Mniejszość niemiecka musi oszczędzać

fot. Daniel Polak
fot. Daniel Polak
Mniejszość niemiecka co roku zmniejsza wydatki o siedem procent, a i tak w jej kasie widać już dno. Polscy Niemcy liczą na pomoc Vaterlandu, tylko trochę za późno zaczęli się o nią starać.

A jeszcze niedawno wydawało się, że mniejszości żaden kryzys nie grozi. Od lat strumień pieniędzy zapewniał następujący system: Fundacja Rozwoju Śląska udzielała pożyczek z pieniędzy przekazywanych przez niemieckie MSW.

Spłaty tych pożyczek jako tzw. fundusze zwrotne służyły do finansowania m.in. budynków i administracji, kształcenia, wakacyjnych kolonii i wycieczek dla seniorów, dobroczynności oraz Biblioteki Caritas i Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Jeszcze na przełomie wieków ponad 300 kół mniejszości na Śląsku Opolskim oraz Niemcy na Górnym Śląsku, Warmii i Pomorzu wydawali na te cele rocznie co najmniej 15 mln zł. Dziś musi im wystarczyć 8 mln. A mimo to, jeśli finansowanie będzie wyglądało tak jak dotychczas, pieniędzy wystarczy na dwa lata i trochę.

Trzeba było myśleć wcześniej
Pozornie sytuacja nie wygląda aż tak źle. Bo Fundacja Rozwoju Śląska wciąż dysponuje sumą 40 mln zł. Jeśli jednak w 2009 roku 8 mln pochłoną dotacje dla mniejszości, a kolejne 8 mln zostanie wydane na pożyczki (zostaną one spłacone dopiero za pięć lat), to zostanie już tylko 24 mln zł.
Gdyby tę samą operację powtórzyć w 2010, to po niej na koncie będzie już tylko 8 mln. Można je oczywiście w całości przeznaczyć na dotacje dla mniejszości, ale wtedy od 2011 trzeba zrezygnować z udzielania pożyczek, które są wizytówką fundacji wobec mniejszości i większości, nie tylko na Opolszczyźnie, ale i w całej Polsce.

Można też ostatnie osiem milionów podzielić na pół, ale wtedy finansowanie mniejszości musiałoby spaść z roku na rok o 50 procent. A potem? Bez "świeżych" euro z budżetu Republiki Federalnej Niemiec nie będzie czym finansować bieżącej działalności (bo projekty kulturalne wspiera niemiecki MSZ i polskie MSWiA).

- Trzeba było myśleć o tym wcześniej - nie ukrywa Bruno Kosak, członek zarządu TSKN - niestety, kiedy ówcześni liderzy negocjowali z rządem niemieckim, że będziemy mogli samodzielnie w korzystać z dotacji zwrotnych, nie upomnieli się skutecznie, by już wtedy zagwarantować na czas i w odpowiedniej wysokości dopływ świeżych pieniędzy z niemieckiego budżetu. Odwrotnie, taka pozycja została - za ich zgodą - z niego wykreślona.

Henryk Kroll, były lider TSKN, nie zgadza się z taką oceną. Zarzuca Kosakowi i wszystkim, którzy myślą i mówią podobnie, że chcą go zaszczuć i obniżyć jego szanse w wyborach do europarlamentu.

- W rzeczywistości było tak, że za rządu Schrödera nie mieliśmy żadnych szans na "świeże" pieniądze z budżetu - uważa Kroll. - Gdybyśmy nie weszli wtedy w ostry konflikt z niemieckim Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, nie tylko nic by nam nie dali, ale jeszcze zabraliby nam fundusze zwrotne. A poza tym, jak się oskarża dawnych liderów, to wszyscy patrzą na mnie. I niesłusznie. Przecież te decyzje podjął zarząd VdG, a nie ja sam. Nie jestem też w zarządzie ani w radzie Fundacji Rozwoju Śląska. Jeśli fundacja za dużo przeznaczyła na kredyty, a za mało na finansowanie mniejszości, to jest jej odpowiedzialność, a nie moja. Bo pierwszym obowiązkiem fundacji jest zapewnienie pieniędzy na działanie mniejszości.

Wreszcie - według moich informacji - fundacja ma jeszcze nie 40, ale 48 mln, co przy oszczędnym gospodarowaniu może nam wystarczyć nawet na sześć lat.

Takiego scenariusza nikt poza byłym liderem sobie nie wyobraża. Miałby on zresztą krótkie nogi. Fundacja, rezygnując z udzielania kredytów dla rolników i małych i średnich przedsiębiorstw, zaprzepaściłaby jeden z najważniejszych celów swojego istnienia, w dodatku wpisany w umowę ze stroną niemiecką.

Nie chcą wpisać do budżetu

Realnym lekarstwem na zbliżający się krach finansowy polskich Niemców jest zastrzyk euro z budżetu Republiki Federalnej. Tyle tylko, że dziś ani nad Renem, ani nad Odrą nikt nie jest w stanie prorokować, kiedy te pieniądze trafią na konto fundacji ani ile ich będzie.

Żeby przyspieszyć otrzymanie tych funduszy, mniejszość zgodziła się przekazać w grudniu 2007 z zasobów fundacji 1 mln złotych na załatanie dziury w budżecie Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej.

W zamian rząd w Berlinie obiecał nie tylko oddać ten milion, ale też wznowić finansowanie z niemieckiego budżetu. Kłopot w tym, że prace nad prowizorium budżetowym na rok 2010 właśnie trwają. Nie ma w nim ani słowa o mniejszości w Polsce i raczej nie będzie.

- Dwa razy byłem w Berlinie i rozmawiałem o wpisaniu takiej pozycji do budżetu
- mówi Norbert Rasch, przewodniczący zarządu TSKN. - Wielka szkoda, że została ona kiedyś wykreślona. Gdyby była tam stale, choćby z jakąś symboliczną sumą rzędu kilku tysięcy euro, teraz byłoby o wiele łatwiej coś osiągnąć. A tak będzie to bardzo, bardzo trudne.

Tym trudniejsze, że nie chodzi wcale o małe pieniądze. Po to, by mniejszość odzyskała finansowy oddech, potrzebuje rocznie kwoty rzędu 1,8 mln euro.

Pesymiści wśród opolskich Niemców mówią, że szanse na wpisanie jakiejkolwiek sumy dotacji do najbliższego budżetu są równe zeru. Republice Federalnej i bez wydatków na mniejszość w Polsce szykuje się potężna dziura budżetowa, a prognozy gospodarcze przewidują, zwijanie się produkcji o 3,5, a może nawet o 5 procent, więc zwyczajnie nie będzie z czego wziąć tych pieniędzy.

Ich zdaniem, będzie znakomicie, jeśli dotacja dla Niemców w Polsce znajdzie się w następnym budżecie. Ale i wtedy nie wyniesie ona 1,8 mln euro, tylko znacznie mniej - może milion, ale raczej kilkaset tysięcy euro.

Optymiści przypominają, że 1,8 mln euro to bardzo dużo dla mniejszości w Polsce, ale nie tak znów wiele dla potężnego niemieckiego budżetu. Na dowód przytaczają niedawną deklarację ministra spraw zagranicznych, iż Republika Federalna przeznaczy 1 mln euro na prace remontowe w Muzeum Auschwitz Birkenau.

Podkreślają też, że prowizorium to jeszcze nie budżet. Ten powstanie ostatecznie dopiero po jesiennych wyborach, przykrojony już pod potrzeby i priorytety nowej koalicji.

- Mamy obietnicę polityków CDU, że pomoc dla nas zostanie wpisana do umowy koalicyjnej - zapewnia Henryk Kroll.

Byle prawica wygrała

Optymistów i pesymistów łączy lęk przed ewentualnym wyborczym zwycięstwem SPD i powstaniem koalicji centrowo-lewicowej. Bo ta nie musi się przejmować obietnicami poprzedników, więc dotacje gotowe się rozpłynąć. Na razie więc mniejszość z uwagą śledzi przedwyborcze sondaże i z ulgą obserwuje, że póki co prawica prowadzi.

Samo liczenie na pieniądze z Berlina to jednak za mało. Czasy, w których wniosek z koła DFK do fundacji o dofinansowanie był tylko formalnością, minęły bezpowrotnie. Wygląda na to, że nie obejdzie się bez dalszych oszczędności.

- Ale trzeba pytać, gdzie jest ich kres? - uważa Bruno Kosak. - Od jakichś ośmiu lat ilość pieniędzy na koła w terenie spada co roku o 7 procent, czyli dziś dostajemy połowę tego, co w 2002. Zaciskamy ten pasek, ile sił, ale musimy mieć świadomość, że ostatnia dziurka zbliża się niebezpiecznie szybko.

- Na pewno mamy powody do obaw i nie ma sensu tego ukrywać jak czegoś wstydliwego - przyznaje Norbert Rasch. - Musimy się więc szybko nauczyć skutecznie starać o pieniądze europejskie, z czego na razie kompletnie nie korzystaliśmy. Po to koła DFK na dole oraz struktury gminne i powiatowe otrzymały samodzielność prawną, by mogły łatwiej zdobywać fundusze. Uważam, że pierwszą decyzją po wyborach nowych władz VdG powinno być zorganizowanie kursów pisania projektów unijnych. Zresztą wielu naszych ludzi umie to robić. W ramach TSKN dotychczas nie składali wniosków do Unii, bo to pracochłonne i ryzykowne.

Ale innej drogi nie ma. Chcemy też lepiej niż dotychczas korzystać z pieniędzy samorządowych, zwłaszcza tam, gdzie domy spotkań są własnością gmin i służą nie tylko mniejszości, ale całej społeczności lokalnej.

Kryzys finansowy w mniejszości jest faktem. Szefowie kół już na ostatnim zjeździe TSKN narzekali, że trudno im doprosić się o pieniądze na sprzęt biurowy czy choćby wymianę zepsutej muszli w toalecie. Jest poważna obawa, że kolejne cięcia rozczarują szeregowych członków TSKN i osłabią i tak już marną tożsamość członków mniejszości.

- Jestem przekonany, że będzie odwrotnie - uważa Norbert Rasch. - Kiedy jest trudno, zwykle ludzie się mobilizują i dają z siebie więcej. W mniejszości też tak będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska