Mieszkaniec Gierałcic podejrzany o podpalenie swojego domu

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
W wiosce w ciągu roku doszło do kilku dziwnych pożarów. Ludzie boją się o swoje życie i mienie.

- Mogliśmy wszyscy zginąć w pożarze. Ja i wnuki już spaliśmy. To był przypadek, że moja córka przed północą wróciła z urodzin i zauważyła ogień w stodole - opowiada mieszkanka Gierałcic koło Głuchołaz.

W nocy z 27 na 28 grudnia we wsi płonęły dwa budynki, położone ok. 100 metrów od siebie. W stodole rodziny M. ogień podłożono w trzech miejscach. Właścicielka w nocy wyszła na balkon, żeby zgasić świąteczną iluminację. Przypadkowo zauważyła ogień i dym w stodole, dobudowanej do budynku mieszkalnego. Wezwani strażacy wcześniej trafili na płonący dom rodziny L. Kiedy miejscowa drużyna OSP wyjeżdżała z remizy, Daniel L. już biegł wzywać pomocy.

Dla rodziny L. straty są znacznie większe. Oszacowano je wstępnie na 10 tys. zł. Spłonął dach domu zamieszkanego przez ponad 80-letnią kobietę, jej syna i dwóch dorosłych wnuków. Dzień po pożarze policjanci postawili zarzut podłożenia ognia pod oba zabudowania jednemu z nich, 35-letniemu Danielowi L.

- Podejrzany przyznał się do zarzutów - mówi prok. Klaudiusz Juchniewicz, zastępca prokuratora rejonowego w Prudniku. - Prowadzimy ustalenia dotyczące innych zdarzeń, bowiem mężczyzna w swoich wyjaśnieniach przyznał się jeszcze do jednego podłożenia ognia.

- To nieprawda, że podpaliłem - powiedział nam podejrzany Daniel L. - Tej nocy spałem, kiedy ojciec obudził mnie i brata, że się pali. Nie wiem jak to się stało, że się przyznałem do zarzutów. Pierwszy raz w życiu byłem na policji.

Tymczasem o winie Daniela L. przekonani są mieszkańcy tej części Gierałcic, choć przyznają, że nie ma na to dowodów. W ciągu ostatniego roku w pobliżu jego domu doszło do trzech pożarów. Za każdym razem w nocy płonęły oddalone stodoły czy szopy. Daniel L. albo pierwszy zawiadamiał straż, albo był na miejscu jako jeden z pierwszych.

Mężczyzna zresztą sam kiedyś był strażakiem, ale kilka lat temu złożył rezygnację.

Sąsiedzi boją się kolejnych podpaleń. Zostawiają na noc światła w oknach, spuszczają psy, instalują kamery wokół domów. Tymczasem prokuratura tłumaczy, że nie wystąpiła o tymczasowy areszt podejrzanego, bo będzie odpowiadał tylko za zniszczenie mienia.

- Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego o spowodowaniu pożaru możemy mówić dopiero gdy zagrożonych jest co najmniej 10 osób lub mienie znacznej wartości - tłumaczy prok. Juchniewicz. - Przy zarzucie zniszczenia mienia żaden sąd nie zgodzi się na tymczasowy areszt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska