Ujadanie słychać już od bramy przytuliska. Kiedy grupa ludzi wchodzi między klatki, szczekanie psów zagłusza wszystko. - Teraz już dość szybko się uspokajają, ale na początku taki jazgot trwał nawet godzinę - mówi Michał Przybylski, jeden z dziewięciorga brzeżan, którzy zgłosili się do pomagania bezdomnym czworonogom. - One po prostu lgną do ludzi.
Kiedy Daria Rychter wchodzi do klatki, siedzący tam husky o mało jej nie taranuje. Z radości. Już wie, że za chwilę dziewczyna założy mu smycz i wyprowadzi na długo oczekiwany spacer. - Te pieski siedzą tu całymi dniami. Są karmione, mają kojce, ale trzeba im też miłości, ciepła, kontaktu z człowiekiem - mówi Daria, a wtórują jej Nina Szymańska i Karolina Antoszczyszyn.
Przytulisko od pięciu lat prowadzi Zakład Higieny Komunalnej. Pieniędzy z miasta (kilkadziesiąt tysięcy rocznie) starcza na karmę, opłacenie weterynarza i jednego pracownika, wyposażenie czy zapłatę za wyłapywanie kolejnych bezdomnych zwierzaków.
- W ciągu roku przewija się u nas około 100 psów, a od początku istnienia było ich blisko 500 - wylicza Monika Kołodziej, która w ZHK nadzoruje działanie przytuliska. - Ta grupa osób sama zgłosiła się do pomocy i zaoferowała opiekę. Będą te psy wyprowadzali, pielęgnowali, pomagali w znajdowaniu nowych domów.
Choć określenie wolontariusz nasuwa się samo, to Daria, Nina, Michał i pozostali opiekunowie nie mogą się tak nazywać. Formalnie są "osobami świadczącymi pomoc z własnej inicjatywy i na własną odpowiedzialność".- Znalezienie odpowiedniej formuły na naszą pomoc trochę trwało, ale nieważne, jak to nazwiemy.
Ważne, że udało się nawiązać współpracę - podkreśla Michał Przybylski i przypomina trudne początki: - Chęć prowadzenia wolontariatu zgłaszały na początku pojedyncze osoby, ale bez powodzenia. W końcu zorganizowaliśmy się na forumbrzeg.pl i jako grupa zaczęliśmy rozmowy z burmistrzem i prezesem ZHK. Kiedy zaangażowały się w to dorosłe osoby, to władze popatrzyły na nas przychylniej.
Pierwszych dziewięciu społecznych opiekunów to: uczniowie, studenci, nauczyciele. Niektórzy przyprowadzili nawet swoje mamy. - Córka nie musiała mnie namawiać, bo miłość do zwierząt to u nas rodzinna przypadłość - podkreślała Irena Szymańska. - Będziemy tu przychodzić w każdej wolnej chwili.
Z kolei dla Kamili Dżul wizyty w przytulisku to jedyny kontakt z psami, bo własnego nigdy nie miała: - Chciałabym bardzo, mamy w domu warunki, ale na razie jeszcze nie przekonałam rodziców.Społecznicy mają już mnóstwo pomysłów.
- Będziemy współpracowali ze szkołami, koleżanki od dawna działają w fundacjach prowadzących inne schroniska, więc też wykorzystamy te kontakty, poszukamy sponsorów - wymienia Przybylski. - Planujemy też zrobić prezentację psów z przytuliska oprowadzając je np. po Rynku. Chodzi o to, żeby było o nas głośno z pożytkiem dla psów.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?