leżeć po nich na ziemi… Ale umówmy się – graliśmy z Realem Madryt. Co z tego, że zabralibyśmy im w ten sposób minutę, skoro oni w każdej sekundzie potrafią zdobyć gola, bo mają wielkie indywidualności. Dlatego cieszmy się z tego, co jest, bo na pewno wiele osób przed meczem życzyło sobie, by Legia tak się zaprezentowała. I nie chodzi o sam wynik, ale o grę. Możemy być zadowoleni, że kontynuujemy passę gry przyjemnej dla oka. Mistrz Polski nie powinien - za przeproszeniem - „pałować”, tylko grać w piłkę. Tego się od nas wymaga. I ja się cieszę także dlatego, że grając w ten sposób, traci się mniej sił. Skoro potrafiliśmy tak zagrać z Realem, to nie ma co na siłę wyszukiwać u nas kompleksów.

Na Legię po tym meczu będzie się już zupełnie inaczej patrzyło niż dotychczas, gdy była wyśmiewana za występy w Lidze Mistrzów.
Proszę zauważyć, jaką przeszliśmy zmianę. Mam wrażenie, że jestem w zupełnie innym zespole niż na początku okresu przygotowawczego, gdy wracałem do niego po przerwie na Euro. Nie ma co porównywać. Gdy przyszedł trener Jacek Magiera, zaczęliśmy przede wszystkim wierzyć w to, że nie musimy bać się wszystkiego i przegrywać po 0:6. Zaczęliśmy cieszyć się tym, że gramy w Lidze Mistrzów, bo taki mecz to prestiż i czysta przyjemność. Przez tyle lat występów w ekstraklasie wreszcie przyszedł mecz, który daje radość. Już na wyjeździe mogliśmy strzelić Realowi kilka bramek, mieliśmy strzał w słupek i inne okazje. Odżyliśmy jako drużyna.

W meczu z Realem byliście bardzo poukładani w środku pola.
Bo było cicho i można było porozmawiać na boisku. Widać było, że pracujemy. Trochę żartuję, ale nie do końca. To był jedyny plus tego, że graliśmy przy pustych trybunach, mogliśmy się komunikować między sobą. Ale podejrzewam, że gdyby kibice byli na tym meczu, to widowisko byłoby przednie.

Ronaldo znów skończył mecz bez zdobytego gola.
Trzeba się z tego cieszyć, że zatrzymaliśmy najlepszego piłkarza ostatnich lat.

Nie po raz pierwszy to Pan go powstrzymał.
Nigdy nie podchodzę indywidualnie do takich osiągnięć. Każdego trzeba szanować, to podstawa w przygotowaniu do meczu. I trzeba być bardzo czujnym na boisku. Czasem taki jeden mecz da więcej niż kilka spotkań razem wziętych. Musiałem być bardzo skoncentrowany przez cały czas.

Przed spotkaniem w Lidze Mistrzów zagrał Pan w ekstraklasie na boisku w Kielcach. Dużo dał Panu ten mecz?
Tak, bo nie da się od razu wejść na wysoki poziom. Gdy jest się w rytmie meczowym, to jest zupełnie inaczej. Pierwsze występy po przerwie są ciężkie, ja tak zawsze mam. Spotkanie w Kielcach było dla mnie dobrym przetarciem. Wygraliśmy 4:2, drużyna po czerwonej kartce dla Korony rozkręciła się. Dobrze, że wygrywamy w lidze, w niedzielę czeka nas kolejny mecz, z Cracovią. Ważne, żeby gonić Lechię Gdańsk, bo mamy dziesięć punktów straty.

Wynik z Realem was uskrzydli?
Nie pamiętam zespołu, który by ostatnio zagrał na zero z tyłu z tą drużyną. Szkoda, że nie mamy więcej meczów z Realem, bo tak naprawdę chciałoby się grać z nim co tydzień.

Co konkretnie daje drużynie taki mecz?
Dopiero w Lidze Mistrzów okazuje się, jak szybko trzeba operować piłką. Te rozgrywki uczą szybkiego grania. Czasem wydaje się, że mamy więcej miejsca na rozegranie, ale to jest złudne. Jedna strata i rywal natychmiast jedzie do bramki. Trzeba bardzo uważać, mieć wypieszczone każde zagranie.

Grudniowy mecz ze Sportingiem Lizbona w Warszawie urósł do rangi wydarzenia. Może się okazać, że zwycięstwo w nim da Legii awans z trzeciego miejsca do Ligi Europy.
Po pierwszym meczu z Borussią Dortmund wiele osób bało się, że będziemy najgorszym zespołem Ligi Mistrzów i będziemy mieć najwięcej straconych bramek. I że sami nie strzelimy żadnego gola. Widziałem analizy, że przegramy u siebie z Realem 0:4. Nie ma więc co przejmować się tym, co się mówi wokoło, tylko skupić się na własnej robocie. Mamy naprawdę dobrą drużynę. Poczekajmy spokojnie na mecz ze Sportingiem i zobaczymy, co się wydarzy.

Tymczasem już w najbliższą niedzielę konfrontacja z Cracovią.
Najważniejsza jest teraz dla nas ekstraklasa. Bo Liga Mistrzów to jest przyjemność, a nasza liga to jest obowiązek i w niej trzeba zwyciężać. Straciliśmy mnóstwo punktów na początku sezonu i teraz trzeba nadganiać. A więc z Cracovią trzeba po prostu wygrać, i tyle.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Michał Pazdan: Szkoda, że z Realem nie gramy co tydzień - Dziennik Polski

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska