Młode wilki i stare repy

Saudi.now/Wikipedia CC 1.0
Saudi.now/Wikipedia CC 1.0
Rozmowa z prof. Andrzejem Paczkowskim.

Andrzej Paczkowski

Andrzej Paczkowski

Historyk, naukowiec, wykładowca akademicki, profesor nauk historycznych i alpinista. W okresie PRL działacz opozycji demokratycznej, w III RP członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej dwóch kadencji, następnie przewodniczący Rady IPN. W latach 1974-1995 (przez 7 kadencji) prezes Polskiego Związku Alpinizmu. Zasłynął m.in. jako współautor wydanej we Francji głośnej "Czarnej księgi komunizmu".

- Panie profesorze, tym razem nie o historii.
- A o czym?

- O górach.
- A to dlaczego? Ja się już przecież nie zajmuję wspinaniem.

- Ale przez siedem kadencji był pan prezesem Polskiego Związku Alpinistycznego, o czym mało kto wie lub pamięta. Zna pan świetnie środowisko od niepamiętnych czasów.
- A o co chcecie zapytać?

- O to, co się dzieje ostatnio z polskim himalaizmem. Śmierć na Broad Peaku, śmierć na Gaszerbrum. Surowy raport komisji badającej wyprawę na Broad Peak, spory, medialne napięcie.
- Proszę pana, istnieje w życiu każdego człowieka czy każdej zbiorowości tak zwane prawo czarnej serii. Oto nagle zdarza się kilka drastycznych wypadków i niektórzy starają się wyciągać z tego ogólne wnioski. Proszę sobie przypomnieć, co się działo w 1986 roku na K-2.

- Nie jestem aż takim znawcą himalaizmu, więc pomogę sobie Wikipedią. O, już mam… W 1986 roku tylko między 21 czerwca a 10 sierpnia zginęło na K-2 w różnych wyprawach aż 13 wspinaczy. Amerykanie, Francuzi, Włosi, Anglicy… W tym Polacy, Wojciech Wróż oraz Tadeusz Piotrowski, który odpadł od ściany już po zdobyciu szczytu.
- Sam pan widzi. Prawo czarnej serii. Spiętrzenie przypadków, tragiczne zwieńczenie jakiegoś ciągu. Bywa… A jednak ludzie nadal wspinają się na K-2.

- A czytał pan raport komisji ekspertów Polskiego Związku Alpinistycznego po wypadkach na Broad Peak? (o tym, co się tam wydarzyło, czytaj w ramce)
- Właśnie wróciłem z urlopu, szczegółowego raportu jeszcze nie czytałem, tylko omówienia prasowe.

- Jak większość. Ja też. Tym, którzy ocaleli, raport zarzuca egoizm oraz oskarża ich o brak pomocy wobec kolegów. W stosunku do młodego Adama Bieleckiego padły słowa "tchórzostwo i cwaniactwo". Chciał zdobyć szczyt za wszelką cenę.
- Raport jest ostry, można z niego wyciągnąć kategoryczne wnioski, ale trzeba pamiętać, że w górach każda sytuacja jest inna. Nie da się tego tak jednoznacznie ująć. Wspinanie się na szczyty to zajęcie dla skrajnych indywidualistów, wielkie ambicje, parcie do przodu jest czymś zrozumiałym. Tak było zawsze. I za moich czasów, i przede mną, i tak będzie dopóki będzie istniał alpinizm.

- Pan znał tych, którzy zginęli?
- Maćka Berbekę od maleńkości, bo znałem świetnie jego ojca, Krzysztofa. Czasem myślę, jak to było: Maciek nie mógł iść, usiadł, zamarzł…

- Mówi się, że na ośmiu tysiącach metrów nie da się udzielić pomocy.
- Owszem, a z drugiej strony panuje popularne przykazanie, że przyjaciela nie zostawia się nawet wtedy, gdy jest już bryłą lodu. To powiedział Warzyniec Żuławski, który w latach 50. wyruszył z Chamonix na Mont Blanc na poszukiwanie ciała swojego przyjaciela Stanisława Grońskiego. Podczas tej wyprawy zginął zresztą i sam spoczywa gdzieś do dziś w szczelinach lodowych Alp. Ale pamiętajmy, że on o tej bryle lodu mówił w Chamonix, w dolinie. Inaczej sprawy mają się w górach, gdzie czasem przyjaciela trzeba opatrzyć, otulić, przywiązać do skały i zostawić właśnie, żeby biec na dół po ratunek.

- Krzysztof Wielicki, wybitny himalaista, kierownik wyprawy na Broad Peak powiedział kilka dni temu "Gazecie Wyborczej", że dziś w polskim alpinizmie jest tak: albo młodzi i ambitni - ale bez doświadczenia, albo starzy rutyniarze - nieco już zmęczeni, niewydolni. A ci młodzi to tacy kozacy, co to dla szczytu wszystko.
- Tak? To niech Krzysiu sam sobie przypomni, jak szarpał pod górę, gdy był młody. Jakie miał ambicje. Jak sam łoił na szczycie. Kozacy? Zawsze tak było. Jak ktoś nie ma ambicji, to nie pojedzie w Himalaje. Młode wilki wspinały się zawsze, wszystko im wisiało, byle tylko na szczyt wejść.

- Wyjaśnijmy tu, co znaczy "łoić na szczycie", bo komuś się może skojarzyć z obalaniem flaszki.
- To w naszym górskim slangu po prostu wspinanie się.

- A ta luka pokoleniowa?
- Ona była zawsze. Zawsze były te młode wilczki i stare repy. Dziś Krzyś jest starym repem.

- A po co stary rep na wyprawie?
- Przydaje się. Bo rozpozna pogodę, bo zna teren, bo ma doświadczenie, którego młodzi mogą mu pozazdrościć. Bo bywał w ekstremalnych warunkach. Bo ma autorytet. Bo wprowadza ład. Bo jest gospodarzem bazy, a to dla tych, co łoją w górach, bardzo ważne psychicznie miejsce.

- Pamiętam, jak w książce Kukuczki przeczytałem, jak on siedział w śnieżnej jamie gdzieś na szczycie, w samym środku burzy, która się zaciągnęła i wyglądało na to, że on tam zostanie. Śmierć zaglądała mu w oczy, a on sobie wyjął paczkę popularnych i zapalił w tej śnieżnej jamie, w rozrzedzonym powietrzu, na diabelskim mrozie… Polska szkoła himalaizmu: gniotsa, nie łamiotsa.

- Stare, dobre czasy… Kukuczka, Kurtyka… Po Tatrach chodziło się w trampkach ze szmaty, swetrach i tych brezentowych PTTK-owskich kangurkach, które natychmiast przemakały. Dziś wspinacze mają sprzęt nieomal kosmiczny. I inaczej podchodzą do swej kariery. Dbają o formę. Pakują na siłowniach, mają w domu na ścianach chwyty, stopnie, wszędzie są ścianki wspinaczkowe. My się wspinaliśmy na linach z sizalu i wchodziliśmy na podwarszawskie dęby. Bo kora starego dębu ma fakturę skały. Ale i wtedy, i dziś młodzi wspinacze ambicje mieli jednakowe.

- Czy ambicje usprawiedliwiają wszystko? Tym dwóm wspinaczom, którzy ocaleli, zarzuca się, że nie interesowali się tymi, co zostali w tyle.
- Tylko, że to najpewniej wcale nie było świadome zaniechanie, a tylko coś, co polega na olbrzymim skupieniu się na sobie. Które jest instynktowną reakcją organizmu na niewyobrażalne zagrożenia i wysiłek. Oraz strach, że nie zdąży się przed nocą do bazy i się zamarznie. Proszę pana, rozdzielanie się zespołu zdarza się bardzo często, to naturalne. Znamy tysiące takich przypadków.

- Kiedy następuje rozdzielenie, wypięcie się z liny?
- Różnie. Bardzo często w trudnym terenie, gdzie tak zwana asekuracja sztywna nie jest możliwa. Bywa też, że ekipa się rozwiązuje, w przenośni i dosłownie, bo każdy idzie własnym tempem. Oczywiście, jest żelazna zasada, że co jakiś czas trzeba odczekać, sprawdzić, co z tymi, którzy zostali w tyle. Taki przypadek z lat 80. Trzech wspinaczy zdobywa szczyt, szczęśliwie schodzą, idą doliną do schroniska. Trasa łatwiutka, turystyczna, ale panuje przenikliwy mróz. Jeden zostaje w tyle. Siada, żeby odsapnąć. I zamarza… Więc należy się odwracać. Ale to się traktuje dość swobodnie, zwłaszcza przy schodzeniu. Wiadomo, szczyt zdobyty, każdy chce mieć to już za sobą, spieszy się do obozu. A ci z tyłu też nie protestują, bo wiedzą, że jak wrócą, to będzie na nich czekał ciepły posiłek i zagrzany namiot. Dopiero gdy dochodzi do wypadków, takie rzeczy są analizowane. Gdy szczyt zdobyty i nikt nie zginął, nikt sobie nie zawraca głowy takimi szczegółami.

- Ale może one są ważne. Bo jednak gdzieś popełnia się błąd.
- Równie dobrze można powiedzieć, że błędem jest samo wyjście w góry. Gdyby się nie poszło, nikt by nie zginął…

- Słynne "drapią się tam, gdzie nie swędzi". A przecież chcącemu nie dzieje się krzywda…
- No właśnie. Wysokie góry to skrajności, jakie trudno sobie wyobrazić. Czasem po prostu nie da się z nimi wygrać i nie pomogą tu żadne analizy. Żadne szukanie błędu czy słabego punktu wyprawy.

- A co bywa takim słabym punktem?
- Nierozpoznanie lub zlekceważenie sygnałów alarmowych.

- A jakie bywają te sygnały?
- Na przykład pogoda. Jej trafne rozpoznanie jest niezmiernie ważne. I nie chodzi tu o prognozy meteo, bynajmniej, lecz o osobistą ocenę starego górskiego wyjadacza. Albo przekroczenie swoich możliwości fizycznych.

- Jak je rozpoznać? Komisja proponuje dokładniejsze badania wydolnościowe.
- Ale badań nie można absolutyzować. Bo organizm ludzki nie jest monolitem. Ktoś, kto jest świetnym wyczynowcem, może mieć słabszy dzień. I sam to powinien rozpoznać i wziąć pod uwagę. To może być bolący ząb, niewyspanie albo fakt, że od trzech dni nie zrobiło się kupy.

- A propos, a jak to się robi na 8 tysiącach metrów? Przy minus 60?
- Nie robi się. Trzeba to jakoś przenieść na niższą wysokość. W sobie albo w spodniach.

- A jakie mogły być te sygnały ostrzegawcze pod Broad Peak?
- Ja myślę, że ci dwaj, którzy szli wolniej, byli po prostu słabsi tego dnia. I powinni byli wziąć to pod uwagę. I powinni byli się cofnąć. Wrócić do bazy, podarować sobie szczyt. Ale to tak łatwo dziś powiedzieć.

- Najgorszy moment w pana karierze wspinacza?
- To było w Tatrach. Żabi Mnich. Wspinaliśmy się jeszcze na linach sizalowych, pan da wiarę?! No i zapomniałem o żelaznej zasadzie trzech punktów podparcia: że albo dwie ręce i noga, albo dwie nogi i ręka… I runąłem 20 metrów w dół, uderzając w ścianę. Kręgosłup wytrzymał, kończyny też. Ale miałem złamany nos i pokiereszowaną twarz. Kolega sprowadzał mnie do schroniska w Morskim Oku na postronku, taki byłem oszołomiony.

- A na jaką najwyższą wysokość pan wszedł?
- 7,2 tysiąca. Ja nigdy nie byłem nadzwyczajnym wspinaczem.

- Byle kogo nie wybrano by na prezesa aż na siedem kadencji!
- A czy Kazimierz Górski był dobrym piłkarzem? Pan wie, ile razy wystąpił w reprezentacji Polski?

- Raz?
- Tak, tylko raz. Na dodatek w meczu z Danią, w którym dostaliśmy baty - 1: 5. Ja byłem dobrym organizatorem, potrafiłem jakoś ogarnąć to indywidualistyczne towarzycho. I dlatego byłem prezesem, a nie dlatego, że potrafiłem wisieć przez trzy godziny zaczepiony jednym palcem o skałę.

- Pan często podkreśla kulturotwórczą rolę gór. Dlaczego?
- Bo tak wielu twórców one zainspirowały. A kogo zainspirował boks?

- Hemingwaya.
- Ale on był pisarzem, a nie bokserem. A zna pan jakiegoś zawodowego boksera, który napisał opowiadanie?

- Nie.
- A wyczynowi wspinacze napisali już góry książek. Oto, na czym polega związek gór z kulturą.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska