Młodzi wrócą na Opolszczyznę, jeśli będą mieli rozwojową pracę i płacę

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Wideo
od 16 lat
Jak zatrzymać młodych ludzi w regionie? Jak reagować na rosnącą liczbę migrantów zarobkowych z Ukrainy? - o tym m.in. dyskutowali uczestnicy debaty nto.

„Migracje zarobkowe - szansa czy przekleństwo Opolszczyzny” - to temat zorganizowanej przez nto debaty w ramach „Złotej Setki” Opolszczyzny. Jej uczestnikami byli: prezes Górażdży Ernest Jelito, ekonomista prof. Romuald Jończy, humanista prof. Mirosław Lenart, członek Zarządu Województwa Opolskiego Szymon Ogłaza, prezes firmy Multiserwis Marian Siwon, rektor Politechniki Opolskiej prof. Marek Tukiendorf i prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski.

Rozmawiamy o sytuacji wielkiego kryzysu demograficznego, z czym wiążą się migracje. Opolszczyzna jest regionem, którego migracje są mocnym wyróżnikiem już od czasu „opolskich dwupaszportowców”. Ta rozmowa ma dodatkowy sens w warunkach rosnącego izolacjonizmu czy nacjonalizmu, co nie jest tylko problemem Polski. Krótki cytat z nto z pana profesora Jończego: „Rodzenie dzieci, które pożytek przyniosą komu innemu, bo z Polski wyjadą, wydaje się nierozsądne. Najpierw musimy ustabilizować skalę odpływu ludzi z regionu i zPolski, a jednocześnie otworzyć się na imigrację”. Brzmi to logicznie, ale jak to zrobić?

Prof. Romuald Jończy: Mówiąc o imigrantach, staram się zwrócić uwagę na potężny drenaż ludzi młodych, głównie maturzystów. Koncentrowanie się na zwiększeniu dzietności w tej sytuacji przypomina dolewanie wody do dziurawego wiadra. Dzieci będą, jeśli młodzi ludzie przestaną wyjeżdżać. Wtedy można wspierać dzietność.

Tendencje, które obserwujemy na rynku pracy, są naturalne. Struktura rynku pracy zmienia się: z dość równomiernego rozwoju całego kraju w czasach PRL-u, wynikającego z ówczesnej polityki, doszliśmy do modelu, w którym mamy do czynienia z palącym problemem znalezienia pracy na obszarach peryferyjnych: poza kilkoma dużymi ośrodkami i kilkunastoma mniejszymi. Obecny rozwój gospodarczy jest mocno asymetryczny - preferuje duże ośrodki. Opole od Wrocławia i Krakowa różni się nie tylko liczbą miejsc pracy, ale i ich strukturą: w dużych miastach więcej jest miejsc w sektorze prywatnym, dużych koncernach, ośrodkach rozwoju technologii. Miejsc pracy dobrej, do których aspiruje młodzież, zachęcona do studiowania - nieopatrznie - jest mało.

Trzeba zmienić perspektywę patrzenia na imigrantów. To, że być może mamy do czynienia z bardzo krótkim, 2-3-letnim okresem, kiedy Ukraińcy chcą u nas pracować, nie może być odbierane tak, że zawsze sobie możemy imigrantów ściągnąć. Ich aktualne przyjazdy są tylko i wyłącznie efektem kryzysu u nich. Nie wiemy, ile on potrwa. Jeśli nie potrafimy zatrzymać naszych młodych, to być może jest to jedna z opcji. To lepsze niż wpuszczanie do monoetniczego kraju jak Polska ludzi odległych kulturowo z północnej Afryki czy Syrii.

Jak problem migracji zarobkowych wygląda z perspektywy uczelni? Czy dostatecznie dużo robimy, żeby zatrzymać młodych ludzi w regionie i ściągać kolejnych wartościowych pracowników?

Prof. Marek Tukiendorf: Najpierw chciałbym się odnieść do słów ekonomisty o nieopatrznym studiowaniu. My zachęcamy tylko do studiowania „opatrznego” i przemyślanego. Przytoczę żart, który krąży po uczelni: Jak długo informatyk jest bez pracy? 15 minut. Staramy się stwarzać warunki do dobrego studiowania i okazuje się, że jest większe zapotrzebowanie na kadry, które dostarczamy, niż możliwości i chęci młodzieży, która wybiera kierunki techniczne. Realizujemy projekty, które odpowiadają na potrzeby regionu, jak ośrodek badawczo-rozwojowy firmy IFM Ecolink w Opolu. Z jej prezesem, Andrzejem Durdyniem, już kilka lat temu stwierdziliśmy, że musimy realizować hasło nie tylko „made in Poland”, ale „design and made in Poland”. Nie jest odkryciem premiera Morawieckiego, że polskie ręce powinny służyć nie tylko do przekładania rzeczy na taśmie produkcyjnej. Powiedziałem o informatykach, ale dotyczy to także innych naszych absolwentów: inżynierów chemicznych, architektów, mechaników, budowlańców. Oni wszyscy są do podjęcia „z pnia” przez pracodawców. Najważniejsze jest to, żeby ich uczyć tego, czym się mają zajmować. Staramy się to robić. IFM Ecolink, podobnie jak inne firmy, dostarczają nam aparaturę, na której młodzież uczy się już od pierwszego semestru. Przez uczelnię chcemy budować odpowiadające potrzebom regionu struktury zatrudnienia i to się da zrobić.

Czy dla firmy migracje, niestabilność, jeśli chodzi o pracownika, to duże wyzwanie?

ernest jelito: Muszę powiedzieć, że w tej chwili sobie uświadomiłem, że też byłem migrantem zarobkowym (przez 11 lat Ernest Jelito był dyrektorem technicznym koncernu HeidelbergCement - red.). Jechałem z dużą obawą, ale to było coś najlepszego w życiu, co mogło mi się przydarzyć. Po sukcesach, jakie mieliśmy jako Górażdże (w latach 2001-2005 Ernest elito kierował firmą - red.), wydawało mi się, że niczego więcej nie mogę się nauczyć, ale okazało się inaczej.

Migracja to rzecz nieunikniona. Mamy z nią do czynienia także w Rosji, Afryce i wszystkich krajach azjatyckich. Są kraje w Afryce, gdzie miejscowi nie podejmą się pracy taksówkarza. W Rosji nie ma kto budować, więc robią to Uzbekowie i Kirgizi. We wszystkich rozwijających się krajach zaczyna brakować rąk do prostych prac fizycznych. Jeśli migracja jest nieunikniona, to stwarza szanse na odniesienie sukcesu biznesowego.

Jako dyrektor techniczny koncernu odpowiadałem za centrum badawczo-rozwojowe. Postawiłem sobie za cel przeskoczyć konkurentów. Wzorując się na klubach piłkarskich, postanowiłem ściągnąć najlepszych młodych naukowców: z Maroka, Turcji, Indonezjii. Jeśli potrafimy otworzyć się na zewnątrz, to możemy wiele zyskać w rozwoju firmy, w innowacjach. Trzeba się jednak do tego przystosować. Migranci to ludzie, którzy nie boją się ryzyka, chcą realizować cele, ale trzeba im też stworzyć do tego warunki.

Zachęcanie do zwiększania dzietności jest słuszne, ale my problemy z brakiem kadr mamy dziś albo będziemy mieć jutro. Już nie możemy znaleźć kierowców, a na szkoleniu z BHP, które prowadzimy dla firm prowadzących remonty na terenie zakładu, na 36 osób - 34 to Ukraińcy. Możemy na to narzekać, ale uznaliśmy, że lepiej będzie się przygotować na ich przyjęcie. Migracja może być szansą.

Multiserwis to firma, której polscy pracownicy wykonują usługi na terenie całej Europy. Jak radzicie sobie z niedoborem kadr?
Marian Siwon: Wszyscy chcieliśmy być Europejczykami i teraz korzystamy z wolności, którą dało nam wejście do UE. Objawia się to także w tym, że pracownicy wolą jechać na Zachód, gdzie mogą więcej zarobić. Jeśli nie damy im takich możliwości w kraju, będą nadal wyjeżdżać. W Polsce głównym kryterium w przetargach jest najniższa cena. Jak w tej sytuacji my, jako wykonawcy usług, mamy podnosić pensje. Prowadzę firmę, która zajmuje się serwisem w dużych przedsiębiorstwach, rafineriach, elektrowniach. Polski rynek jest dla nas mały. Musimy szukać kontraktów w całej Europie, a nawet dalej. Jeśli pracownik ma do wyboru jechać do pracy 600 kilometrów w Polsce, to on woli przejechać tyle samo do Austrii czy Niemiec, a zarobić tam trzy razy tyle. Wybór jest oczywisty. Większość naszych sprawdzonych w Polsce pracowników zatrudnionych jest na kontraktach zagranicznych. Do prac w Polsce kierujemy nowo zatrudnionych, przuczanych do zawodu albo uczniów po szkołach.

Już 10 lat temu zdecydowaliśmy się zaangażować w kształcenie uczniów, tworząc specjalne centrum. W tym roku podpisaliśmy umowę na klasę patronacką. Bolączką Polski jest brak powiązania edukacji z rynkiem pracy. Nie spotkałem się, żeby ktokolwiek przyszedł do naszej firmy, żeby zapytać, w jakich zawodach będziemy zatrudniać za kilka lat. Staramy się zatrzymać uczniów, kreśląc im ścieżkę rozwoju w firmie po zakończeniu edukacji. Przekwalifikowanie pracownika, na przykład absolwenta studiów, trwa od kwartału do roku. On chciałby zarabiać dużo, bo ma wykształcenie wyższe, my patrzymy na jego kwalifikacje i to, że jeszcze musimy go szkolić, więc nie możemy zaoferować mu wysokiej pensji.

Nie ustaje odpływ pracowników z Opolszczyzny. Jak się zarządza takim wędrującym regionem?
szymon ogłaza: To globalne procesy, na które mamy ograniczony wpływ. Ważne jest pozytywne mówienie i myślenie o regionie w kontekście pokazywania młodym, że będą tu mieli perspektywy pracy. Połączenie rynku pracy ze szkolnictwem zawodowym jest piekielnie istotne, żebyśmy nie kształcili nieopatrznie studentów, niepotrzebnie zupełnie. Dziś już wiemy, że po dobrej szkole zawodowej można dostać dobrą pracę. Staramy się, żeby opolskie szkoły zawodowe były dopasowane do potrzeb rynku pracy, poprzez doposażenie placówek i kojarzenie ich z pracodawcami. Musimy też mieć świadomość, że w naszym regionie wyjeżdżanie za chlebem jest tradycją. Szukamy magnesów, które skłoniłyby tych ludzi do pozostania. Jednym z nich będzie kierunek lekarski na Uniwersytecie Opolskim. Istotnym elementem jest kwestia możliwości zamieszkania po studiach i w gestii gmin jest przygotowanie takiej oferty. W samym Opolu mamy rynek najmu cenowo podobny do wrocławskiego, ale przecież wynagrodzenia nie są na takim samym poziomie. To, co możemy zrobić i robimy jako samorząd województwa, to wspieranie inwestorów i działających już firm w tworzeniu nowych miejsc pracy i to się dzieje m.in. dzięki pieniądzom unijnym.

Migrujących Opolan, którzy szukają szczęścia poza regionem, chce ściągnąć do większego Opola prezydent Arkadiusz Wiśniewski. Ambitny plan, ale na razie mamy konflikt społeczny, kryzys zaufania. Jakie są szanse, żeby Opole było magnesem w regionie i promieniowało na cały region?

arkadiusz wiśniewski: Przede wszystkim chciałbym zauważyć, że w pierwszej dziesiątce liderów rankingu Tygrysów Złotej Setki jest pięć firm z Opola i kto wie, czy za kilka lat nie będzie ich więcej. Miło mi, że te firmy wybrały Opole - IFM Ecolink jako pierwszy ulokował się w strefie. Po nim przyszli inwestorzy francuscy, duńscy, amerykańscy, ostatnio- chińscy. To pokazuje, że w Opolu jest model sukcesu. Zagrożenia są często szansami. Tak postrzegam sąsiedztwo z Wrocławiem i Katowicami. Bo jeśli pod Wrocławiem lokuje się tak duży inwestor jak Mercedes, to oznacza, że za chwilę jego poddostawcy będą szukali miejsc w pobliżu, w tym w Opolu. Tak samo będzie na naszym regionalnym podwórku. Stąd projekt „dużego Opola”, pod który niektórzy podkładają nogi. Ludzi na Opolszczyźnie zatrzymuje dziś Opole. W tym roku odnotowaliśmy, że więcej osób w mieście się urodziło, niż zmarło. Jeśli ktoś zostaje w Opolu, to przede wszystkim 30-latkowie. Opole ma mocne uczelnie. Rozsądne wykorzystanie tych zasobów jest naszym celem. Teraz trzeba w ten żagiel mocniej dmuchać. Jeśli na terenach inwestycyjnych, trzy kilometry od strefy ekonomicznej w Opolu dziś hula wiatr i sieje się kukurydzę, bo gminy Dąbrowa nie stać na ich uzbrojenie, to przesunięcie tej granicy jest naturalnym ruchem. Bo Opole na to stać, żeby w to zainwestować i Opole ma markę. Jeśli pojawi się tam duży inwestor, to jest to zysk dla wszystkich.

Nam się dziś wydaje, że migracje, których doświadczamy, to jest jakaś apokalipsa. Tymczasem w historii Europy notowaliśmy wiele takich zdarzeń...

prof. mirosław lenart: Znane mi dobrze Włochy przeżyły fale migracji, których my nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Rocznie z tego kraju w XIX wieku migrowało od 110 do 600 tysięcy osób. Redaktor naczelny ówczesnego „Corriere della Sera” zrezygnował nawet ze swojej funkcji i poświęcił się w całości pracy dotyczącej migracji Włochów na świecie. Pisał on między innymi, że kondycja Włochów w Stanach Zjednocznych jest tragiczna, a jedyne, co utrzymuje poczucie godności włoskich migrantów, to fakt, że znajduje się nacja, która jest niżej od nich i są to Polacy. Decyzje o migracji nie wynikają jedynie z sytuacji ekonomicznej. Pobudki są różne. We Włoszech poszczególne regiony ufundowały całe instytuty badań nad własną migracją, żeby zrozumieć jej istotę.

Na koniec poproszę o podsumowanie...

Szymon ogłaza: Przez kilka lat, pracując w gabinecie wojewody, miałem okazję uczestniczyć w uroczystościach nadania polskiego obywatelstwa. Dla tych ludzi była to niesamowita wartość i od nich powinniśmy się uczyć pozytywnego postrzegania Polski, regionu i Opola - i nas jako społeczeństwa otwartego.

prof. marek tukiendorf: Nowy algorytm podziału pieniędzy dla uczelni ma wpłynąć na ograniczenie liczby studentów. Młodzież maturalna wpadnie w pułapkę - znakomita większość z tych, którzy wybierali dotychczas duże ośrodki poza Opolem, nie dostanie się na wybrane uczelnie. Powinni oni mierzyć zamiary na siły.

prof. Romuald Jończy: Szansę dla regionu upatrywałbym w zmieniających się różnicach między płacami w Polsce i za granicą. Z moich badań wynika, że część z osób, które wyemigrowały z regionu, byłaby skłonna wrócić za pensje na poziomie średniej krajowej, a nawet regionalnej, a co ważne - także za przedstawienie im klarownej ścieżki kariery.

Arkadiusz wiśniewski: Sukces osiąga się wtedy, jeśli coś się zrobi we właściwym czasie. Nie ma lepszego czasu niż teraz: jest rynek pracownika, więc jest okazja do podnoszenia wynagrodzeń, które zapewniają stabilizację. Nie przegapmy szansy, żeby zapewnić młodym dobre życie w Opolu.

Ernest Jelito: Jeśli mówimy o tym, żeby region się rozwijał, to najlepsi studenci muszą zostać w Opolu i tu widzę odpowiedzialność przedsiębiorców, żeby dać im szanse na rozwój już na studiach.

Prof. Mirosław Lenart: Jedna rzecz, której nauczyłem się we Włoszech, to to, że ludzie migrujący i wracający do Włoch naprawdę ten kraj kochają. I tu jest pole do dyskusji, czy tworzymy przestrzeń, żeby młodzi ludzie nasz kraj kochali i mogli w przyszłości do niego wrócić.

Marian Siwon: W tym roku zaczęliśmy przyjmować pracowników z Ukrainy, ale traktujemy ich tak samo jak pozostałych. Jako firma upatrujemy w nich szansę na rozwój - że za kilka lat będziemy mogli pracować na tamtym rynku.

Uczestnicy debaty:

Ernest Jelito, prezes i dyrektor generalny Górażdży; prof. Romuald Jończy, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu; prof. Mirosław Lenart, humanista z Uniwersytetu Opolskiego; Szymon Ogłaza, członek Zarządu Województwa Opolskiego; Marian Siwon, prezes spółki Multiserwis z Krapkowic; prof. Marek Tukiendorf, rektor Politechniki Opolskiej; Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola. Pełen zapis debaty można obejrzeć na stronie: www.nto.pl.

„Złota Setka” Opolszczyzny To rankingi opolskich firm oparte na danych ekonomicznych. Jej pomysłodawcą jest nto, a partnerem Politechnika Opolska. Studenci i ekonomiści z Wydziału Ekonomii i Zarządzania PO zajmują się zebraniem danych z Krajowego Rejestru Sądowego i opracowaniem ich. Na tej podstawie powstają dwa rankingi: „Filary Opolskiej Gospodarki” (firm osiągających najlepsze wyniki finansowe) i „Tygrysy Opolskiej Gospodarki” (firm dynamicznie rozwijających się). W tym roku partner strategiczny - Opolskie Centrum Rozwoju Gospodarki - przedstawił też ranking „Jaskółek Biznesu” - firm, które w latach 2007-2014 najefektywniej korzystały z unijnych dotacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska