Takie informacje przekazał niedawno w Opolu wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Jerzy Plewa, który brał bezpośredni udział w negocjacjach z Brukselą, dotyczących rolnictwa. Jego zdaniem osiągnięcie takiego wyniku to sukces, bo na te warunki musiały się zgodzić nie tylko rządy krajów "15", lecz także ich parlamenty. A wiele z tych państw w niektórych dziedzinach w negocjacjach z Unią osiągnęło gorsze wyniki. Tak jest w przypadku choćby kwoty mlecznej, którą na przykład Hiszpania - porównywalna do Polski pod względem ilości mieszkańców - ma znacznie mniejszą. Zresztą obecnie do polskiego rolnictwa rocznie wpływa około 5 miliardów złotych (np. przez interwencje na rynku rolnym, dofinansowanie kredytów) - po akcesji będzie wpływać 10 miliardów. Na co pójdą te pieniądze?
Przede wszystkim na dopłaty bezpośrednie.
Wynegocjowany w Brukseli uproszczony system dopłat przewiduje, że z unijnej kasy w roku 2004 polscy rolnicy otrzymają w sumie 894 mln euro, w roku 2005 - 1mld 10 mln euro, w roku 2006 - 1 mld 120 mln euro. I to dotyczy tylko pierwszej części dopłat, obejmującej dofinansowanie do hektarów (w kolejnych latach odpowiednio 25, 30 i 35 procent) oraz do produkcji. Jeśli zgodnie z zapowiedziami rządu polskiego (na co zresztą trzeba było uzyskać zgodę Brukseli) dopłaty zostaną podwyższone pieniędzmi z budżetu Polski do poziomów: 55,60 i 65 procent, to trzeba będzie w polskim systemie finansów publicznych znaleźć w kolejnych trzech latach odpowiednio 559, 633 i 725 mln euro.
- Ja wiem, że wysokość dopłat budzi wielkie emocje, od zadowolenia do skrajnej niechęci, ale w czasie negocjacji nawet nasi unijni koledzy wskazywali, że z powodu dopłat dla rolników niezadowoleni mogą być polscy górnicy, hutnicy czy nauczyciele, którzy po akcesji nie dostaną ani grosza - podkreśla Jerzy Plewa.
O ile stawki dopłat podstawowych nie budzą wątpliwości, to dopłaty do produkcji przeliczane na obszar użytków rolnych już nie są takie proste. A to choćby z przyczyny marnej stopy plonu referencyjnego zbóż, jaką wynegocjowano w Brukseli (3 tony z hektara). A to ona w rzeczywistości będzie decydować o wysokości dopłat do produkcji (pod uwagę bierze się iloczyn plonu i powierzchni upraw). Rolnicy podkreślają, że na takim rozwiązaniu stracą ci, którzy produkują dużo i dobrze, bo osiągają na przykład plony zbóż na poziomie 8-9 ton z hektara - innymi słowy: otrzymają dopłaty tylko do trzeciej części swojej produkcji.
Pomoc dla grup producentów
Producenci owoców i warzyw dopłat do produkcji nie otrzymają. Jednak i oni będą mogli liczyć na wparcie finansowe, pod warunkiem, że zrzeszą się, gdyż w Unii obowiązuje wspólna organizacja rynku, którą objęte są praktycznie wszystkie gatunki owoców i warzyw produkowanych w Polsce. Całą swoją produkcję trzeba sprzedawać za pośrednictwem swojej organizacji, która w UE ubiegać się będzie o tzw. wstępne uznanie (opracowując plan działania na kolejne 3-5 lat), a następnie na pełne uznanie. Minimalne kryteria wstępnego uznania organizacji w Polsce w ciągu trzech pierwszych lat członkostwa będą wynosiły: 5 członków i 100 tys. euro wartości produktów sprzedawanych za jej pośrednictwem. W pierwszym okresie funkcjonowania grupy (do 5 lat) może ona liczyć na pieniądze przeznaczone na wyposażenie w środki techniczne (maszyny i urządzenia, sortownice, dofinansowanie do budowy chłodni itp.).
Dla kogo wcześniejsze emerytury
Do rolników skierowany zostanie program wcześniejszych emerytur. Adresatami będą ci, którzy zrezygnują z prowadzenia działalności rolniczej w wieku przedemerytalnym: dotyczyć ma właścicieli gospodarstw powyżej 55 roku życia, którzy nie osiągnęli jeszcze wieku emerytalnego oraz prowadzili działalność rolniczą przez ostatnie 10 lat. Warunkiem uzyskania wsparcia jest rezygnacja z prowadzenia działalności i przekazanie ziemi następcy (może być dzierżawa) na powiększenie gospodarstwa. Wysokość wcześniejszej emerytury będzie mogła wynieść od 210 do 374 procent najniższej emerytury.
Problem jest poważny, bo przecież w UE mieli być popierani szczególnie rolnicy towarowi. Ponadto inne kraje kandydackie uzyskały wyższe plony referencyjne: na przykład Węgry aż 4,7 tony. Na dodatek żniwa mają trzy tygodnie wcześniej i mogą nasz rynek zalać swoim zbożem (w Unii nie ma żadnych barier celnych).
Plewa przyznał, że polski plon referencyjny nie jest satysfakcjonujący, ale negocjacje wymagały kompromisu. Ponadto w zamian uzyskaliśmy inne przewagi nad pozostałymi kandydatami do UE. Ot, choćby zwiększyliśmy powierzchnię bazową upraw do wyliczania dopłat, gdyż wliczono nam do niej jeszcze powierzchnię uprawy kukurydzy na kiszonkę, wynoszącą 146 tysięcy hektarów (kukurydza nie jest objęta dopłatami do produkcji). Niejako z innego koszyka otrzymamy znacznie więcej - niż należałoby się nam według wielkości produkcji - na premie dla krów mamek, bo dostaniemy dla ponad 320 tysięcy sztuk, podczas gdy w kraju mamy ich około 150 tysięcy. Nadwyżka finansowa zostanie przerzucona do innych dopłat.
Mniej znany od dopłat bezpośrednich jest II filar finansowego wsparcia rolnictwa, który polskim chłopom może przynieść całkiem spore zyski. Chodzi o "Wsparcie rozwoju wsi i restrukturyzacji rolnictwa." Ale w tym filarze obowiązuje już jedna z podstawowych unijnych zasad, mówiąca, że owszem, Bruksela sypnie groszem, lecz nie za darmo. Aby coś dostać - trzeba samemu coś dołożyć. Polska będzie musiała na sfinansowanie działań z tego filaru wyłożyć 20 procent swoich pieniędzy.
Jednym z podstawowych zadań II filaru jest "Plan rozwoju obszarów wiejskich" (PROW). W Polsce wsparcie otrzymają gospodarstwa położone na obszarach o niekorzystnych warunkach. Dotacje mają wyrównać straty poniesione wskutek pracy w trudnych warunkach. Jak wyjaśnił Plewa, chodzi tutaj nie tylko o gospodarstwa w terenach podgórskich, ale też dysponujących marnym glebami (V i VI klasa). Aby dostać wyrównanie, należy na wniosku o dopłaty bezpośrednie nadmienić, iż staramy się także o dodatkową dotację. Jej wysokość w pierwszych latach członkostwa może wynieść od 30 do 70 euro na hektar.
Będzie można też uzyskać pomoc w ramach programów rolno-środowiskowych, dobrowolnie realizowanych przez rolników, służących ochronie środowiska i zachowaniu dziedzictwa przyrodniczego wsi. Chodzi tutaj m.in. o stosowanie metod przyjaznych dla środowiska bądź ekologicznych, utrzymanie nisko produktywnych łąk i pastwisk o wysokich walorach przyrodniczych, zagospodarowanie gruntów zaniedbanych i odłogowanych, itp.
Ale najciekawsze wydają się instrumenty uwzględniające specyfikę naszego rolnictwa. Przede wszystkim wsparcie dla gospodarstw niskotowarowych, które wyniesie do 1250 euro rocznie na gospodarstwo przez okres 3-5 lat. Otrzymają je ci rolnicy, którzy będą mieli szansę stać się towarowymi. Z tym, że jeśli przez trzy lata takimi nie zostaną - pieniędzy zwracać nie będą musieli, a jedynie nie otrzymają dotacji na 4 i 5 rok. Warunkiem uzyskania tych pieniędzy będzie przedstawienie uproszczonego biznesplanu. Jego wzorem mają dysponować ośrodki doradztwa rolniczego.
Innym typem dotacji jest rekompensata kosztów ponoszonych na dostosowanie do standardów UE (w zakresie ochrony środowiska, higieny, weterynaryjnych, bezpieczeństwa żywności i pracy). W roku 2004 maksymalna wysokość pomocy wynosiłaby do 200 euro na hektar. W kolejnych dwóch latach byłaby stopniowo zmniejszana.
Bardzo istotnym wsparciem ma być też "Sektorowy program operacyjny" (SPO) - to taki drugi SAPARD, tyle że ma dysponować znacznie większymi pieniędzmi, gdyż w pierwszych latach naszego członkostwa ma polskiemu rolnictwu i przemysłowi przetwórczemu oferować rocznie około 2 miliardów złotych. Pieniądze te pójdą tak na inwestycje w gospodarstwach, jak i na pomoc dla młodych rolników, szkolenia, scalanie gruntów, rozwój infrastruktury na wsi itp.
To tylko przykłady, ale nie ulega wątpliwości, że do wzięcia jest sporo grosza. Oczywiście można mieć pretensje do negocjatorów, że uzyskali niższe dopłaty od tych, które dostają rolnicy unijni. Ale warto też wziąć poprawkę na to, że za kilka lat Unię czeka reforma wspólnej polityki rolnej. Unijny komisarz do spraw rolnych Franz Fischler już zaproponował obniżenie maksymalnego pułapu dopłat do jednego gospodarstwa (do 300 tys. euro, w USA wynosi on 330 tys. euro). Zakłócało to jednak interesy wielkich gospodarstw rolnych we wschodnich Niemczech, więc z tej propozycji się wycofano.
Dyskusja w sprawie reformy na dobre dopiero się rozkręci, jednak nie ulega wątpliwości, że z czasem Unia przejdzie z dopłat do produkcji na dopłaty bezpośrednie do hektara - tym samym obowiązywać u niej będzie system uproszczony, podobny do polskiego. Unia zgadza się bowiem z poglądem Światowej Organizacji Handlu, że system obowiązujący obecnie w UE zakłóca światowy przepływ towarów. A bez handlu produkcja nie zdaje się na nic...