Milena Barakońska, łuczniczka: - Gdy strzelam, nie oddycham

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Unieść łuk, wycelować i trafić w cel! - to tylko z pozoru jest proste.
Unieść łuk, wycelować i trafić w cel! - to tylko z pozoru jest proste. Krzysztof Strauchmann
Rozmowa z Mileną Barakońską, łuczniczką z Prudnika, drużynową mistrzynią świata.

- Czy już jako dziecko biegałaś po lesie z wykonanym z gałęzi łukiem i celowałaś w szyszki na drzewach?
- Nie, ponieważ, mówiąc szczerze, łucznictwo mnie kompletnie nie interesowało. Nawet w 2005 roku, gdy mając czternaście lat, trafiłam pierwszy raz na trening łucznictwa - to przez przypadek i bardziej dla towarzystwa. Tato koleżanki znał trenera, przekonał mnie oraz jeszcze pięć innych osób, abyśmy przyszli, zobaczyli, jak to jest na treningu. Poszliśmy całą paką. Wszyscy postanowiliśmy spróbować, ale po paru tygodniach z szóstki zostałam w klubie tylko ja...

- Teraz robisz dobrą reklamę swemu klubowi, pewnie coraz więcej młodych prudniczan chce trenować łucznictwo...
- Może to i racja. Gdy wczoraj przyszłam na trening, było tam więcej rodziców z dziećmi niż zwykle. Chcieli je zapisać na zajęcia? Akurat w tym dniu ukazała się informacja, że jestem w najlepszej drużynie świata.

- Nie pochodzisz ze sportowej rodziny?
- Nie. Mama z tatą czasem rekreacyjnie jeżdżą na rowerach. Moja starsza siostra kiedyś trenowała łucznictwo, ale po trzech miesiącach zrezygnowała. Ja nawet nie pamiętałam tego epizodu.

- Jak więc odkryłaś w sobie zdolności Robin Hooda?
- Wraz z pierwszym medalem. Wcześniej grałam w kosza i myślałam, że to koszykówka jest moją pasją...

Postać

Postać

Milena Barakońska ma 17 lat, mieszka w Prudniku, uczy się w tamtejszym I LO. Trenuje w klubie Obuwnik Prudnik pod okiem Kazimierza Kocika. Jest jedną z najbardziej utalentowanych łuczniczek w kraju, tydzień temu zdobyła wraz z dwiema innymi zawodniczkami tytuł drużynowych mistrzów świata juniorów.

- Trafienie strzałą do tarczy okazało się łatwiejsze niż trafienie piłką do kosza?
- Początkowo starannie celowałam, ale strzały leciały kompletnie nie tam, gdzie zamierzałam. Po paru miesiącach treningu wzięłam udział w zawodach i... zdobyłam trzecie miejsce, dostałam medal. To była najlepsza motywacja do dalszych treningów. Chciałam wciąż ćwiczyć ,aby na kolejnych zawodach znów zrobić dobry wynik. Gdy to uczyniłam, znów pojawiał się kolejny cel: następne zawody, następne medale. I tak się wciągnęłam.

- Ile czasu poświęcałaś na treningi?
- Na samym początku trenowałam dwa razy w tygodniu, po 2-3 godziny. Od roku jestem w reprezentacji kraju, więc trenuję codziennie po 2-3 godziny. Do tego są też zajęcia siłowe. Przed każdymi mistrzostwami jeździmy na zgrupowania, gdzie nie tylko strzelamy z łuku po parę godzin dziennie, ale i biegamy.

- Co takie intensywne uprawianie sportu daje, a co zabiera z życia kilkunastoletniej dziewczynie?
- Chodzi o to, czy straciłam coś z młodości? Miałam kryzys, sądziłam, że za dużo czasu i życia poświęcam na sport, zapewne podobnie myśleli ci, którzy szybciej zrezygnowali. Ale teraz wiem, że nic nie straciłam, sporo zyskałam. Sport otworzył mi świat, dzięki niemu podróżuję, byłam w Hiszpanii, we Włoszech, na Ukrainie. To może nie są wycieczki krajoznawcze, ale gdybym nie trenowała, nie pojechałabym do tych wszystkich krajów. Poznałam parę zawodniczek, z którymi do tej pory mailuję.

- Masz czas na wyjście do kawiarenki?
- Mam, ale wolę pochodzić ze znajomymi po mieście. Oczywiście gdy jest ciepło, teraz faktycznie pozostają mi kawiarenki.
- Czy łucznictwo to sport dla leniwych?
- Cóż - po treningach nie mam zakwasów, nie drżą mi mięśnie, więc może to i sport dla leniwych. Ale wymaga on też wielkiego skupienia oraz dużych umiejętności technicznych. Obserwatorom wydaje się to takie proste: unieść łuk, wycelować i trafić! Podczas celowania muszę wiedzieć, kiedy wstrzymać oddech, muszę nauczyć się odpowiednio podnosić lewą rękę, a prawą silnie i energicznie odrzucać do tyłu, dbając, by łuk nie drgnął. I jeszcze pilnować, aby łopatki były ściągnięte...

- Ale te umiejętności są przydatne, na przykład podczas gry w darta...
- (śmiech) Nie próbowałam jeszcze.

- Łuk robi się na miarę?
- Tak, są trzy rodzaje łuków: krótkie, średnie i długie, a ich rozmiary mają związek z długością ramion zawodniczki. Nie zawsze można dobrze trafić z rozmiarem łuku. Mnie najpierw dobrano łuk długi, teraz mam go zmienić na średni.

- To drogi sprzęt?
- Bardzo. Łuk z celownikiem, stabilizatorem i butonem służącym do ustawiania, kosztuje około 10 tysięcy złotych. Lepiej więc o nim nie zapominać podczas zawodów. Mojej koleżance zdarzyło się raz zostawić łuk w hotelu, zauważyła to, gdy wyjechała już z miasta, gdzie odbywały się zawody. Była mocno przestraszona stratą, na szczęście wszystko się dobrze skończyło, odzyskała sprzęt. Mam nadzieję, że mi się taka przygoda nie przytrafi.

- Tydzień temu zdobyłaś drużynowe mistrzostwo świata juniorek. Rok wcześniej zdobyłaś srebro w halowych drużynowych mistrzostwach Europy. Jakie masz marzenia?
- Realne, myślę, że do spełnienia. Chcę znów wystartować w mistrzostwach świata juniorów, w Stanach Zjednoczonych. Muszę oczywiście najpierw zakwalifikować się do pierwszej trójki łuczniczek w Polsce. To jest do zrobienia. Te zawody byłyby dla mnie szczególne, po raz pierwszy strzelałabym z dystansu 70 metrów.

- A marzenia prywatne?
- Zwiedzić Paryż, to miasto miłości, wielkiej sztuki i architektury. Chcę go zobaczyć na własne oczy.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska