Michał Raczyński jeździł na rowerze po zachodniej Ukrainie. Sprawdzamy, jak rok po wybuchu wojny żyje Lwów i okolice

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Michał Raczyński na tle pomnika Adama Mickiewicza we Lwowie
Michał Raczyński na tle pomnika Adama Mickiewicza we Lwowie Archiwum Michała Raczyńskiego
83-letni Michał Raczyński z Nysy w marcu zjeździł na rowerze okolice Lwowa, na ogarniętej wojną Ukrainie. Oto jego spostrzeżenia o tym, jak wygląda codzienność i jak się można przyzwyczaić do wojny.

Michał Raczyński urodził się w 1940 roku na terenie dzisiejszej Ukrainy, w wiosce Kędzierzawka, powiat Kamionka Strumiłowa. W 1940 roku Sowieci wywieźli siostrę jego ojca - Annę Malinowską z rodziną do Kazachstanu. Przez 40 lat mieszkali ram w ziemiance na stepie, zanim pozwolono się im przenieść bliżej cywilizacji. Przenieśli się wtedy na Zaporoże, do wioski o nazwie Antonówka.
Ojciec pana Michał w czasie wojny z obawy przed ukraińskimi nacjonalistami wstąpił do II Armii Wojska Polskiego, przeszedł szlak bojowy i po wojnie osiadł koło Głubczyc. Mama z dziećmi została na wschodzie, przez lata myśleli o sobie, że nie żyją. Michał Raczyński mieszkał na Ukrainie do 1956 roku. Udało mu się wyjechać do Polski, do ojca, po tym, jak w 1956 roku Gomułka załatwił w Moskwie późną repatriację dla jeszcze 360 tysięcy Polaków. Jego brata już nie puścili. I tak granica podzieliła rodzinę. Michał Raczyński zamieszkał ostatecznie w Nysie, jego brat w Mohylowie, a siostra Maria w rodzinnej Kędzierzawce pod Lwowem. Po 1990 roku Michał Raczyński regularnie odwiedzał swoich bliskich na Ukrainie. Mimo wojny dalej utrzymuje z rodziną bliskie kontakty.

- Po siostrze mam tam 14 wnuków, część prawnuków też jest już żonata – opowiada Michał Raczyński. - Jeden z wnuków służy już trzeci rok w wojsku. Pierwsze 1,5 roku służył w ramach poboru, obowiązkowej służby, a teraz mu przedstawiono kontrakt. Jako szeregowy dostawał żołd poniżej 500 hrywny, ok. 70 złotych na nasze. Po służbie zasadniczej dostał od razu podwyżkę, równowartość ponad 2 tysiące w złotówkach, odkładane na konto. Dostał też propozycję kontraktu z wojskiem. Ma 21 lat, nie mógł się zdecydować, bo jako kontraktowy pewnie od razu poszedłby na front, na pierwszą linię do Bachmutu. I w końcu nie podpisał tego kontraktu. Zwątpił. A jak się nie zdecydował, zabrali mu z konta całą podwyżkę.

Wnuk kuzynki walczył w Bachmucie. Na skutek wybuchów stracił nogę. Ma 30 lat, uszkodzony bark, pokancerowaną twarz i leży w szpitalu. Kolejnej kuzynki syn z żoną mieszkali w Mariupolu. Od początku wojny Michał Raczyński nie ma od nich żadnych wieści.
Napisał o pomoc do ambasady Ukrainy w Warszawie, do konsulatu w Krakowie i nie dostał odpowiedzi.

Przepełniony Lwów

Michał Raczyński jest od lat zapalonym turystą rowerowym, działaczem PTTK. Utrzymuje bardzo bliskie kontakty, także towarzyskie, z turystami rowerowymi z Ukrainy, z Federacją Sportowej Turystyki Ukrainy. Wielokrotnie gościł ich na zlotach w Polsce, mieszkali w jego domu. Zna pracowników naukowych Politechniki Lwowskiej. Regularnie jeździ do Lwowa, gdzie nawet przechowuje na stałe swój rower, żeby nie wozić go za każdym razem za granicę. Ostatnio dłuższy czas spędził tam w marcu tego roku. Korzystając z pogody codziennie jeździł po 40 kilometrów wokół miasta, albo robił wielokilometrowe piesze wycieczki po Lwowie. Zgodnie ze swoim zwyczajem, za granicą stara się nie wyróżniać spośród miejscowych, a kontakty ułatwia mu znajomość języka ukraińskiego.

Pierwszy alarm bombowy przeżył na wycieczce rowerowej.
Na drogach mijał zostawione opony i zaspawane stalowe bariery z szyn. Na wzgórzu za miejscowością w lesie odkrył schrony dla ludzi, wykopane i przykryte deskami i workami doły, a obok figurę Matki Boskiej i kapliczki Drogi Krzyżowej.

- Tam mnie złapał alarm bombowy. Widziałem z góry, jak ludzie uciekali w miasteczku – opowiada Michał Raczyński. - Ja się przytuliłem do figury Matki Bożej, pomodliłem się. Potem takich alarmów było sporo, ale widać, że ludzie już się do nich przyzwyczaili.

Na ulicach Lwowa kręci się mnóstwo ludzi w mundurach polowych. Kobiety z krótką bronią, a mężczyźni z długą.

- Do zdjęć stanąć nie chcą, nie wolno – opowiada Raczyński. - Na archikatedrze, na pomnikach osłony z siatki, żeby nie było szkód od wybuchów. Muzea i gmachy publiczne są osłonięte workami. Rusztowania zabezpieczają choćby pomnik Adama Mickiewicza na placu Swobody.

Na chodnikach ludzie próbują sprzedać rzeczy wyniesione z domów, ciuchy, książki. Starsze osoby żebrzą, podobnie inwalidzi bez nóg.

- To było widać już wcześniej, ale teraz jest więcej – opowiada dalej turysta z Nysy. - Ludzie są przygnębieni. Młodzież nie wytrzymuje napięcia, słychać, że są przypadki samobójstw. Bardzo wielu ludzi chodzi do cerkwi i kościoła. Modlą i dają datki.

Życie codzienne na zapleczu wojny

- Ludzie we Lwowie przyzwyczaili się do wojny – komentuje Michał Raczyński. - Wierzą, że wygrają, choć codzienne widać pogrzeby odprawiane uroczyście, z orkiestrą, wielkimi honorami. Nie ma paniki, nawet jak są alarmy. Ruch odbywa się normalnie, ale miasto jest totalnie zatłoczone. W autobusach, tramwajach i busach ogromne przepełnienie. We Lwowie mieszka teraz 250 tysięcy ludzi ze wschodniej Ukrainy, Lwów ma obecnie ponad milion mieszkańców. Wielu z nich to Rosjanie ze wschodniej Ukrainy. Mają ukraińskie obywatelstwo, ale w sklepie czy restauracji mówią po rosyjsku. Do ekspedientów czy kelnerów mówią wręcz, że nie rozumieją ukraińskiego. Lwów jest rusyfikowany przez tych ludzi.

Sklepy we Lwowie są pełne towarów, ale dla przeciętnego człowieka jest drogo.

- Za 100 złotych można przy wymianie dostać jakieś 850 – 870 hrywien, a przykładowo margaryna śniadaniowa kosztuje 65 hrywien. Na wsi każdy ma działkę, chowa kury, gęsi i jakoś daje radę się wyżywić. We Kędzierzawce mieszka czworo dzieci mojej siostry i każdy uprawia pole. Dodatkowo dorywczo pracują u jakiegoś Polaka, który dzierżawi tam ziemię i uprawia warzywa.

Finansowo pomagają rodzinom ci członkowie, którzy pojechali do pracy w Polsce czy w Niemczech. Raczyński też ma takie przykłady w swojej rodzinie. Synowa siostry od dawana pracuje pod Warszawą przy uprawie ziemi. Co zarobi, zawozi do rodziny na Ukrainie. Wymieniła już stary dach ze strzechy na rodzinnym domu, kupiła używany samochód.

- Na wsiach po wschodniej stronie Lwowa widać sporo domów zaniedbanych, a wśród mieszkańców dominują starsze osoby. Brakuje młodzieży, wieś pada – opowiada Michał Raczyński. – W miejscowościach na zachód od Lwowa widać dużą różnicę na lepsze. Tamtejsi mieszkańcy pracują na zachodzie, zarabiają, wracają i budują się. Wierzą w wygraną wojnę, ale mają wśród swoich kolaborantów. W Janowie, gdzie spadła rakieta i zginęło kilkadziesiąt osób, już ustalili kolaboranta i został aresztowany. 30 procent obywateli Ukrainy tęskni za Rosją, bo za Rosji było lepiej.

Stare problemy w nowych czasach

Problemem pozostaje korupcja. „Wiatki”, z którymi cudzoziemcy najczęściej spotykają się na drogach. Między ludźmi mówi się, ile kosztuje przemycenie kogoś przez granicę. Albo orzeczenia lekarskie, żeby dostać zwolnienie od wojska. Na jedno i na drugie trzeba wydać kilka tysięcy euro, bez gwarancji powodzenia.

- Trzy razy byłem na Ukrainie samochodem i za każdym razem płaciłem „wiatkę” - opowiada Michał Raczyński. – Przykładowo: Na poboczu drogi stał samochód ciężarowy i żeby go ominąć, trzeba było przejechać linię ciągłą. 100 metrów dalej zatrzymuje nas policja, bo naruszyliśmy prawo drogowe. Bo była linia ciągła. Policjant w samochodzie informuje mnie o procedurze, że dostanę mandat 500 hrywien, mam jechać do banku, wystać w kolejce. Moje tłumaczenia nie pomagają. W końcu wyciągam 300 hrywien i mu wręczam. Nie, nie, położyj tu. Do ręki pieniędzy ode mnie nie weźmie. Teraz może coś się zmienia, ale to nie jest łatwe. Co roku wymieniają ludzi w urzędzie celnym, jednak „wiatki” nie znikają.

Za to zdaniem pana Michała poprawił się stosunek Ukraińców do Polaków. Są wdzięczni za pomoc.

- Można tam jechać śmiało, bez obawy – opowiada Michał Raczyński. – Mnie się zdarza, że zawsze spotkam tam kogoś wrogiego Polakom, ale często to pijaczyna, bo bardzo dużo ludzi tam pije.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska