Najgorzej jest, gdy spada ciśnienie. Słodkawy smród staje się nie do wytrzymania. Mieszkańcy wsi chętnie opowiadają o niedogodności. Ujawnić swoich nazwisk jednak nie chcą. Twierdzą, że interwencje na niewiele się zdadzą, więc po co się narażać.
- Nie można otworzyć okna ani wyjść na zewnątrz. Wiadomo, że najgorzej jest latem. Wstyd, kiedy przyjdą goście i siedzimy na zewnątrz, a pojawia się smród. Nie wiadomo, gdzie się schować - relacjonuje pan Andrzej, mieszkaniec ulicy Dworcowej w Osowcu. - Po zapachu można jednak przewidywać pogodę. Kiedy śmierdzi w Węgrach, będzie słońce, a kiedy w Osowcu, to spadnie deszcz - dodaje.
To smród przypominający odór trupi. Taki słodkawy. Na samą myśl niedobrze mi się robi. Już zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, ale dobrze byłoby, gdyby w zakładzie zamontowano jakieś urządzenia zatrzymujące - mówi pani Maria, również mieszkanka ulicy Dworcowej.
Mieszkańcy muszą się jednak uzbroić w cierpliwość. Na razie zakład nie ma pieniędzy na zamontowanie biofiltrów, które pochłaniałyby odór.
Wydostawanie się na zewnątrz nieprzyjemnego zapachu nie zależy od nas. Chcemy zamontować filtry, ale nie wcześniej niż w przyszłym roku. Kosztują co najmniej milion złotych - wyjaśnia Danuta Wais, kierownik zakładu.
Pracownicy zakładu twierdzą, że mieszkańcy skarżą się na doskwierający im odór dlatego, że ostatnio pojawia się on coraz rzadziej. Po zamontowaniu filtrów zniknie zupełnie.