Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce. Chodziarz AZS-u Politechniki Opolskiej Dawid Tomala spróbuje zawojować Berlin [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Dawid Tomala (w czarnym stroju) to jedyny przedstawiciel klubu z Opolszczyzny na mistrzostwach Europy w lekkoatletyce.
Dawid Tomala (w czarnym stroju) to jedyny przedstawiciel klubu z Opolszczyzny na mistrzostwach Europy w lekkoatletyce. materiały AZS PO
- Moim celem jest miejsce w pierwszej „ósemce” - mówi przed sobotnim startem (godz. 10.55) w mistrzostwach Europy, w chodzie na 20 kilometrów, Dawid Tomala. 29-letni zawodnik od tego roku reprezentuje barwy AZS-u Politechniki Opolskiej.

Jak wyglądały ostatnie tygodnie pańskiego życia przed mistrzostwami Europy w Berlinie?
Po czerwcowych mistrzostwach Polski na dystansie 20 km, gdzie zdobyłem srebrny medal, udałem się na obóz i otrzymałem od trenera kadry wytyczne odnośnie warunków, jakie muszę spełnić podczas lipcowych MP na 10 km, by pojechać na mistrzostwa Europy. Przez parę tygodni poświęciłem wszystko ku temu, by wywalczyć przepustkę do Berlina. Udało się to zrobić z nawiązką, bo wygrałem i poprawiłem nawet rekord życiowy. Potem udałem się na zgrupowanie do Spały, gdzie zwykle miałem po dwa treningi dziennie. Teraz już oczekuję na sobotni start.

Jakie więc ma pan oczekiwania względem występu w stolicy Niemiec?
Przede wszystkim chciałbym poprawić swój najlepszy tegoroczny rezultat i spróbować zająć miejsce w pierwszej „ósemce”. Wiem, że mogę tego dokonać, ale też nie chcę niczego obiecywać. Jestem raczej realistą i zdaję sobie sprawę, że przy tak wysokiej temperaturze, jaka obecnie panuje, będzie bardzo trudno o poprawienie rekordu życiowego. Dlatego w związku z panującymi upałami muszę dobrać odpowiednią strategię, żeby podołać czekającemu mnie wyzwaniu.

Jakie więc dystanse pan przemierzał na treningach przed startem w Berlinie?
Zwykle oscylowały one w granicach od 10 do ponad 20 km. Na mistrzostwach Europy chciałbym uzyskać czas w okolicach 1 godziny i 20 minut, dlatego też patrzyłem na to, by jednostki treningowe poprzedzające mój start w Niemczech trwały mniej więcej tyle samo. Zdarzały się treningi, które trwały około 2 godzin. Przemierzałem podczas nich nawet około 25 km, ale przed samymi zawodami starałem się już ich unikać.

Przygodę z chodem rozpoczął pan jako 14-latek, w 2003 roku, w czasach świetności Roberta Korzeniowskiego. To jego osoba zainspirowała pana do podjęcia treningów?
Oczywiście, że tak było, i tak nadal jest. Treningi zacząłem zresztą w klubie UKS Maraton Korzeniowski Bieruń, którego Robert był patronem. Kiedy jeszcze byłem w gimnazjum, pewnego dnia przyjechał do nas w odwiedziny, więc już za młodu miałem okazję spotkać się z takim mistrzem. To był dla mnie dodatkowa motywacja, bo początkowo bardziej myślałem o zostaniu biegaczem. Powiedziałem o tym zresztą otwarcie, gdy poszedłem na pierwsze zajęcia do klubu. Trenerzy nie widzieli problemu, ale wyjaśnili mi również, że mają podopiecznych, którzy osiągają bardzo dobre wyniki w chodzie sportowym na arenie ogólnokrajowej. Wyjazd na mistrzostwa Polski wydawał mi się wtedy kosmiczną wizją, czymś niewyobrażalnym. Ale, jak się okazało, technika chodu przyszła mi z łatwością i bardzo szybko zacząłem robić kolejne postępy.

Ile czasu po rozpoczęciu treningów zajęło panu uporanie się z bólem piszczeli?
Właśnie kiedyś się nad tym nawet zastanawiałem, ale nie potrafiłem sobie tego dokładnie przypomnieć. Najgorszy był pierwszy tydzień, później ból stopniowo, powoli zaczął puszczać. A początkowo było on naprawdę dość spory. Nie towarzyszył mi on jednak przez dłuższy czas. Wydaje mi się, że było to głównie kwestia tego, iż na początku przygody z chodem dużo pracowałem nad właściwą techniką. Ćwiczenie mające na celu jej poprawę były robione na spokojnie, wolniejszym tempie i sprawiły, że moje "pierwsze kroki" w chodzie nie były szczególnie trudne i bolesne.

W jednym z wywiadów, z uśmiechem, powiedział pan: „ludzie, nie uprawiajcie chodu”. Chodziło tylko o to, że ta dyscyplina nie jest zbyt popularna medialnie?
Chód to bardzo ciężki kawałek chleba. Po pierwsze, nie jest on właśnie zbyt medialną konkurencją. Po drugie, naprawdę trudno jest skupić się wyłącznie na jej uprawieniu. Dla przykładu, o ile skoczkowie lub sprinterzy mogą rywalizować teoretycznie nawet codziennie, to my mamy zaledwie kilka występów w roku. Po tak dużym wysiłku, jakim jest start na 20 km, organizm musi się bowiem regenerować przynajmniej przez tydzień. To aspekt powodujący, że bardzo trudno normalnie funkcjonować i godnie żyć tylko dzięki uprawianiu chodu.

A myśli pan o tym, by jeszcze kiedykolwiek wystartować na dystansie 50 km?
Podjąłem taką próbę rok temu, ale nie była ona udana i do tej pory mam w głowie uraz, gdy o niej myślę. Trening specjalistyczny pod start na 50 km zupełnie mi nie posłużył. Nie tylko byłem po nim bardzo zmęczony, ale również nie uzyskałem należytej świeżości w czasie zawodów. Nie dokończyłem rywalizacji, schodząc z trasy po pokonaniu około 35 km. Nie miałem szans na uzyskanie dobrego rezultatu, więc uznałem, że nie ma sensu na siłę przeć do mety tylko po to, by mieć zaliczone 50 km. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś spróbuję pokonać ten dystans, jednak na razie o tym nie myślę.

Jest pan wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski, mistrzem Europy do lat 23 z 2011 roku oraz olimpijczykiem z Londynu. Co uważa pan zatem za swoje największe dotychczasowe osiągnięcie?
Najwyżej stawiam triumf w młodzieżowych Mistrzostwach Europy. Start olimpijski też wspominam dobrze, ale nie do końca ułożył się on po mojej myśli. Zająłem w nim 19. miejsce. Był to niezły wynik, ale stać mnie było na lepszy. Nie do końca posłużył mi jednak obóz wysokogórski, jaki zorganizowaliśmy przed wyjazdem do Londynu. Jak na debiut olimpijski wypadłem jednak solidnie, bo okazałem się najlepszym z Polaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska