Mieszczuch może już kupić dżem, kiełbasę i ser wprost z zagrody

Edyta Hanszke
Domowej roboty kiełbasę będzie można teraz kupić legalnie u rolnika. Kontrolę nad taką produkcją będą sprawowali weterynarze, sanepid i Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
Domowej roboty kiełbasę będzie można teraz kupić legalnie u rolnika. Kontrolę nad taką produkcją będą sprawowali weterynarze, sanepid i Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Adam Wojnar
Nowe przepisy ułatwiają legalną sprzedaż przetworzonych produktów z gospodarstw. Do 20 tys. zł taki handel jest zwolniony z podatku. Rolnicy się cieszą, ale liczyli na jeszcze więcej „luzu”.

 

Od 1 stycznia weszły w życie nowe przepisy, które zezwalają rolnikom na legalną sprzedaż już nie tylko marchwi, buraków czy jabłek, ale także wytworzonych w gospodarstwie soków, dżemów, pasztetów, ciast czy pierogów.

 

- Cieszę się i chętnie będę sprzedawać przetwory z owoców z przydomowego sadu, kiszone ogórki czy kapustę - mówi Bożena Olejnik z Gospodarstwa Agroturystycznego „Pod lipami” w Skałągach w gminie Wołczyn. - Ale muszę być pewna, że przepisy są jednoznaczne, a nie uzależnione od interpretacji którejś z inspekcji.

 

W ocenie Marioli Szachowicz, zastępcy dyrektora departamentu rolnictwa w opolskim urzędzie marszałkowskim, to kolejny krok do wyczekiwanej przez część rolników możliwości sprzedaży nadwyżki przetworów.

W porównaniu z krajami zachodnimi, gdzie w gospodarstwach od lat można kupić gotowe produkty, w Polsce dotychczas praktykowana była jednie sprzedaż nieprzetworzonych produktów (tzw. bezpośrednia).

Głównie za sprawą przepisów, które takie same były dla tych małych, domowych i dużych, firmowych przetwórni.

 

- Ponad 20 lat temu, kiedy rozpoczynaliśmy sprzedaż produktów z naszych upraw, musieliśmy założyć działalność gospodarczą - wspomina Iwona Śliczna z Demonstracyjnego Gospodarstwa Ekologicznego „Ekostyl” w Biadaczu-Kamienisku w gminie Kluczbork.

Zajmuje się ono sprzedażą warzyw, które trafiają do klientów w całym kraju.

- Natomiast zboża sprzedajemy do przetwórni prowadzonej przez syna i synową, gdzie przerabiane są na biomąkę, kasze czy płatki i także trafiają do sprzedaży - dodaje pani Iwona.

 

Maria Żurek, prezes Kluczborsko-Oleskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej, do której należą m.in. gospodarstwa agroturystyczne także liczy, że nowe prawo zachęci członków organizacji do poszerzenia oferty o sprzedaż lokalnych smakołyków.

KOLOT niedawno stworzył szlak kulinarny „Miodowo-mleczne smaki”.

 

W „menu” znalazł się np. królik w miodzie czy pierogi z serem białym lub kozim.

Tyle, że dotychczas możliwość ich zjedzenia miały osoby wykupujące wypoczynek w gospodarstwie.

Teraz rolnik po zgłoszeniu sprzedaży będzie mógł legalnie oferować takie potrawy nie tylko gościom agroturystyki.

 

Zgodnie z nowymi przepisami wyroby na sprzedaż muszą zawierać co najmniej połowę składników pochodzących z danego gospodarstwa (nie wliczając w to wody), a sprzedaż jest możliwa bezpośrednio u rolnika albo w miejscach przeznaczonych do prowadzenia handlu.

Jeśli przychody z tego tytułu nie przekroczą 20 tys. zł rocznie, to rolnik nie będzie musiał odprowadzać podatku.

Z kolei do kwoty 150 tys. euro zapłaci go 2 proc. W obydwu przypadkach sprzedaż trzeba ewidencjonować.

 

- Kwota do 20 tys. zł jest symboliczna - zauważa Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu. - Nieopodatkowane przychody na tym poziomie nie poprawią budżetów gospodarstw rolnych, za to pozwolą na legalną sprzedaż przetworów, których sami domownicy nie zjedzą.

 

W jego ocenie w nowej ustawie jest wiele niejasności.

- Na przykład rolnik nie może świni na wyroby ubić u siebie, tylko w ubojni, a myśliwego, który ustrzeli dziką zwierzynę, takie zasady już nie dotyczą - podaje Czaja.

 

Z kolei przedstawiciele Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC) są rozczarowani, że ustawa nie zezwala na sprzedaż produktów z gospodarstw do lokalnych sklepów, restauracji i stołówek.

 

Gospodarz, który będzie chciał sprzedawać wyroby ze zwierząt i roślin, musi zgłosić to u powiatowego lekarza weterynarii.

Np. w PIW w Opolu dotychczas zarejestrowanych było 56 takich gospodarstw, z czego 40 sprzedawców miodu, po 8 ryb i jaj.

 

Z kolei przetwarzający tylko produkty roślinne rejestrują działalność w sanepidzie.

- Naszą rolą jest kontrola warunków takiej produkcji zgodnie z dobrą praktyką higieniczną i producencką - wyjaśnia Małgorzata Gudełajtis z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska