Mieszkańcy wioski walczą z Piekłem. Okazuje się, że sprawa nie jest łatwa i zahacza aż o ministerialne gabinety

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Mieszkańcy Ciecierzyna walczą, by tablica z nazwą "Piekło" zniknęła z ich wioski.
Mieszkańcy Ciecierzyna walczą, by tablica z nazwą "Piekło" zniknęła z ich wioski. Milena Zatylna
Mieszkańcy Ciecierzyna wypowiedzieli wojnę Piekłu. Sprawa nie jest prosta. Zahacza aż o ministerialne gabinety. I o przeszłość, której nie da się wymazać.

Porządek czy bałagan

Biblia głosi, że droga do Nieba jest wąska i wyboista. Ale do Piekła też niełatwo się dostać. Przynajmniej do tego. Za dworcem kolejowym w Byczynie trzeba przejechać przez niewielki mostek – dwa auta na pewno tam się nie wyminą, a później dziurawym asfaltem jakiś kilometr prosto i w prawo. Nowy dywanik by się przydał, jednak nie ma pieniędzy. Jezdnia jest w tak kiepskim stanie, że niejeden stracił tu oponę.

Istnieje jeszcze inna trasa – od krajowej „jedenastki” w Gołkowicach. Choć prowadzi tamtędy GPS, ale lepiej się nią nie zapuszczać. Droga jest zwodnicza – najpierw piękny asfalt, później szutrówka, aż w końcu bagno. Już dwie karetki tu utknęły, a ostatnio nawet tir.

Ale do 2016 roku pod współrzędnymi 51⁰08'17'' szerokości geograficznej północnej i 18⁰09'37'' długości geograficznej wschodniej jeszcze Piekła nie było.

Pojawiło się później, kiedy Starostwo Powiatowe w Kluczborku, przy okazji wymiany starych tablic przy drogach, postanowiło uporządkować sprawę nazw miejscowych.

Obok głównych, znalazły się również nazwy przysiółków. I tak np. Piaski zastąpił Daniszów, w Smardach Górnych pojawił się Sułoszyn, w Bażanach – Kanimirów, zaś w Nowej Bogacicy – Kolonia Piecowa.

- W wielu miejscach przez lata funkcjonowały nazwy zwyczajowe, których nie było w Wykazie urzędowym nazw miejscowości i ich części – tłumaczy Wiesław Szczerba, naczelnik Wydziału Zarządzania Drogami Starostwa Powiatowego w Kluczborku. – Rodziło to różne perturbacje. Na przykład służby ratownicze miały problem z dojazdem pod wskazany adres. Z tego powodu musieliśmy to ujednolicić.

I tak w wyniku urzędowych porządków, pewnego dnia mieszkańcy Ciecierzyna obudzili się… w Piekle.

- O ile niektóre nazwy miały swoje uzasadnienie historyczne, my zachodziliśmy w głowę, skąd Piekło się u nas wzięło – mówi Artur Ptak. – Tak naprawdę urzędnicy nie zrobili porządku, tylko potworny bałagan, który wyniknął najprawdopodobniej z powielenia pomyłki i nieznajomości niemieckiego przez żołnierzy Armii Czerwonej, „wyzwalającej” te tereny i ludowej władzy, która po wojnie tworzyła tu polską administrację.

Piekło w gminie Byczyna jest, ale koło Roszkowic. To tam, na wzgórzu, w styczniu 1588 roku doszło do krwawej bitwy o polski tron między wojskami hetmana Jana Zamoyskiego a armią księcia Maksymiliana Habsburga. Ofiar była tak dużo, że ich krew zabarwiła ziemię na czerwono. Ponieważ zima była sroga, ziemia zamarzła na kamień, nie dało się pochować zwłok. Leżały do wiosny. Mieszkańcom okolicznych terenów obraz ten kojarzył się z piekłem i tak przysiółek nazywali.

W XIX i XX wieku znajdował się tam folwark Albertinenhof, czyli po polski Wzgórze Alberta. Inny, pod tą samą nazwą, funkcjonował w części Gołkowic, która dużo później została przyłączona do Ciecierzyna.

- Przypuszczamy, że mieszkańcy roszkowickiego przysiółka wyjaśnili powojennej administracji, że po polsku Albertinenhof to Piekło. To samo tłumaczenie zastosowano z automatu w przypadku drugiego z folwarków – mówi Paweł Grygier, sołtys Ciecierzyna. – Znalazło się ono na mapach i w ten sposób stało się oficjalne.

Początkowo mieszkańcy Ciecierzyna nawet żartowali z nowej nazwy. Mówili, że skoro we wsi pojawił się Belzebub (mieli na myśli byłego burmistrza, który się tu wprowadził, a nie przez wszystkich jest lubiany), to i piekło musi być. Ale wkrótce przestało im być do śmiechu. Piekło się zmaterializowało. Ze zbitki liter, abstrakcyjnego pojęcia rodem z teologicznych rozpraw i słowników, stało się faktem. I uderzyło w nich z całą mocą.

W piekle nie ma niewinnych

Była środa 12 grudnia 2018 roku. Do cichego, wręcz nudnego dotąd Ciecierzyna, zajechało kilka policyjnych samochodów. Zatrzymały się przy posesji Aleksandry J. i Dawida W. Już po kilku godzinach kryminalni odkryli na miejscu zwłoki czworga noworodków.

W czasie śledztwa okazało się, że Aleksandra rodziła kolejne dzieci i je zabijała. Według ustaleń biegłych przychodziły one na świat w latach 2013, 2015 i 2016. Ostatnia, Ewelinka, urodziła się 30 listopada 2018 roku. Tylko ona otrzymała imię. Jej rodzeństwo pozostało anonimowe.

Z wyjaśnień, jakie złożyła matka, wynikało, że rodziła w domu. Noworodki wkładała do reklamówki i czekała, aż się uduszą. Następnie zwłoki ukrywała na terenie posesji.

Od chwili makabrycznego odkrycia Ciecierzyn przez kilka miesięcy nie schodził z pierwszych stron gazet. Był tematem numer jeden w ogólnopolskich kanałach telewizyjnych i na radiowych antenach. Dysputy na temat tego, co się tam wydarzyło, toczyli najważniejsi politycy w kraju, socjologowie, psychologowie i eksperci różnej maści.

Bez przesłuchań, weryfikowania faktów do jednego worka wrzucili wszystkich – i sprawców tej niewyobrażalnej zbrodni, i pozostałych mieszkańców wioski, bo przecież w piekle nie ma niewinnych. Po co się wysilać, skoro nazwa tłumaczy wszystko?
Dziennikarze z pasją kręcili „setki” i robili czołówki pod tablicą Ciecierzyn-Piełko. To był hit! Wymarzony breaking news! Sam diabeł lepiej by tego nie wymyślił.

- Baliśmy się z domu wyjść, bo czatowali na nas wszędzie, przy sklepie, pod kościołem, a niektórzy nawet wjeżdżali na podwórka, dobijali się do drzwi – opowiadają mieszkańcy Ciecierzyna. – Czuliśmy się zaszczuci. Co byśmy powiedzieli i czego byśmy nie powiedzieli, i tak wszystko było użyte przeciwko nam. Do dziś, kiedy widzimy we wsi kogoś nieznajomego, obawiamy się, że przyjechał w „tej” sprawie.

Ciecierzyn zamarł. Ludzie zamknęli się w domach. Wydarzenie to zachwiało ich zaufaniem do sąsiadów i znajomych. Próbowali odpowiedzieć sobie na pytanie, jak w ich normalnej, dotąd zżytej, aktywnej, porządnej wiosce, mogło dojść do tak strasznej zbrodni. Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Wcale nie byli bierni i obojętni. Bo kiedy np. jeden z ich sąsiadów nie miał pieniędzy na remont i woda lała mu się na głowę, za własne pieniądze kupili blachę i położyli mu nowy dach.

Ale komentatorzy wiedzieli, że mieszkańcy Ciecierzyna muszą być źli i współwinni, skoro się nie interesowali, nie dopytywali, nie dociekali, kiedy Aleksandra J. tłumaczyła, że duży brzuch to od wody albo że dzieci rodzi i zostawia w szpitalu do adopcji.
Tymczasem, kiedy ludzie zgłaszali do służb oraz instytucji swoje wątpliwości, nikt ich nie traktował poważnie. Odbijali się od ściany urzędniczej obojętności. Co więcej, uchodzili jeszcze za wścibskich i plotkarzy, którzy wtrącają nos w nieswoje sprawy.

Kilka ciosów naraz

W tej sytuacji mieszkańcy Ciecierzyna nie wiedzieli, gdzie się schować przed atakami i gdzie szukać pomocy. Samozwańczy sędziowie gotowi byli zajrzeć im do bebechów, zeskanować sumienia, aby wyszło zgodnie z tezą. Nawoływali, że trzeba wszystko skontrolować, skończyć wreszcie z tą patologią, która trwa tu pewnie od lat. Cynicznie grali, bo wybory, słupki oglądalności, popularność. Temat był nośny. Wzbudzał skrajne emocje i sprzedawał się sam. Publika chciała wiedzieć, co nowego w sprawie. Samograj, jaki trafia się może raz na dekadę.

- To, że przetrwaliśmy ten czas, zawdzięczamy naszemu księdzu – mówią mieszkańcy wioski. – Bez niego chyba byłoby niemożliwe wydobyć się z tego piekła.

Ksiądz Dariusz Brylak przyznaje, że wszyscy w parafii bardzo mocno przeżyli tę tragedię. Niektórzy przypłacili ją nawet zdrowiem.

- Do tej pory spinam się na samo wspomnienie – wyjaśnia. – Jako społeczność dostaliśmy kilka potężnych ciosów. Pierwszy, że wśród nas doszło do przerażającego dzieciobójstwa. Drugi, że nie dano nam prawa, abyśmy uczestniczyli w pogrzebie zamordowanych dzieci i chociaż w ten sposób zamknęli tę tragedię. Zakończyli ją, tak jak grób kończy pewne sprawy.

Miała to być cicha ceremonia na cmentarzu w Kluczborku, ale informacja przedostała się do mediów. Dziennikarze zrelacjonowali w swoich materiałach, że ani proboszcz, ani mieszkańcy Ciecierzyna nie pojawili się na pogrzebie. Znów byli najgorsi. Tymczasem nikt we wsi o niczym nie wiedział.

Później było jeszcze kilka bolesnych uderzeń.

- Po wielokroć zostaliśmy obwinieni i osądzeni – mówi ks. Dariusz Brylak. – Ci, którzy w tej sprawie tak głośno się wypowiadali, bazując tylko na bardzo podkręconych i zmanipulowanych doniesieniach medialnych, nigdy do nas nie przyjechali. A ja dziś chciałbym im spojrzeć w oczy, bo łatwo jest kogoś zniszczyć, bez żadnych konsekwencji.

Ksiądz zorganizował w kościele dzień ciszy, by ludzie mogli blisko Boga znaleźć ukojenie. Później parafianie wielokrotnie spotykali się, by omodlić tragedię.

- Stała się straszna rzecz i nie było procedur, jak postępować, działałem intuicyjnie – wyjaśnia proboszcz. – Najprościej jest potępić.

Tragedia wydarzyła się wśród nas i dlatego trzeba było razem przez to przejść. Każdy ciężar jest o połowę lżejszy, jeśli niesie się go we dwoje. Dzięki temu, że byliśmy razem, udało nam się przetrwać.
Jeszcze do niedawna mieszkańcy wioski nie chcieli nawet wspominać o dramacie. Teraz jeśli już wspominają, mówią lapidarnie „to zdarzenie”, bez wchodzenia w szczegóły.

- Ale skoro podjęli inicjatywę, by wyrzucić Piekło z nazwy miejscowości, to znaczy, że chcą się od tego odciąć – przypuszcza ks. Dariusz Brylak. – To jest dobry moment, by się odrodzić. Spuścić z siebie emocje, które tyle czasu się kumulowały, bo zapomnieć nie sposób. To już zawsze w nas pozostanie.

Ponieważ proboszcz lubi pytać, czego Bóg chciał nauczyć ludzi przez daną sytuację, proszę, by teraz on na nie odpowiedział.

- To pokazuje, kim możemy się stać, jeśli nie będziemy nad sobą pracować i puścimy samopas naszą ludzką naturę – mówi. – Musimy konfrontować się z Bogiem, Wyższą Ideą, czy jak to nazwiemy, bo nasze nieposkromione instynkty oraz wszechobecny indywidualizm, prowadzą nas na manowce.

Nie tak prosto zlikwidować Piekło

Okazuje się jednak, że łatwiej tablicę postawić, niż ją ściągnąć. Wydawałoby się, że trzeba odkręcić tylko kilka śrubek, jednak musi to być poprzedzone wielostopniową procedurą, która zahacza aż o Ministerstwo Spaw Wewnętrznych i Administracji. Jeśli wniosek o zmianę lub zniesienie nazwy miejscowości uzyska akceptację na wszystkich szczeblach, może to nastąpić w kolejnym roku kalendarzowym.

- Popieram mieszkańców Ciecierzyna w tej sprawie, bo w niczym nie zawinili i nie zasługują na to, żeby ich wioska kojarzyła się z piekłem – mówi radny Damian Gocejna. – Zawsze mi się z nimi bardzo dobrze współpracowało. Stali się tu ofiarą żądnych sensacji mediów i polityków żerujących na cudzym nieszczęściu.

Jest szansa, że w końcu, przy dobrej woli urzędników, Piekło z tablicy zniknie. Co jednak zrobić z przeszłością?
Opinię, jaka poszła w świat, trudno zmienić. Relacje zostały w archiwach redakcji, bibliotekach, Internecie i w tak zwanej pamięci zbiorowej.

- W pogodni za tanią sensacją mało kto próbował dociec jak było w rzeczywistości – ubolewa ksiądz Dariusz Brylak. - I to jest prawdziwe piekło, bo w nim prawda się nie liczy.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska